Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec świata dziesięć lat później

MieczysŁaw Bubrzycki
Na tym zdjęciu w gazecie na pewno jest nasz dom - Eugenia Murawska przekonuje syna Zbigniewa
Na tym zdjęciu w gazecie na pewno jest nasz dom - Eugenia Murawska przekonuje syna Zbigniewa MieczysŁaw Bubrzycki
Pojechaliśmy do Drewnowa dokładnie w dziesięć lat po katastrofalnej wichurze. Mieszkańcy byli zdziwieni, że ktoś pamięta o tej rocznicy.

W niedzielę 19 maja 1996 roku w Drewnowie-Gołyniu było strasznie duszno. Ludzie spodziewali się burzy. To, co obudziło ich około godziny dwudziestej trzeciej, przypominało apokalipsę.
- Gdy to wszystko się zaczęło, krzyczałem do rodziców, że to koniec świata - opowiadał nam kilka dni później Zbigniew Murawski. - Tak to sobie właśnie wyobrażałem.
Mieszkańcy Drewnowa-Gołynia pamiętają, że huk był straszny. Niebo zrobiło się czerwone od błyskawic, z góry lały się strumienie wody, a do tego grad. Najgorszy był jednak wiatr. Potwornie silny, nic mu się nie było w stanie oprzeć.
- To piekło trwało pół godziny, ale aż strach pomyśleć, co by było, gdyby potrwało dłużej - Sabina Sadowska wciąż pamięta tę noc.
W Drewnowie było wtedy około trzydziestu gospodarstw, a tylko trzy oparły się żywiołowi.
- O nasze budynki też zahaczyło - mówi Bogdan Łuniewski, sołtys. - Ze stodoły zostały tylko słupy, dom też porządnie ucierpiał.
Łuniewski pokazuje nam okno na piętrze.
- Ono razem ze ścianą wypadło na ziemię i nawet szyba się nie zbiła - opowiada nadal nie mogąc w to uwierzyć.

Nie wszyscy się podnieśli

Ze Zbigniewem Murawskim rozmawialiśmy dziesięć lat temu w remizie, choć on tego dziś nie pamięta. Po kataklizmie w remizie mieszkały cztery rodziny, których domy nie nadawały się do zamieszkania. Murawscy - rodzice z synem Zbigniewem - zajmowali dużą salę. Wichura poprzewracała im wszystkie zabudowania. Słabe były, drewniane, więc nie było sensu ich odbudowywać. Z remizy wyprowadzili się jako ostatni, już w październiku. Wcześniej zdążyli zebrać z pól wszystko, co posiali na wiosnę.
Może pomieszkaliby trochę dłużej, ale w remizie miało odbyć się wesele i rodzina młodych naciskała na nich, by się wyprowadzili. Nie mieli dokąd, więc sprzedali gospodarstwo i kupili mieszkanie w Zambrowie. Pozostawili sobie siedlisko, które dziś porasta bujna trawa. Na środku stoi niewielki budyneczek. Jak tylko zrobi się ciepło, Murawscy wsiadają w czerwonego malucha i przyjeżdżają na wieś. Ostatnio już tylko we dwoje: Zbigniew z matką Eugenią, bo Zygmunt Murawski zmarł.
- Lekarze nawet zalecają mamie pobyt na wsi, bo tu jest lepsze powietrze - tłumaczy Zbigniew Murawski, który czas spędza siedząc na ławeczce, patrząc w dal i paląc papierosa.
Właściwie to tylko Murawscy nie podnieśli się wtedy po kataklizmie. Pozostali odbudowali w kilka miesięcy to, co wichura im zburzyła.
- Nie było wyboru - tłumaczy sołtys Łuniewski. - Trzeba było się podnieść. Ciężko było, bo trzeba było budować z tego, co wypłacili w ramach ubezpieczenia.
- Dom naprawiliśmy w kilka tygodni - mówi Kazimiera Adamczyk, która mieszka obok remizy. - Był w takim stanie, że właściwie powinniśmy się z niego wyprowadzić. Ale udało się go szybko odbudować.
Adamczykowa do dziś wspomina psa, który zginął podczas nawałnicy. Dobry był pies, płakała po nim, jak po człowieku. Szczęściem w nieszczęściu nikt wtedy we wsi poważnie nie ucierpiał. Jedynie na Grzegorza Pełchę, gdy spał, zwaliły się cegły z rozwalającego się domu i poraniły mu nogi.
- Nie ma co gadać - kwituje Tadeusz Pełcha, ojciec Grzegorza. - Nie było wtedy lekko, mieszkaliśmy przez jakiś czas w garażu przy remizie, ale trzeba żyć dalej. I żyje się.
- Niektóre domy są naruszone i może się okazać, że z czasem znów trzeba będzie je remontować - obawia się Sabina Sadowska.
Na razie jej dom pokryty sidingiem wygląda jak nowy.

Reportaże o nieszczęściu

Drewnowo-Gołyń było jedną z 68 wsi, które dziesięć lat temu ucierpiały. I jedną z dwudziestu pięciu wsi w gminie Boguty-Pianki, którą kataklizm dotknął najbardziej. Mieszkańcy nawet nie mogli obejrzeć w telewizji reportaży o swoim nieszczęściu, bo przez parę dni we wsi nie było prądu.
- U nas do dziś w domu trzyma się gazety, w których to opisano - mówi Janina Kossowska.
Kossowscy mieszkają na samym brzegu wsi. Do nich nawałnica dotarła najszybciej. Zniszczyła wszystkie budynki. Mieszkali wówczas we czworo: teściowa Janina Kossowska - wdowa, synowa Ewa Kossowska - wdowa i dwoje dzieci, nastolatków. Dziś głównym gospodarzem jest 25-letni wnuczek, a gospodynią w domu - babcia. Pani Ewa wyjechała przed rokiem za granicę.
W Drewnowie w zasadzie nie ma już żadnych widocznych śladów po tamtym kataklizmie. Zostały ślady w psychice. Kazimierze Adamczyk wilgotnieją oczy, gdy przywołuje złe wspomnienia.
- Przez trzy dni w ogóle nie mogłam spać - mówi.
Eugenia Murawska wpatruje się w zdjęcie rozwalonej chałupy, które zamieściliśmy w reportażu przed dziesięcioma laty ("Koniec świata", TO nr 22/1996).
- To był na pewno nasz dom - ożywia się na widok zdjęcia z ruinami. - Popatrz, Zbyszek, na te dwa drzewa. No i drzwi do domu były właśnie takie. To na pewno nasz dom - powtarza.Syn Zbigniew też przypatruje się zdjęciu, ale jest bardziej sceptyczny.

Rany zabliźnił czas

- Czas leczy rany i wszyscy już prawie o tym zapomnieli - twierdzi Bogdan Łuniewski. - Takie to jest życie.
Sołtys chętniej porozmawiałby o aktualnych problemach. Psioczy na niską opłacalność produkcji i na unijną biurokrację.
- Muszę szybko odnowić oborę, bo kontrola z unii ma przyjechać - zżyma się.
- Przez te ostatnie lata gorzej nam się żyje - twierdzi Sabina Sadowska. - Wtedy to jeszcze niejeden miał trochę zapasów i można było się szybciej podźwignąć. A dziś? Bieda z nędzą. Prawie wszyscy młodzi uciekli ze wsi, bo nie ma tu żadnej przyszłości.
H
Dziesięć lat temu dużo ludzi przyjeżdżało do Drewnowa. Dziennikarze, ekipy telewizyjne, znajomi z innych wsi i zwykli ciekawscy. Każdy, kto popatrzył na zniszczenia, był przerażony i przekonany, że ludzie nieprędko podniosą się z tego nieszczęścia. Okazało się, że podnieśli się, a dziś prawie już zapomnieli o tamtym koszmarze. Z rozmów z mieszkańcami wynika, że teraz ważniejsze są obecne problemy, których im nie brakuje. Gdybyśmy nie pojechali i nie przypomnieli im o tej rocznicy, pewnie nikt by o tym nie pamiętał. Czas skutecznie leczy rany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki