Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Bartosiak: Koniec globalizacji. Europa musi zadbać o strategiczną niezależność. Bo teraz przegrywa

Agaton Koziński
Agaton Koziński
pixabay/zdjęcia ilustracyjne
Ten kryzys złamie globalizację. Ona nie służy Amerykanom, więc będą do tego dążyć. A epidemia ten proces przyspieszy - mówi Jacek Bartosiak, szef ośrodka analitycznego Strategy&Future.

Świat, który znaliśmy w ostatnich latach, właśnie się skończył? Czy po prostu jest na postojowym, ale za chwilę znów wróci?
Nie, skończył się definitywnie. Nic nie będzie już takie samo.

Co się zmieni?
Model gospodarczy. On musi ulec fundamentalnej zmianie. Tylko najpierw trzeba się uporać z pandemią - dopiero potem będziemy się zastanawiać, jak ma wyglądać ten nowy ład. Na razie największym problemem jest sam koronawirus, co widać po wynikach, jakie notuje amerykańska giełda w ostatnich tygodniach.

Giełda w USA puchła przez ostatnie lata, kilka razy przebiła sufity, których przebicie niedawno wydawało się niemożliwe. A wiadomo, że jak rośnie, to będzie spadać.
Ale na to jeszcze nakłada się strukturalne napięcie, jakie generuje wzrost długu, oraz fakt, że to Chiny, a nie USA są centrum światowej produkcji. Dlatego Amerykanie będą dalej łamać reguły globalizacji. Robią to od pewnego czasu - a pandemia ten trend przyspieszy. Zacznie się kształtować nowy model gospodarczy. Dziś jednak nie wiemy, jak on będzie wyglądał.

ZOBACZ TEŻ INNE INFORMACJE O EPIDEMII KORONAWIRUSA SARS-CoV-2:

Wojnę handlową między USA i Chinami obserwowaliśmy w ubiegłym roku. Doszło do zawieszenia broni, ale było niemal oczywiste, że skończy się ono po wyborach prezydenckich. Co więc się zmieni?
Ta pandemia uruchamia inny proces. Ona jest katalizatorem przyspieszającym słabnięcie Zachodu. Teraz więc Zachód musi sobie odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: w jaki sposób zamierza złamać reguły globalizacji, by zachować swoją pozycję w ładzie globalnym. Nawet w Europie rozpocznie się dyskusja o tym - bo koronawirus brutalnie obnażył, że na naszym kontynencie już nawet respiratorów się nie produkuje w stopniu wystarczającym. Co to oznacza? Że Europa jest zależna od zewnętrznych sił.

Europa jest w stanie to zmienić? Bo zdążyła się przyzwyczaić do tego, że Chiny są fabryką świata. Jest w stanie przestawić się na inny model funkcjonowania?
Właśnie to jest kluczowe pytanie. Dziś nikt nie umie na nie odpowiedzieć. Niektórzy powiedzą: a może lepiej jest zaakceptować obecny stan rzeczy i przystosować się do tego, że wszystko powstaje w Chinach?

Dziś widać, że w tej drugiej sytuacji Zachód wpada w kłopoty.
Tyle że dziś nie ma Zachodu jako całości - to kolejny problem. Nie ma czegoś takiego jak wspólna opinia państw transatlantyckich. Europa dziś myśli jednak inaczej niż USA. To jeden z głównych problemów. Rynki już się w tym powoli orientują. I tu mamy kolejne pytanie: gdzie swoje oszczędności będą lokować coraz bogatsze kraje azjatyckie. Czy będą kupować amerykańskie papiery, czy jakieś inne?

Do tej pory alternatywą dla USA były rynki europejskie.
A może teraz te pieniądze zostaną ulokowane na rynku azjatyckim? Tego typu dylematy, fundamentalne pytania krążą nad nami od pewnego czasu. Teraz epidemia sprawi, że odpowiedzi na nie poznamy dużo szybciej. Koronawirus okaże się bardzo skutecznym dopalaczem wielu procesów. Amerykanie nie odpuszczą - ale to sprawi, że rywalizacja stanie się jeszcze ostrzejsza. Już widać to po walce na narracje o to, kto wywołał tę pandemię.

Amerykanie mówią o „chińskim wirusie”, z kolei Chińczycy snują teorie o tym, jak został on im podrzucony z USA.
I cały czas nie wiadomo, która z tych wersji ostatecznie weźmie górę.

Bo historię piszą zwycięzcy - a my jeszcze nie wiemy, kto w tym konflikcie wygra?
Właśnie. Dziś za wcześnie na jakiekolwiek oceny. Natomiast nie mam wątpliwości, że ten kryzys złamie globalizację. Ona nie służy Amerykanom, więc będą do tego dążyć. A epidemia ten proces przyspieszy.

ZOBACZ TEŻ:

Jak brutalny będzie ten proces łamania reguł globalizacji?
Bardzo. Już przecież Amerykanie zanegowali zasady handlu międzynarodowego ustalone przez WTO. Za prezydentury Trumpa USA przestały się do nich stosować. Robią, co chcą, nie zwracając na nie uwagi. Podobnie z sankcjami, które nakładają, to na Rosję, to na Chiny, to na Niemcy. Na czym się opierają je ustanawiając?

Na niczym - po prostu je wprowadzają.
No właśnie. Dokładnie w ten sam sposób Fed uruchomił ogromny program skupu obligacji, mimo że jest on niezgodny z amerykańskimi przepisami. Tylko że oni jednocześnie widzą, jak wielkie ryzyka niesie ze sobą ten kryzys. Dlatego działają możliwie jak najszybciej, by je zminimalizować.

Teraz Pan mówi, że pandemia to moment zero, całkowity reset, po którym będzie świat układać od początku?
To, co się teraz dzieje w amerykańskiej gospodarce, nie ma precedensu w ekonomicznej historii świata. I nikt nie ma pojęcia, jaki to przyniesie efekt - łącznie z inwestorami z Wall Street, a nawet pewnie pomysłodawcami tych rozwiązań. To pokazuje skalę problemu, przed jakim teraz stoimy.

Albo skalę determinacji Trumpa, który walczy w tym roku o reelekcję, a jego wynik wyborczy jest bardzo mocno uzależniony od wysokości indeksów giełdowych.
Nie, nic z tych rzeczy. Ten program ratunkowy dla amerykańskiej gospodarki to nie jest jego zachcianka. On sam jest pod ogromną presją - także ze strony graczy, których nawet nie widać. Można sobie tylko wyobrażać, co on teraz przeżywa, obserwując, co się dzieje w USA, jak reaguje amerykańska gospodarka. On ma świadomość, że wpływ na to ma ograniczony, że jest jedynie sługą tego systemu.

Zarykuje Pan tezę, jakie konsekwencje dla Ameryki przyniesie epidemia?
Nie, zdecydowanie za wcześnie na to. Sytuacja jest zupełnie nieprzewidywalna, czegoś takiego świat jeszcze nie przeżywał. Trudno snuć jakiekolwiek prognozy długoterminowe, tym bardziej stawiać konkluzje.

Świat tego nie przeżywał? Przecież epidemie są od zawsze - w sumie cały czas „hiszpanka” z 1918 r. była zdecydowanie bardziej śmiercionośna niż teraz jest koronawirus.
Sytuacja jest nowa w tym sensie, że pojawiła się nowa choroba, na którą ludzie nie są odporni, nie ma też na nią ani lekarstwa, ani szczepionki. Poza tym mamy pandemię globalną. Gdy świat dziesiątkowała „hiszpanka”, to ówczesna gospodarka na świecie nie była tak ze sobą zrośnięta jak teraz.

Bo to był akurat okres I wojny światowej.
To sprawiało, że nie było globalnych powiązań ekonomicznych, więc straty dla gospodarki nie były tak wielkie jak będą teraz. Zabrzmię może cynicznie, ale wtedy epidemia kosztowała „tylko” życia ludzkie - a teraz kosztuje i życia, i zerwane łańcuchy dostaw. Załamie się cała gospodarka, bo przestaliśmy chodzić do pracy.

EPIDEMIA KORONAWIRUSA MINUTA PO MINUCIE. RELACJE NA ŻYWO:

Holenderski urząd statystyczny szacuje, że zamknięcie kraju na sześć-dwanaście miesięcy oznacza spadek PKB za 2020 r. o 7,3 proc.
Będzie ciężki dramat. Być może podobnie jak w czasach „czarnej śmierci” w XIV w. - wtedy epidemia złamała stary system gospodarczy obowiązujący w Europie, musiano zbudować nowy. Teraz może być podobnie. Sporo osób straci na obecnym kryzysie, ale kilka też zyska. Nie umiem jednak powiedzieć, czy teraz górą będą Chiny, czy Stany Zjednoczone. Bo na razie mamy sytuację taką, jakby ktoś zaciągnął hamulec. Dziś nie wiemy, jak długo będziemy na nim stać. Oceniając to z perspektywy gospodarki to obecna sytuacja najbardziej przypomina tę, która obserwowaliśmy w czasie wojny światowej - choć nawet wtedy ludzie jednak pracowali w fabrykach, a duża część transportu działała.

Faktem jest, że taki kryzys łatwiej jest znieść państwom zarządzanym autorytarnie niż demokratycznie.
Nie jest tak, że chińskie władzy przejdą przez ten kryzys suchą nogą bez względu na to, ile osób umrze z powodu koronawirusa. Owszem, tam się nie da przywódcy odsunąć od władzy w wyniku wyborów, ale jeśli Chińczycy będą przerażeni skalą katastrofy i uznają, że to wina władz, to po prostu je obalą. Pod tym względem „cesarz” ma tak samo trudno jak wybrany demokratycznie premier. Nad oboma miecz Damoklesa wisi tak samo.

Tyle że cesarz - Xi Jinping - skuteczniej kontroluje przepływ informacji w państwie niż liderzy demokratyczni. Poza tym każda ofiara w kraju zachodnim ciąży przywódcom 10 razy bardziej niż władzom chińskim.
Nawet jeśli uznamy, że ma pan rację, to i tak Pekin koronawirusa lekceważyć nie może. Bo ta epidemia jest jednak śmiertelna - nawet jeśli się ją porówna z najbardziej dramatycznymi pandemiami w historii. Ludzie umierają, mimo że mamy szpitale, respiratory, wyspecjalizowaną kadrę i mnóstwo sprzętu. Nie ukrywam, nie czuję się uspokojony czytając statystyki umieralności z powodu CoVid-19.

Tymczasem rozpieszczeni dobrobytem ostatnich lat Europejczycy zachowują się jak francuskie pieski. Będziemy umieli wyjść z tego kryzysu?
Nie wiem. Proszę zobaczyć, co się dzieje w Europie. W pierwszej fazie kryzysu Niemcy zakazały eksportu respiratorów do Włoch - chciały przede wszystkim chronić własnych obywateli. Co to mówi o Unii Europejskiej?

Że koszula zawsze bliższa ciału.
Niemcy w ostatnich latach kazały oszczędzać Hiszpanii i Włochom właściwie na wszystkim, także na opiece medycznej. A teraz we Włoszech dzieją się konkretne rzeczy - umierają lekarze, pielęgniarki, księża, babcia, mama, wujek. Jakie będą tego konsekwencje, jak się epidemia skończy? Dotykamy w tym miejscu fundamentalnej kwestii. Do tej pory wmawiano nam, że jest coś takiego jak Europa. To gdzie ona jest? Przecież po to ma się sojuszników, żeby w razie kłopotów wsparli nas wojskiem, żywnością, lekarstwami.

Miasta-widma w widmie pandemii: tak opustoszały miejsca zaws...

Unia Europejska nie ma kompetencji do działania w kwestiach opieki zdrowotnej.
Naprawdę nie jest tak, że prawo tworzy rzeczywistość. W takich kwestiach wystarczy wola działania polityków.

Tej na początku zabrakło - choć teraz niemieckie szpitale pomagają leczyć Francuzów z koronawirusem.
Tylko że dziś wątpliwości jest więcej. Co się dzieje z europejską gospodarką? Jak wygląda strefa euro? Co planuje robić Christine Lagarde, szefowa Europejskiego Banku Centralnego?

EBC już uruchamia program dodruku euro.
Tylko kto za to zapłaci? Jakoś trudno mi uwierzyć w to, żeby na to zdecydowali się Niemcy.

Widać, że Niemcom zależy na zachowaniu strefy euro. Oddzielna sprawa, że nie wiemy, ile są gotowi zapłacić za jej zachowanie. Może ten kryzys okazać się momentem zero dla Europy?
Może. Tylko Unia musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czego właściwie chce: czy tworzy jakiś wspólny konstrukt, czy stanie się trofeum, o które walczyć będą Chiny i USA. Decyzje trzeba podejmować szybko, bo ta epidemia przyspiesza wszystkie globalne procesy. Bo ten kryzys jest tak wielki, że zmieni wszystko.

A jak przez ten kryzys przejdzie Polska? Jak dotknie on kraje średniej wielkości jak nasz?
Mamy swoje atuty. W nowym podziale świata musimy pilnować, żeby zająć wyższe miejsce w łańcuchu pracy. Ale dziś za wcześnie na snucie tego typu planów. Najpierw opanujmy epidemię - bo jeśli potrwa ona kilka miesięcy, to będziemy tutaj szczątki zbierać.

Kto spróbuje wykorzystać ten kryzys? Spodziewa się Pan, że na przykład Putin uzna, że to świetna sposobność, żeby jednak zająć ukraiński Mariupol?
Wojna nowej generacji z Rosją trwa od wielu lat. Nie można wykluczyć tego, że Putin uzna ten kryzys za szansę. Ale też widać, że Kreml ma swoje problemy. Ceny ropy spadły bardzo mocno, co sprawia, że w rosyjskim budżecie nie ma pieniędzy. Ale Chińczycy tego typu kłopotów nie mają. Oni nawet mogą wpaść w recesję, mają wystarczające rezerwy, żeby się z tym uporać. Pytanie, co się stanie na Zachodzie, w jakiej formie on wyjdzie z tego kryzysu.

Jakie cele strategiczne będą chcieli w najbliższym czasie zrealizować Chińczycy?
Oni muszą uderzyć w rynek obligacji amerykańskich - tak, żeby USA nie mogły w nieskończoność drukować pieniędzy. Pekin będzie próbował podważyć wiarygodność amerykańskich papierów wartościowych i wiarygodność USA jako dłużnika względem wierzycieli. Muszą to zrobić, bo inaczej nigdy nie zachwieją Ameryką.

Widzi Pan możliwość, aby w wyniku tego kryzysu cały Zachód uznał, że należy zerwać bliską współpracę z Chinami - bo on zwyczajnie zagraża reszcie świata?
Nie, nic takiego się nie wydarzy. Chiny są bogate. Poza tym to główny producent świata. To sprawia, że od nich nie można się tak po prostu odwrócić. Z drugiej strony Amerykanie chcieliby wszystkich przymusić do tego, żeby tak jednak zrobili - stąd taka antychińska narracja o wirusie teraz się utrzymuje. Bo dziś na świecie toczy się walka o to, kto na kogo pracuje.

Dziś okrakiem próbują stać Niemcy - brać bezpieczeństwo wojskowe od USA, a jednocześnie współpracować gospodarczo z Chinami. Długo Berlin może stać w tym szpagacie?
Widać, że Pekin chce to utrzymać - dlatego wysyłają do Europy samoloty z respiratorami i maseczkami.

Amerykanie nie wysyłają, bo sami ich nie mają.
A wiadomo, że w czasach kryzysu trzymamy z tymi, którzy są w stanie nam pomóc, prawda? W takiej sytuacji jak teraz respiratory, czy maseczki stają się walutą. To musi być bolesna lekcja dla Europy, że musi taką pomoc przyjmować z Chin - bolesna zwłaszcza dla dumy.

A może po prostu Europa pogodzi się z myślą, że Chiny to fabryka świata i nie będą tego zmieniać?
To jest jedno z tych wielkich pytań, na które teraz musimy znaleźć odpowiedź. Choć z drugiej strony trudno mi uwierzyć w to, żeby Amerykanie pogodzili się z taką sytuacją. A Europejczycy pogadają, pogadają - i zobaczymy, jakie będą tego konkluzje. Bo faktem jest, że dziś w Chinach w przemyśle pracuje więcej osób niż w całej Europie. I umieją robić rzeczy, których inni nie umieją.

Produkcję do Chin masowo zaczęli przenosić Amerykanie od lat 90. Będą umieli ją teraz stamtąd wycofać?
Będą musieli. Tym bardziej że Chiny wcale już nie są takie tanie - to już w Polsce w wielu dziedzinach jest taniej.

Starczy Zachodowi determinacji i energii, by się wyrwać z uzależnienia od Chin?
Na pewno jest to możliwe. Historycznie świat nigdy nie był zglobalizowany, najczęściej występowała regionalna fragmentaryzacja ekonomiczna. Teraz będziemy wracać do tego stanu. Pytanie, czy będziemy umieli zadbać o strategiczną niezależność w ramach Europy. Czy damy radę tego dokonać? Na pewno coś się musi zmienić - bo teraz Europa bardzo przegrywa. Kiedyś to ona ustanawiała reguły gry, a teraz inni ustanawiają reguły, których nasz kontynent musi przestrzegać.

Przez ostatnie dekady mieliśmy sytuację, że to biznes rządził polityką. Myśli Pan, że teraz kryzys odwróci te proporcje?
Pekin nigdy nie chciał dopuścić do tego, żeby Zachód dokonał penetracji kapitałowej ich kraju i potem korzystał z owocu pracy Chińczyków. Dlatego zawarli pakt z diabłem - pozornie zgadzali się na warunki, które Zachód im stawiał, ale jednocześnie starali się jak mogli ukraść, ściągnąć tyle, ile mogli. I czekali na swój moment.

Doczekali się?
Na pewno doczekaliśmy czasów, kiedy w decyzjach biznesowych będzie więcej geopolityki.

Polski prezydent musiał porozumieć się z chińskim, żeby do naszego kraju dotarł transport sprzętu medycznego.
Właśnie tak wygląda łamanie reguł globalizacji. Swobodne do tej pory przepływy towarów zaczną coraz mocniej podlegać kontroli politycznej. A poszczególne towary, czy usługi staną się elementem nacisku politycznego - jak teraz respiratory i maseczki. Przecież teraz, żeby je kupić, musimy być dla Chińczyków mili, prawda? A jeszcze niedawno wystarczyło mieć pieniądze, żeby je kupić na rynku globalnym. Teraz to nie wystarcza. Witamy w nowym świecie.

Ten nowy świat jest z nami na chwilę, czy na stałe?
Będzie tak długo, zanim nie wyłoni się nowy hegemon, który narzuci reszcie swój ład.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jacek Bartosiak: Koniec globalizacji. Europa musi zadbać o strategiczną niezależność. Bo teraz przegrywa - Portal i.pl

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki