Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kim jest Stefan W.? Lubił bić ludzi i tym się chwalił. Jego rodzina dostała mieszkanie prawdopodobnie od prezydenta Adamowicza

Szymon Zięba, wsp.: Dorota Abramowicz, Jacek Wierciński
Stefan W. został w 2014 roku skazany za napady na banki. Podobno chwalił się tym wszystkim znajomym
Stefan W. został w 2014 roku skazany za napady na banki. Podobno chwalił się tym wszystkim znajomym Karolina Misztal
„Nazywam się Stefan W(...). Siedziałem niewinny w więzieniu. Platforma Obywatelska mnie torturowała. Dlatego właśnie zginął Adamowicz” - takie słowa usłyszeli ze sceny mieszkańcy Gdańska zgromadzeni na Finale WOŚP. Napastnikiem, który zaatakował nożem prezydenta Pawła Adamowicza, jest 27-letni Stefan W. z Gdańska. Według ustaleń policji, był karany za rozboje na punkty bankowe. Skazany został na 5,5 roku więzienia. Wyszedł w grudniu 2018 roku.

O sprawie Stefana W. pisaliśmy w „Dzienniku Bałtyckim” w maju 2014 roku, w związku z głośnym procesem dotyczącym napadów na placówki.

- To była scena jak z filmu gangsterskiego - mówił sędzia Radomir Boguszewski, który w 2014 roku wydał nieprawomocny wyrok za skoki na gdańskie placówki bankowe. Jednym z mężczyzn, który zasiadł wówczas na ławie oskarżonych, był właśnie Stefan W.

Kryminał

W. i jego wspólnik zostali wówczas skazani w pierwszej instancji odpowiednio na pięć lat i sześć miesięcy oraz rok i 10 miesięcy więzienia. W przypadku drugiego z młodych mężczyzn sędzia Radomir Boguszewski zastosował nadzwyczajne złagodzenie kary.

- Zgromadzony w sprawie materiał dowodowy nie budził żadnych wątpliwości co do tego, że oskarżeni dopuścili się przypisanych im przestępstw - uzasadniał sędzia Boguszewski.

Z przedmiotem przypominającym broń, w biały dzień, wchodził do placówki banku, w której było kilka osób i grożąc użyciem tej broni, zabierał pieniądze. Była to scena jak z klasycznego filmu gangsterskiego

Zwrócił uwagę, że kary wymierzone mężczyznom są z „dolnej granicy” przewidywanych przez prawo. Jednak według sędziego Boguszewskiego, spełniały one swoją rolę, w tym wypadku wychowawczą.

Wobec Stefana W. sąd zdecydował się orzec surowszą karę.

- Kara ta po pierwsze spełni rolę wychowawczą, ale też nie mogło ujść z pola widzenia sądu to, czego dopuścił się oskarżony. Z przedmiotem przypominającym broń, w biały dzień, wchodził do placówki banku, w której było kilka osób i grożąc użyciem tej broni, zabierał pieniądze. Była to scena jak z klasycznego filmu gangsterskiego - mówił sędzia.

Stefan W., już po zatrzymaniu, powiedział prokuratorom, że szykował napady, bo... po prostu potrzebował pieniędzy. Na jedzenie, taksówki, a także kasyno. W toku śledztwa na jaw wyszło, że W. instrukcji, jak zorganizować skoki, szukał w sieci. Biegli informatycy, sprawdzając zabezpieczony podczas sprawy komputer, którego również miał używać Stefan W., w historii wyszukiwań znaleźli często pojawiające się frazy: napad, walter (to od rodzaju broni), rozbój, bank, policja, kasyno, wiatrówka.

Skoki

Z ustaleń podczas śledztwa wynikało, że Stefan W. 8 maja 2013 roku wszedł do punktu SKOK przy jednej z gdańskich ulic. Wyjął przedmiot, który przypominał broń. Później twierdził - mówili prokuratorzy - że to była śrutówka. Powiedział, że kupił ją w sieci. Na popularnym portalu aukcyjnym. Zapłacił za nią 750 złotych.

Stefan W. - jak mówią śledczy - z pierwszego napadu miał niewiele, bo raptem ok. 2,5 tys. zł. Z akt sprawy wynikało, że po tej „robocie” ubranie, w którym obrobił placówkę, wyrzucił do śmietników. Śrutówkę natomiast zostawił w lesie.

Podczas drugiego skoku, do którego doszło 15 maja - jak tłumaczą śledczy - Stefan W. miał przy sobie rewolwer alarmowy na amunicję hukową. Kaliber 6 mm. Zgarnąć miał ok. 7 tys. zł. Za łup - mówił już po zatrzymaniu - wyjechał na wycieczkę za granicę.

Świadek, kobieta, która pracowała w placówce, zapamiętała, że napastnik nosił ciemne okulary.

Za zrabowane pieniądze W. wyjechał na Wyspy Kanaryjskie
Za zrabowane pieniądze W. wyjechał na Wyspy Kanaryjskie Facebook

Według prokuratury, Stefan W. stał też za innym napadem.

Wtedy też, jak informowała prokuratura, z rewolweru hukowego, który miał przy sobie, wystrzelił w sufit. Śledczy mówią, że wówczas zrabował ok. 4 tysięcy złotych. W czwartym rabunku (12 czerwca 2013 r.) Stefanowi W. pomógł inny mężczyzna. Stefan W. chciał, żeby ten zadzwonił po taksówkę i poczekał w niej na niego, aż skończy „akcję”.

- Kompletnie nie miałem pojęcia, że mój bierny udział jest traktowany tak samo jak fizyczny napad. To było lekkomyślne. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem - stwierdził wspólnik W. już przed sądem.

Ten mężczyzna spełniał wyłącznie tzw. funkcję pomocniczą i tylko w jednym napadzie. - Jednego dnia Stefan zadzwonił, zapytał, czy pomogę mu w napadzie na bank. Z początku nie chciałem, ale jak powiedział, że mam tylko taksówkę po akcji załatwić, to zgodziłem się - stwierdził wspólnik W.

O zatrzymaniu obu mężczyzn policja poinformowała tuż po czerwcowym skoku: - Gdańscy policjanci z komendy miejskiej, przy ścisłej współpracy z funkcjonariuszami z Komendy Wojewódzkiej Policji, zatrzymali na gorącym uczynku sprawców napadu na placówkę bankową. Auto, którym jechała dwójka mężczyzn, zostało zatrzymane przez policjantów w pobliżu Galerii Bałtyckiej.

Wyrok

Stefan W. został 29 maja 2014 roku skazany na karę łączną pięciu lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności za cztery rozboje (w tym trzy z użyciem broni). Orzeczenie pierwszej instancji co do wymiaru kary utrzymał zaś Sąd Apelacyjny w Gdańsku wyrokiem z 5 listopada 2014 r.

To jest chłopak, który od zawsze miał nierówno pod sufitem, był niezrównoważony i trzeba było na niego uważać. Już jako nastolatek zdarzyło się, że bez powodu rozbił koledze na głowie szklaną butelkę

- Skazany karę odbył w całości od czerwca 2013 do grudnia 2018 roku. Nie został zwolniony wcześniej - relacjonuje sędzia Tomasz Adamski, który poinformował nas również o zmniejszeniu w apelacji wyroku dla wspólnika W.

- Został skazany przez sąd na karę roku i 10 miesięcy pozbawienia wolności. Sąd Apelacyjny, w wyniku apelacji obrońcy, zmniejszył mu karę do jednego roku - usłyszeliśmy.

Zemsta
Stefan W. - według informacji Służby Więziennej - na wolność wyszedł 8 grudnia 2018 roku. Niecałe pięć lat po skazującym go na pobyt za kratami wyroku postanowił się zemścić. Na scenę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, ustawioną na Targu Węglowym w Gdańsku, wdarł się około godziny 20. Miał przy sobie kilkunastocentymetrowy nóż.

- Słyszałam, że krzyczał, że pięć lat niesłusznie siedział w więzieniu - powiedziała nam Czytelniczka, która była na miejscu.

W. zadał Adamowiczowi ciosy kilkunastocentymetrowym nożem. Spowodował ranę serca, przepony i jamy brzusznej. Potrzeba było aż prawie minuty, by został obezwładniony przez ochronę. Chwilę później na miejscu pojawiła się policja.

„Pozabijałbym wszystkich...”

- To jest chłopak, który od zawsze miał nierówno pod sufitem, był niezrównoważony i trzeba było na niego uważać. Już jako nastolatek zdarzyło się, że bez powodu rozbił koledze na głowie szklaną butelkę. Nigdy nie ukrywał, że lubił bić ludzi i chętnie się tym chwalił, mówił o tym, jak fajnie jest spuścić komuś wp..dol - mówi bez ogródek mężczyzna z Oliwy, który twierdzi, że Stefana W. zna od ponad dekady.

- Lubił tzw. dziesiony: potrafił, idąc ulicą, zobaczyć kobietę odchodzącą od bankomatu albo wychodzącą z banku i wyrwać jej torebkę czy na ulicy wyrwać komuś z ręki telefon komórkowy. Nie ukrywał, czym się zajmuje. Na forach w internecie chwalił się nawet, że obrobił bank i wyjeżdża na wakacje. Śmieszy mnie, że policja przy napadach na banki tak długo go rozpracowywała, kiedy wszyscy wokół wiedzieli. Wiem, że dostał łomot przy zatrzymaniu za tę sprawę. Później niejednokrotnie mówił: „pozabijałbym wszystkich, którzy mnie wpakowali do pierdla”. On tego nie mówił „dla jaj”, tylko na poważnie - słyszymy.

O Stefanie W. dowiedzieliśmy się również, że „umiał posługiwać się nożem” i „zawsze był fanatykiem broni” (m.in. chodził po lesie z wykrywaczem metali). Jeszcze przed odsiadką za napady na banki miał też nadużywać sterydów, które - obok ćwiczeń - odpowiadały za jego potężną sylwetkę, i narkotyków - przede wszystkim amfetaminy.

- Z tego co wiem, nigdy nigdzie nie pracował. Nie pochodzi z rodziny patologicznej. Rodzice i rodzeństwo są normalni. Najczęściej spotykało się go naćpanego albo pijanego w „siódemkach”, czyli salonach gier z automatami. Szczególnie takim, który stał na pętli tramwajowej w Oliwie. Można powiedzieć, że on praktycznie tam mieszkał - przekonuje nasz rozmówca, zastrzegając anonimowość. - Widziałem go jeszcze przed świętami w Oliwie. Na pewno zmieniło go więzienie czy raczej siedzący tam ludzie. Zachowywał się dziwnie, nienaturalnie, tak jakby nie był do końca obecny. Wyglądał, jakby był świeżo naćpany. Nie panował nad swoimi ruchami, wzrok mu uciekał - dodaje.

Mieszkanie od prezydenta?

Stefan W. mieszkał wraz z rodziną na pierwszym piętrze kamienicy w Gdańsku Oliwie. Stukamy do drzwi. Nikt nie otwiera.

Mężczyzna, który wyszedł na spacer z psem, przyznaje, że nie utrzymuje kontaktu z rodziną W. O tym, co zrobił 27-latek, usłyszał w telewizji.

- Powiedzieli, że ten Stefan miał być niby krzywdzony w więzieniu - zatrzymuje się na krótką rozmowę. - Wie pani, mnie też ci politycy denerwują, kiedy się bez przerwy kłócą w tej telewizji. I to robi Polak z Polakiem! Ale te wszystkie kłótnie i polityczne przepychanki nie były przecież winą prezydenta! I powodem, by zabijano człowieka. Zastanawiam się, do czego to doszło, gdzie są granice. I boję się, czy takich jak on nie będzie więcej.

Pozostali sąsiedzi godzą się na rozmowę, ale proszą o anonimowość.

- Rodzina państwa W. wprowadziła się tutaj przed dziesięcioma, a może i nawet więcej laty - mówi jedna z sąsiadek. - Grzeczni? Jeden mówi dzień dobry, drugi nie. Który konkretnie, nie wiem. Bardzo są do siebie podobni i właściwie nie wiem, czy bym tego Stefana rozpoznała. Matka bardzo uprzejma. Nigdy bym jednak nie przypuszczała, że któryś z nich zrobi coś takiego. Jesteśmy w szoku.

Wracając do tego Stefana, zastanawiam się nad jednym - jeśli ktoś jest psychicznie chory, to nie podlega karze. Powinni go leczyć.

Mieszkańcy domu opowiadają, że matka zabójcy była przedszkolanką, ojciec, który raczej nie pracował - być może był na rencie.

- Mieli gromadkę dzieci, w tym chyba dwie córki i szóstkę chłopców - twierdzi jeden z rozmówców. - Mieszkanie komunalne wcześniej zajmował mężczyzna nadużywający alkoholu, który w końcu został eksmitowany. Dopiero teraz do mnie dochodzi, że W. mogli zawdzięczać przydzielenie lokalu prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi.

Potem ojciec Stefana W. zginął w wypadku samochodowym. Matka została sama z dziećmi. Jakiś czas temu wyprowadziła się z córką, synowie zostali sami w lokalu.

Według kolejnego rozmówcy, z rodzeństwem napastnika nigdy nie było problemów.

- Dużo tych chłopaków, więc trudno opowiadać o każdym z osobna - przyznaje. - Jeden się grzecznie witał, inny nie. Jeden do kościoła chodzi, inny pracuje, jeszcze inny przy motorach grzebie. Czasem głośno muzykę puszczali, ale to tylko na pięć minut. Jak to w większej grupie ludzi. Stefana, który wybrał złą drogę, bym nie rozróżnił, może dlatego, że pięć lat siedział w więzieniu.

- To była bardzo spokojna kamienica - słyszę od sąsiadki. - Dopiero, kiedy W. się wprowadzili, zaczęły się kradzieże w piwnicach. Ale od kilku lat jest już spokój. Kiedyś nawet rozmawiałam o tym z ojcem chłopców, a ten stwierdził, że teraz zastanawia się, czy go synowie cudzym winem z piwnicy nie częstowali... Wracając do tego Stefana, zastanawiam się nad jednym - jeśli ktoś jest psychicznie chory, to nie podlega karze. Powinni go leczyć. To jakim cudem wcześniej Stefan trafił do więzienia?

ATAK NA PREZYDENTA GDAŃSKAWAŻNE INFORMACJE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Kim jest Stefan W.? Lubił bić ludzi i tym się chwalił. Jego rodzina dostała mieszkanie prawdopodobnie od prezydenta Adamowicza - Dziennik Bałtycki

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki