Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nam było w 2010 roku. Przeczytaj ostatni odcinek naszego złośliwego przeglądu wydarzeń minionych 12 miesięcy

possowski
Zapraszamy do lektury

Poniżej nasze złośliwe podsumowanie października, listopada i grudnia 2010 roku. Podsumowanie całego drugiego półrocza w papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Październik, czyli zaczęło się
Na początku miesiąca polski rząd wykazał się wyjątkowym rozsądkiem. Uznał, że w nadchodzących wyborach przynajmniej część ich uczestników - czyli wyborcy - powinna zachować trzeźwy umysł i nie popadać w oszołomstwo. W związku z czym zamknął w całym kraju sklepy z dopalaczami. Także w Ostrołęce.

Nie można wykluczyć, że właśnie to - brak dopalaczy - spowodowało, że w naszym mieście kampania była wyjątkowo niemrawa, wręcz nudna. Choć zaczęło się ciekawie. Platforma Obywatelska wystartowała z hasłem "Ostrołęka z przyszłością". Hasło doskonałe i do tego sprawdzone - pod identycznym cztery lata wcześniej do wyborów startował PiS z Januszem Kotowskim. Najprawdopodobniej ostrołęczanie uznali jednak, że mają już dość przyszłości, liczy się tu i teraz, i Platforma z nowym-starym hasłem nie odniosła wyborczego sukcesu. Ale o tym za chwilę. Poza gafą PO kroniki nie odnotowały żadnych spektakularnych wydarzeń w kampanii w przedwyborczym październiku. Żadnych haków, teczek, afer.

Może dlatego ostrołęcka policja mogła skupić wszystkie siły i środki na walce z najpospolitszym rodzajem przestępstw, czyli z pijanymi kierowcami. Do walki włączył się nawet osobiście sam najważniejszy policjant w mieście, komendant Janusz Pawelczyk. Podczas jednego z powrotów do domu zauważył pijanego kierowcę i brawurowo go zatrzymał. Bohaterstwo miało jednak swoją cenę. Podczas uniemożliwiania pijanemu kierowcy dalszej jazdy doszło do szamotaniny między pijanym kierowcą a komendantem. Jej tragicznym skutkiem okazało się złamanie dwóch palców komendanta. Na szczęście dwa, usztywnione czasowo palce, nie przeszkadzają w salutowaniu. A wręcz przeciwnie.

W październiku letnia ofensywa inwestycyjna w mieście płynnie przeszła w ofensywę jesienną. Poza wspomnianymi już chodnikami i parkingami kończono tak zwane iwestycje kubaturowe - wyremontowano część poczekalni dworca PKP i przekazano na świetlicę dla mieszkańców Stacji, odpicowano jeden z pokoszarowych budynków w Wojciechowicach i przekazano na cele kulturalne. Szczytem przyspieszenia była budowa bloku socjalnego przy ulicy Sienkiewicza. Robotnicy, chcąc zdążyć przed wyborami, pracowali od rana do nocy - także w soboty i niedziele. I pomyśleć, że kiedy pierwsza "Solidarność" zmieniała połowę Europy jednym z postulatów na jej sztandarach były wolne soboty! Z blokiem socjalnym zdążono i kilkudziesięciu szczęśliwych wyborców odebrało klucze do nowych mieszkań jeszcze przed zimą.

Listopad, czyli 52,5 procent
Na kilkanaście dni przed wyborami kandydaci przestali panować nad emocjami. Janusz Kotowski, zdawałoby się ostoja spokoju, popłakał się na ostrołęckiej konwencji Prawa i Sprawiedliwości. Łzy wzruszenia mówiącego o prezydenturze jako służbie prezydenta, były zresztą jedynym spontanicznym elementem konwencji. Wszystko inne - wyreżyserowane. I to w najlepszym stylu. PiS pokazał, że jest nie tylko największym faworytem wyborów, ale także - pod względem organizacyjnym - najlepiej do nich przygotowanym.

Wyniki to potwierdziły. Janusz Kotowski znokautował rywali, wygrywając już w pierwszej turze. A że historia lubi się powtarzać, zaraz po wyborach... obraził się na Tygodnik Ostrołęcki. Za to że, jak przed czterema laty, dokumentując jego wyborczy sukces, zamieściliśmy zdjęcie, na którym prezydent demonstruje nie tylko radość, ale także to, że sukces świętuje tak jak każdy normalny człowiek zwykł świętować sukces - wznosząc toast, bynajmniej nie szklanką mleka.

Już niezależnie od wyborów, trwała w mieście jesienna ofensywa inwestycyjna. Odebrano między innymi odnowiony skwer przy Kupcu. Cicho zrobiło się natomiast o najważniejszej w zakończonej w listopadzie kadencji - budowie aquaparku. No bo i co tu mówić, jak wszystko widać - prace rzeczywiście postępują, basen rośnie, tego lata mamy się już w nim pluskać.

Ale że życie nie znosi próżni, nie może być tak, że nic się w mieście nie zmienia. Kolejną metamorfozę przeszedł największy w Ostrołęce sklep. Dawny MiniMal przestał już być Billą, i po krótkim okresie funkcjonowania jako jej męski odpowiedni - Bill - stał się E. Leclerkiem. Przemiana spowodowała tłumny najazd na nowy-stary sklep klientów z całego miasta i powiatu i znaczne spadki obrotów licznych u nas Biedronek. Fascynacja nowością powoli mija, Biedronki starają się odrabiać straty a ostrołęczanie wciąż z nadzieją wypatrują naprawdę dużych sklepów.

Grudzień, czyli podwyżki
Grudzień to dogrywki w wyborach w kilku gminach powiatu ostrołęckiego i czas na powyborcze remanenty. Na początku miesiąca, kiedy już policja i prokuratura zrobiły swoje, zaczęły się dywagacje, ile to głosów zostało kupionych i sprzedanych. W Ostrołęce światło dzienne ujrzał jeden tylko przypadek. Mąż pewnej kandydatki do rady miasta kupował za flaszkę głosy dla żony. Widać jednak ostrołęczanie są honorni i za swoje piją, bo handel nie wyszedł zaradnemu mężowi - sam spędził noc na komendzie i jeszcze będzie się musiał pofatygować do sądu, a jego żona do rady się nie dostała. Może to i lepiej, bo to osoba bardzo mało znana. Tak przynajmniej można wnosić z deklaracji Rafała Dymerskiego - kandydata na prezydenta i lidera ugrupowania "Nowa Ostrołęka", z którego to listy kandydatka kandydowała. Dymerski oświadczył na naszych łamach, kiedy o procederze kupowania głosów napisaliśmy, że kandydatki męża nie zna, a ją samą poznał tuż przed wyborami.

Kiedy już w grudniu wszystkie media zaczęły straszyć Polaków licznymi podwyżkami, które spadną na nas w 2011 roku i wizją litra benzyny za pięć złotych, ostrołęccy radni - zarówno miejscy, jak i powiatowi - postanowili wyjść naprzeciw nieuchronnemu i jeszcze w starym roku zafundować podwyżki. Oczywiście, nie mogli tego zrobić wyborcom. Padło na prezydenta i starostę. Ci, godnie i bez szemrania znieśli zafundowane im przez radnych podwyżki... pensji. Janusz Kotowski wziął na siebie ponad 1200 złotych miesięcznie, starosta sporo mniej - tylko pięć stów. Nas wszystkich, podwyżki, niestety, dopiero czekają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki