Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto chciał skompromitować starostwo?

Aneta Kowalewska
Dwa radiowozy i siedmiu policjantów przyjechało do starostwa, by sprawdzić jak piją urzędnicy w jednym pokoju. Wyszków huczy od plotek, że ktoś poluje na Świderka.

Dwóch urzędników powiatowego inspektoratu nadzoru budowlanego w czasie pracy było pod wpływem alkoholu - taki jest wynik policyjnej kontroli w starostwie, przeprowadzonej 14 października. Policję nasłał anonimowy informator. Trzej policjanci z wyszkowskiej komendy zapukali do gabinetu sekretarza powiatu Roberta Malinowskiego we czwartek 14 października o godz. 13.20. Poprosili, aby sekretarz poszedł z nimi do pokoju nr 7. - Akurat nie było starosty i wicestarosty, więc weszli do mnie. Poprosili, żebym poszedł z nimi do pokoju numer siedem - opowiada sekretarz Malinowski. - Mieści się w nim inspektorat nadzoru budowlanego. Nie wyjaśnili wprawdzie po co, ale jak prosili, to ich zaprowadziłem. W pokoju zastaliśmy dwóch pracowników inspektoratu - szefa Wacława Nowaka i Włodzimierza Gryza oraz wicestarostę, Jana Świderka. Wicestarosta wyszedł ze mną i policjantami z pokoju i wtedy dowiedzieliśmy się, że policja pojawiła się w starostwie, aby zbadać trzeźwość urzędników pracujących w pokoju nr 7. Po czym policjanci weszli znowu do pokoju, by sprawdzić alkomatem stan inspektorów, a ja i wicestarosta wróciliśmy do swoich gabinetów - relacjonuje sekretarz powiatu.

Jedźcie, bo piją

Prawdopodobnie około 13.00 na komendę policji w Wyszkowie zadzwonił jakiś mężczyzna i życzliwie doniósł, że w starostwie piją alkohol. Podobno ten sam męski głos telefonował aż trzykrotnie z informacją, że w pokoju numer siedem starostwa znajdują się nietrzeźwi urzędnicy. Miał nawet grozić, że jeśli policja nie podejmie interwencji, poinformuje o tym Komendę Główną Policji. To, że interwencja policji wynikała z anonimowego telefonu, potwierdza rzecznik wyszkowskiej policji, Anna Jaworska. - Rzeczywiście, w czwartek 14 października doszło do interwencji policji w starostwie. Otrzymaliśmy telefon, w którym anonimowy informator zażądał interwencji policji wobec nietrzeźwych pracowników starostwa powiatowego w Wyszkowie. Wobec tego policjanci udali się do starostwa, gdzie stwierdzili obecność dwóch pracowników, którzy w godzinach pracy byli pod wpływem alkoholu - tyle pani rzecznik może w tej chwili powiedzieć. Więcej ma ustalić policyjne postępowanie w tej sprawie. Z tego, co wiemy, w owym pokoju numer siedem nie odbywała się jednak w momencie wejścia policji żadna alkoholowa biesiada. Sekretarz, który wszedł do pokoju z policjantami, nie zauważył butelek, ani kieliszków, ani nic, co wskazywałoby na picie alkoholu. Po przebadaniu dwóch urzędników alkomatem, policjanci zaczęli poszukiwania po urzędzie wicestarosty Świderka. Pracownicy twierdzą, że policja zaglądała do różnych pokojów. - Do badania alkomatem wicestarosty jednak nie doszło - powiedziała nam rzecznik policji. Nieoficjalnie natomiast mówi się w starostwie o tym, że donos wymierzony był tak naprawdę właśnie w wicestarostę. Podobno któryś z urzędników starostwa chciał się zemścić na Świderku za pozbawienie go pracy i doniósł policji, że w starostwie są pijani urzędnicy. Najprawdopodobniej sądził, że jest wśród nich także wicestarosta. Sekretarz Malinowski zapewnia jednak, że Świderek był zupełnie trzeźwy. - Poza tym rozmawiał z policjantami zanim ci weszli badać urzędników alkomatem - mówi sekretarz.

Polowanie na Świderka

"Art. 44 Kto wbrew szczególnemu obowiązkowi nadzoru dopuszcza do sprzedawania, podawania lub spożywania napojów alkoholowych na terenie zakładu pracy, jak również powziąwszy wiadomość o sprzedawaniu, podawaniu lub spożywaniu na terenie zakładu pracy takich napojów nie podejmie prawem przewidzianego postępowania, podlega karze grzywny." "Spożywanie alkoholu na terenie zakładu pracy stanowi ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych, w konkretnej sytuacji, jeżeli dowodowo stan faktyczny nie może być kwestionowany, pracodawca ma podstawę do rozwiązania stosunku pracy natychmiast, bez wypowiedzenia z winy pracownika (tzw. dyscyplinarka)" - cytaty pochodzą z ustawy o wychowaniu w trzeźwosci i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.

Wicestarosta wyszkowski Jan Świderek także podejrzewa, że nalot policji na starostwo wymierzony był w jego osobę, a pośrednio także w starostę, Justynę Garbarczyk i nie chodziło o żadną praworządność, tylko o skompromitowanie starostów. Świderek domyśla się, komu na tym zależało. - W przeddzień zajścia z policją był u mnie jeden z naczelników, Zdzisław Mikołajczyk. Rozmawialiśmy o jego odejściu z pracy - opowiada Świderek. - Już wcześniej był on poinformowany, że po urlopie nie wróci do pracy w starostwie, uznaliśmy bowiem, że nie sprawdził się na tym stanowisku, ale deklarowaliśmy, że pomożemy mu znaleźć inne zajęcie, np. w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Tego dnia, we środę Mikołajczyk przyszedł do mnie zapytać, czy już jest ta nowa praca i na jakich warunkach. Gdy dowiedział się, że płaca w nowej pracy będzie niższa, no i oczywiście nie będzie to posada kierownicza, zdenerwował się, zaczął mi grozić, że mnie skompromituje, stwierdził nawet, że ma informację, że w wojsku byłem konfidentem, co jest oczywistą nieprawdą - mówi wicestarosta. Zdaniem Świderka to właśnie zawiedziony urzędnik mógł chcieć się zemścić na swoich pracodawcach i chcąc ich skompromitować, zainspirował telefon na policję. Świderek potwierdza relację sekretarza Malinowskiego. Nieoficjalnie wie, że przebadani urzędnicy mieli pewną, bardzo niewielką ilość alkoholu we krwi, 0,3-0,4 promila. Taki poziom alkoholu we krwi daje 50 gramów wódki po godzinie lub duże mocne piwo po dwóch godzinach. Starosty policjanci alkomatem nie badali. - Nie proponowali mi tego badania, zresztą i tak bym się nie zgodził, bo uważałem, że ich działanie jest bezprawne - zapewnia wicestarosta. - W tym pokoju nie odbywała się żadna libacja. Policjanci też to stwierdzili. Powiedzieli mi, że za chwilę przyjedzie zastępca komendanta, Krzysztof Soliwoda. Czekałem chwilę, ale nie przyjechał, więc wyszedłem z urzędu, bo miałem bardzo ważne, wcześniej umówione prywatne spotkanie. Nie byłem pod wpływem alkoholu, to w ogóle niesamowity zarzut, bo przecież wszyscy wiedzą, że piję sporadycznie i bardzo mało, a przez jakiś czas nie piłem w ogóle - wyjaśnia Świderek. Natomiast badani alkomatem urzędnicy wyjaśnili staroście, że przyszli do urzędu już po alkoholu, a pojawili się, bo potrzebowali pilnej konsultacji ze Świderkiem w sprawie urzędowej, a nie cierpiącej zwłoki. Taką wersję wydarzeń przedstawia wicestarosta, z inspektorami nie udało nam się porozmawiać, pomimo wielu prób dodzwonienia się do nich. Wicestarosta uważa, że policja przeprowadziła pokazówkę - dwa radiowozy, siedmiu wysokich rangą policjantów - to siły i środki niewspółmierne do potrzeb. Zdaniem Świderka policja nadużyła swoich uprawnień. - Konsultowaliśmy się tak na szybko z naszym radcą prawnym, który uważa, że tę sytuację z inspektorami można traktować jak złamanie zasad prawa pracy i wówczas to pracodawca, mając podejrzenia, że ma pijanego pracownika wzywa policję, aby to ewentualnie potwierdziła i żeby wyciągnąć wobec pracownika konsekwencje - twierdzi Świderek. - Skierowaliśmy zapytanie do wyszkowskiego komendanta policji Wojciecha Wujdy o zasadność działań policjantów. Jeśli nasze podejrzenia, że policja przekroczyła uprawnienia potwierdzą się, złożymy zażalenie na jej działanie do prokuratury - mówi Świderek. Pracownicy inspektoratu nadzoru budowlanego nie podlegają staroście. Jest to tzw. administracja zespolona podległa wojewodzie. Świderek nie wie na razie, kto będzie wyciągał konsekwencje wobec wspomnianych urzędników - starosta czy wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego. - To dla nas nowa sytuacja, zaskoczyła nas. Ustalamy, jakie są nasze uprawnienia wobec tych pracowników i kto ewentualnie miałby ich ukarać, jeśli będzie taka potrzeba - mówi Świderek. Najbardziej oburza go jednak działanie policji. - Funkcjonariusze nie przedstawili się, nie wyjaśnili, o co chodzi. Powtarzam, przeprowadzili pokazówkę po to, aby nas skompromitować - dodaje Świderek.

Kto dzwonił?

Zdzisław Mikołajczyk, wciąż jeszcze pracownik starostwa przebywający na urlopie - wie już, że do pracy w starostwie nie wróci, o czymś świadczy - jak mówi - nawet zmieniona tabliczka przed drzwiami jego gabinetu. Mikołajczyk zapewnia, że to nie on jednak inspirował telefon na policję, choć potwierdza, że był w przeddzień policyjnego nalotu w gabinecie Świderka. - Rozmawialiśmy, ale nie groziłem wicestaroście żadną kompromitacją, a jedynie stwierdziłem, że będę z nim walczył politycznie (Mikołajczyk jest członkiem PSL a Świderek - PO - przyp. red.), bo uważam, że mam do tego prawo. Mam też pewne informacje dotyczące niechlubnej przeszłości wicestarosty, ale nie chciałbym ich w tej chwili ujawniać, zrobię to w określonym czasie i sposobie - tłumaczy. Jego zdaniem zarzuty, że jest niekompetentny czy nie sprawdził się są zupełnie niesłuszne. - Wymagano od mnie naginania prawa, wymuszano pewne zachowania formalne, a ja nie chciałem się na to godzić - tłumaczy Mikołajczyk powody swego konfliktu z władzami starostwa. To jednak nie on - jak zapewnia - doniósł na urzędników policji. O tym, że był nalot na starostwo dowiedział się od pracowników starostwa. Także o tym, że wicestarosta jego właśnie podejrzewa, że był sprawcą anonimowego telefonu. - Nie wiem, na jakiej podstawie wicestarosta tak twierdzi - mówi Mikołajczyk. - Ja też mógłbym z różnych sytuacji wyciągać różne wnioski, na przykład z tego, że ktoś w moim samochodzie w niedzielę rano wybił szybę. Ale wołałbym tego nie robić.

Komendant na urlopie

- Jesteśmy oburzeni działaniem policji - mówi sekretarz Malinowski. - Nie chodzi o to, że policjanci skontrolowali urzędników, ale o formę w jakiej to uczynili. Policja używała sił i środków niewspółmiernych do zaistniałej sytuacji, poza tym policjanci powinni byli poinformować mnie pod nieobecność zwierzchników w jakim celu się pojawili. Komendant Wujda wtedy, gdy doszło do policyjnego nalotu na starostwo był na urlopie. Rzecznik wyszkowskiej policji, Anna Jaworska tłumaczy, że policja jest zobowiązana interweniować otrzymując taki, jak w tym wypadku sygnał bez względu na to, czy chodzi o starostwo, magistrat czy każdy inny urząd czy instytucję. Magda Zalewska-Siczek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu, na nasze pytanie: czy policjanci powinni badać urzędników alkomatem, kiedy nie stwierdzili picia alkoholu w pracy, czy po prostu wyjść? - nie chciała odpowiadać. - Musiałabym znać więcej konkretów - zastrzegła. Do sprawy powrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki