Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak parafianin pisał listy do proboszcza

Magdalena Mrozek
Jan Prusiński z Łęgu Starościńskiego ma pretensję do proboszcza, że go nazwał Belzebubem. Napisał do proboszcza list anonimowy, w odpowiedzi dostał też anonim, w jednej kopercie ze swoim listem.

Latem zeszłego roku napisaliśmy w "Tygodniku" o 88-letniej babci Barszczowej ze wsi Kurpiewskie, która sama musiała sobie nosić ze wsi wodę. Nie sądziliśmy wówczas, że sprawa babci może podzielić wieś, a już na pewno do głowy by nam nie przyszło, że tekst może rozpętać wojnę między parafianinem a księdzem.

Babcia Barszczowa mieszka w Kurpiewskich, wsi w gminie Lelis. Staruszka nie ma wody przy domu, bo jak sama nam powiedziała, woda ze starej studni nie nadaje się do picia, a na wybicie nowej nie ma pieniędzy.
Poskarżyła się też nam, że sama musi dźwigać butelki z wodą ze wsi, bo nikt z sąsiadów jej nie pomaga. Jedynie ksiądz proboszcz z Łęgu Starościńskiego interesuje się jej losem. Ludzie ze wsi poczuli się dotknięci słowami babci Barszczowej. Sołtys Wiesław Gromek przyszedł do redakcji i powiedział nam, że to co babcia mówi, nie do końca jest prawdą.
- W Kurpiewskich mieszkają życzliwi ludzie, którzy chcą pomagać i pomagają. I nie ma problemu, żeby ktoś przyniósł wodę czy narąbał drewna babci Barszczowej. Tylko nikt się tym nie chwali, bo po co? - usłyszliśmy od sołtysa.
Niektórzy mieszkańcy Kurpiewskich, których pytaliśmy, dlaczego nie pomagają babci, sugerowali, że pani Antoninie studnię powinien ksiądz wykopać, bo za te pieniądze, które ofiarowuje na kościół, to nie jedną studnię już by miała na podwórku.
- Każdy we wsi słyszał, ile daje na ofiarę w kościele - twierdziła jedna z mieszkanek wsi. - Bo jej ofiary nie są anonimowe, Barszczowa życzy sobie, żeby ksiądz wyczytywał na mszy ile dała.

"(...) Bulwersuje mnie też postawa księdza z Łęgu Starościńskiego, który nie ma sumienia biorąc pieniądze od tej babci" - tym jednoznacznym stwierdzeniem zamieszczonym w komentarzach po tekście o babci Barszczowej jego autor naraził się na gniew proboszcza.
- Nie ukrywałem we wsi, że to ja zadzwoniłem do "Tygodnika" i powiedziałem to, co myślę o księdzu proboszczu - mówi Jan Prusiński.
- Nie pierwszy już raz zresztą - pan Jan ma bowiem inne wyobrażenie o posłudze kapłańskiej, niż proboszcz. - Wiem, że po ukazaniu się artykułu w Tygodniku nie raz nazwał mnie publicznie Belzebubem. Nie wymienił wprost mojego nazwiska, ale mówił tak, że na wsi, gdzie wszyscy się znają, ludzie od razu wiedzieli o kogo chodzi i powiedzieli mi, co wygadywał.
Prusiński stwierdził, że nie przejdzie obojętnie wobec takiej publicznej i jego zdaniem niezasłużonej krytyki. Skreślił do księdza kilka zdań w liście, pod którym nie zdecydował się podpisać, bo uważał, że ksiądz doskonale rozpozna nadawcę. "W związku z artykułem "Studnia dla babci" zastanawiam się ile jeszcze takich babć masz na sumieniu" - zwraca się do proboszcza. "Wyzuty jesteś z godności ludzkiej, żeby tak wykorzystywać bezbronne istoty. Co innego mówisz od ołtarza, a inaczej postępujesz nie widząc na wsi biedy. Jak możesz ludziom patrzeć prosto w oczy? I jeszcze jedno, jakie masz dowody, że przeze mnie zaistniał konflikt między braćmi w Łęgu Starościńskim?" - tak pouczał proboszcza w liście anonimowym Jan Prusiński.

Wkrótce Jan Prusiński doczekał się także anonimowo odpowiedzi na swój list anonimowy.
"Dzień dobry bezbożniku! Belzebubie! Człowiecze zaślepiony i ogłupiony przez Szatana (...). Domagasz się Diable Siwy sprawiedliwości, a to ty jesteś krwiopijcą i z moich składek otrzymujesz rentę i za ciebie bezbożny szatanie muszę płacić podatki i składki". Pan Jan rzeczywiście jest rencistą i faktycznie ma siwe włosy. "(...) Ty jesteś bydlaku narzędziem w ręku Lucyfera. (...) Pamiętaj, że jak umrzesz to ksiądz potraktuje cię jak worek zgniłych kartofli. To przez ciebie zaistniał problem pomiędzy braćmi" - czytał zdumiony Prusiński. Kiedy przebrnął przez cztery strony rękopisu stwierdził, że ma do czynienia z anonimem, choć retoryka listu wydała mu się znajoma.
- To ksiądz proboszcz z Łęgu Starościńskiego napisał ten list - zapewnia nas Prusiński. Pokazuje nam skserowany list i skserowaną dedykację w książce "O naśladowaniu Chrystusa", którą ma syn znajomego pana Jana.
- Proszę porównać, to ten sam charakter pisma - wyjaśnia skąd jego pewność co do autora. - Nie pozwolę, by ktoś mnie tak obrażał. Uważam, że sobie na to nie zasłużyłem. Jak tylko mogę to pomagam ludziom ze wsi - mówi rozżalony. - Wiem, że to proboszcz napisał. Odesłał mi w kopercie mój list i ten drugi niepodpisany.
Prusiński już pod koniec grudnia pojawił się z listem w redakcji. W końcu stycznia skargę ponowił, bo proboszcz zatelefonował do jego żony i powiedział, że nie przyjdzie do nich po kolędzie. Prusiński mówi, że dwa razy ksiądz odwoływał kolędę w jego domu. Rok temu też zatelefonował do żony pana Jana i powiedział, że nie przyjdzie. W tym roku również. Ale przyszedł i poświęcił domostwo. Sprawy listu i konfliktu nie poruszał. Prusińskiego w tym czasie w domu nie było.

W Łęgu Starościnskim przed obecnym księdzem proboszczem w parafii przez ponad 10 lat, do lata 2002 roku, był ksiądz Ryszard Kłosiński. Pierwszy proboszcz tej niewielkiej parafii pobudował kościół, a kiedy miał odchodzić, parafianie nie chcieli go puścić z Łęgu, interweniowali w kurii biskupiej w Łomży, również w TO, prosząc by napisać, że nie chcą zmiany proboszcza.
Nowy duszpasterz nie miał więc łatwego zadania, ponieważ z góry skazany był na porównywanie z proboszczem, którego parafianie bardzo chcieli mieć u siebie. Na dodatek trafił na nerwowego parafianina, którego w konflikcie wspomaga inny parafianin. Nie chce jednak by jego nazwisko ujawniać w gazecie.
Jan Prusiński twierdzi, że w konflikt z proboszczem wszedł dwa lata temu. Niedługo po objęciu przez księdza parafii.
- Przed kolędą ksiądz powiedział na mszy, żeby pieniądze przygotować w dwóch kopertach. Zdenerwowałem się i zadzwoniłem na plebanię i powiedziałem, że do mnie ksiądz może w ogóle nie przychodzić - opowiada Prusiński. - Niektórzy nie mają co jeść, a ksiądz życzy sobie pieniędzy w dwóch kopertach!?
- Po pierwszych kolędach powiedział na mszy, żeby nie wkładać do kopert po 20 zł, bo ksiądz nie po to tyle lat się kształcił, żeby mu jak dziadowi jałmużnę dawać - dodaje kolega Jana Prusińskiego, który przyszedł z nim do redakcji.

Próbowaliśmy porozmawiać z księdzem proboszczem. Pojechaliśmy do Łęgu Starościńskiego. Ksiądz bardzo grzecznie powiedział, że nie chce rozmawiać.
- Proszę mnie zrozumieć. Nie chcę w żaden sposób tego komentować. Ten człowiek jest chory. Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie.
Zapukaliśmy do kilkorga parafian w Szafarczyskach, Łęgu Starościńskim, w Kurpiewskich.
- Dyplomatycznie powiem pani tak. Ksiądz ma czasami bardzo soczyste kazania - usłyszeliśmy w jednym z domów, którego gospodarz nie chce się ujawnić na łamach gazety. Dlaczego? - pytam. Bo księdzu "Tygodnik" nie odpowiada, a nie chciałbym się stać tematem następnego kazania. To znaczy, że pan Prusiński był? - dopytuję. - No z nazwiska to go w w kościele nie nazwał, ale poza kościołem to ludzie słyszeli o Belzebubie - śmieje się. - Na miejscu Janka to machnąłbym ręką i jeździł do Ostrołęki się modlić.
W innym domu również słyszymy, że ksiądz twardą ręką trzyma swoje owieczki i potrafi je porządnie zbesztać.
- Po tej sprawie ze studnią to się zdenerwował. Teraz już pewnie nie będzie wyczytywał, ile kto dał na kościół. Ale po mojemu to by zapłacił za wybicie tej studni i zszedłby z ludzkich języków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki