Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gracja tancerzy na wózkach

Aneta Kowalewska
Latem tego roku wyszkowskie pary odnosiły sukcesy na Mistrzostwach Świata w Tokio. Na górnym zdjęciu Blanka Wiśniewska i Robert Matuszewski, na dolnym (z lewej strony w dresach kadry narodowej) Martyna Wiśniewska i Emil Malanowski
Latem tego roku wyszkowskie pary odnosiły sukcesy na Mistrzostwach Świata w Tokio. Na górnym zdjęciu Blanka Wiśniewska i Robert Matuszewski, na dolnym (z lewej strony w dresach kadry narodowej) Martyna Wiśniewska i Emil Malanowski Archiwum
W Wyszkowie niepełnosprawni mają szansę zostać tancerzami i to utytułowanymi. Prowadzony przez Jolantę Wiśniewską klub "Inte-Gracja" od siedmiu lat stwarza niepełnosprawnym szansę zaistnienia i rozwoju i dochował się prawdziwych mistrzów.

Jeszcze kilka lat temu niepełnosprawni wyszkowianie zamknięci w czterech ścianach swoich domów oglądali telewizję. Dziś tańczą walce, samby i tanga - jeżdżą po świecie, zdobywają laury i promują swoje miasto jako tolerancyjne i przyjazne niepełnosprawnym.
Taniec to harmonia, piękno, gracja. To płynność ruchów, wdzięk, zmysłowość. Niegdyś niedostępne dla tych, dla których świat zamknął się w zimnym metalu inwalidzkiego wózka. Ulotny szelest pięknych sukien i radosne rytmy były dla nich tylko obrazem z telewizora, na który spoglądało się z zazdrością. Dziś stają na parkiecie wolni, choć nadal przykuci do wózków. O tym marzyła Jolanta Wiśniewska, gdy przed siedmiu laty postanowiła spróbować stworzyć w Wyszkowie sekcję integracyjnego tańca towarzyskiego.
- To był wielki wysiłek i wielkie wyzwanie, ale też otwarcie niepełnosprawnym okna na normalność, o którą przykutym do wózków wcale nie było wtedy łatwo. Ale wiedziałam, że musi się udać, że to jest coś ważnego, coś niepowtarzalnego - mówi Jolanta Wiśniewska, niegdyś utytułowana tancerka studenckiego klubu "Stodoła" w Warszawie.
- Z tamtych, studenckich czasów pozostało mi wiele pięknych wspomnień i wielu znajomych. Także tych, którzy profesjonalnie zajęli się tańcem. Pamiętam, jak zaproszona na jakąś imprezę, po raz pierwszy zobaczyłam prowadzone przez znajomych takie właśnie integracyjne pary. Byłam pod wielkim wrażeniem. Myśmy prowadzili wtedy w Wyszkowie klub tańca towarzyskiego i organizowaliśmy turniej "O wyszkowską stokrotkę" - cały dochód z tego koncertu miał być przeznaczony na rzecz Dziennego Centrum Aktywności, zajmującego się niepełnosprawnymi. Przyszło mi do głowy, żeby zaprosić na ten koncert właśnie parę integracyjną, profesjonalną, prowadzoną przez moich znajomych z Warszawy, państwa Cioków. Ale taki występ pociągał już wtedy za sobą koszta. I tak sobie pomyślałam, że może sama spróbowałabym poprowadzić w Wyszkowie taką integracyjną parę - opowiada Jolanta Wiśniewska.
Znajomi tancerze prowadzący integracyjne pary obiecali pomoc i radę, gdyby potrzebowała. Miała kilkoro dobrych tancerzy w swoim klubie. Teraz trzeba było im znaleźć niepełnosprawnych partnerów.
- Widywałam taką jedną niepełnosprawną dziewczynę na mieście. Od razu o niej pomyślałam. Poszłam na dyskotekę organizowaną przez stowarzyszenie "Ważna Róża" dla niepełnosprawnych podopiecznych. Tam ją znalazłam. To była Sonia Szydłowska. Jej partnerem został Łukasz Kadłubowski. To była moja pierwsza para - opowiada uśmiechając się na te wspomnienia Jola Wiśniewska. I tak powstała "InteGracja".

Stereotypy i tanga

- W Wyszkowie takim ważnym momentem w życiu niepełnosprawnych było powstanie stowarzyszenia "Ważna Róża" - mówi Jolanta Wiśniewska. - Stało się ono oknem na świat dla tych ludzi. To doktor Wyszyńska wyprowadziła niepełnosprawnych z domów, stworzyła im możliwość rozwijania, rehabilitacji, twórczego i przyjemnego spędzania czasu.
Jej patrzenie na niepełnosprawność zmieniło się bardzo, gdy urodził się jej niepełnosprawny siostrzeniec. Takie obcowanie z kalectwem sprawiło, że zaczęła rozumieć świat tych, dla których natura lub los okazały się wyjątkowo surowe.
- Dopóki człowieka coś bezpośrednio nie dotknie, nie rozumie w pełni problemu. Oczywiście było we mnie wiele współczucia i zrozumienia dla niepełnosprawnych, ale dopiero kiedy w mojej rodzinie pojawił się taki troszkę inny człowiek, weszłam w ten jego trochę inny świat i postanowiłam sprawić, żeby był tak samo piękny i przyjazny, jak ten świat nas wszystkich - mówi pani Jola.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że niepełnosprawni tancerze w pięknie pląsów przełamujący własną słabość rzucą Wyszków na kolana. Oczywiście był podziw i gratulacje, ale były też głosy, że taniec i wózek inwalidzki to jednak dwie sprzeczności.
- Dobrze pamiętam nasz pierwszy publiczny występ w Wyszkowie. Było to już po zawodach rangi międzynarodowej, w których startowaliśmy. To był charytatywny bal bezalkoholowy, organizowany przez "Ważną Różę". Było tam wielu wykształconych, obytych ludzi. Słuchałam, jak komentują popisy tancerzy. Oprócz uznania i podziwu słyszałam, jak wykształcona i wydawałoby się wrażliwa kobieta mówi, że to, co widzi jest żenujące. Zaniemówiłam. I potem jeszcze inne komentarze przy innych okazjach, że może to się komuś podoba, ale to niestosowne, żeby niepełnosprawni tańczyli, że powinni jednak pozostać tam, gdzie są - w swoich domach. Miałam ochotę krzyczeć, bo widziałam, jak dla tych tańczących na wózkach ważny jest ten taniec, jak ciężko pracują, jak chcą normalnie żyć. I to mnie motywowało do tego, by jeszcze więcej z nimi pracować, zdobywać najwyższe laury i udowadniać, że nie są w niczym od sprawnych gorsi - mówi pani Jola.

Balanse, aż boli

Wychodzą, a właściwie wyjeżdżają z treningów z bolącymi plecami, barkami i dłońmi. Wykonują bardzo ciężką pracę, bo oprócz techniki tańca, muszą opanować także technikę jazdy na wózku. Dobrze, jeśli to nowoczesny i wysokiej klasy wózek. Nie każdy bowiem nadaje się do tego, aby na nim tańczyć.
- Stąd bariera finansowa, którą wielu niepełnosprawnym trudno pokonać, bo nie stać ich na kupno wózka, który byłby odpowiedni do tańca. Tancerz na wózku wykonuje po stokroć większy wysiłek, niż jego sprawny partner. To naprawdę ciężkie ćwiczenia rehabilitacyjne. A co wspaniałe, ta grupa najmłodszych tancerzy integracyjnych wychodząc po treningu z obolałymi plecami i rękami wraca z jeszcze większym zapałem, a dodatkowo jeszcze ćwiczy w domu - opowiada trenerka.
Uśmiecha się na myśl o Emilu Malanowskim. Emil tańczy z Martyną Wiśniewską, córką pani Joli. To jedna z dwóch najlepszych par "Inte-Gracji" będąca w kadrze narodowej. Emil mieszka w Ostrołęce, ale systematycznie przyjeżdża na treningi i jest przykładem tancerza nie tylko utalentowanego, ale przede wszystkim bardzo pracowitego.
- Jest ogromnie zawzięty, uparty w dążeniu do celu, wytrwały, a jednocześnie taki otwarty, radosny, pełen dobrych emocji, lubiany przez grupę - opowiada o Emilu pani Jola.
- Ktoś obserwujący z boku mógłby pomyśleć: - Cóż to wielkiego, siedzieć na wózku i tańczyć, ale to wielkie wyzwanie, tu nogami tancerzy są ręce. Wykonują oni nadludzki czasem wysiłek tańcząc przeróżne figury, balanse, najróżniejsze techniki jazdy. A co ważne, sędziowie baczniej przyglądają się niepełnosprawnemu tancerzowi, a nie jego zdrowemu partnerowi - wyjaśnia opiekunka "Inte-Gracji".
Dziś klub tworzy dziewięć par - cztery dorosłe i pięć dziecięcych. Dwie dorosłe są poza konkurencją - członkowie kadry narodowej, wielokrotni zdobywcy najwyższych trofeów w Europie i świecie: Blanka Wiśniewska i Robert Matuszewski oraz Martyna Wiśniewska i Emil Malanowski. Mistrzowie Europy i świata, utytułowani i bezkonkurencyjni. W ich ślady chcą iść następni.
- Zainteresowanie zapisaniem dzieci do klubu jest ogromne, rodzice przywożą swoje pociechy z sąsiednich powiatów. Jednak wielu chętnych niestety nie może rozpocząć treningów, bo nie ma odpowiednich wózków - mówi Jolanta Wiśniewska.
Doprowadzenie pary do wysokiego, europejskiego poziomu to długi proces i wymagający wiele pracy. Najpierw trzeba przygotować niepełnosprawnego partnera i nauczyć go wszystkiego, od podstaw techniki jazdy. Potem trzeba mu znaleźć partnera i "zgrać" tę parę. Najtrudniejszy z tego wszystkiego jest dobór partnerów - przyznaje pani Jolanta.

Taneczna rodzina

Przez lata Jolanta Wiśniewska byłą opiekunem, choreografem, organizatorem wyjazdów, garderobianą - wszystkim w "Inte-Gracji". Zdana wyłącznie na siebie w poszukiwaniu pieniędzy, sponsorów, kontaktów. Dziś klub działa przy WOK, to chociaż w części zapewnia bezpieczeństwo pracy.
- Czasem się zastanawiam, jak ja sobie z tym wszystkim daję radę, ale nie wyobrażam sobie życia bez moich tancerzy. Na szczęście ogromnym wsparciem są dla mnie obie córki, które w tej chwili właściwie współpracują ze mną w prowadzeniu klubu, zajmują się treningami. Bez nich nie dałabym sobie rady. Zaszczepiłam im miłość do tańca - cieszy się pani Jola.
Maryna i Blanka Wiśniewskie tańczyły właściwie od chwili, gdy nauczyły się chodzić. Ale długo trwało, zanim przekonały się do tańca integracyjnego - szybciej przyszło to u młodszej Martyny.
- Marzy nam się taka rodzinna szkoła tańca. Blanka studiuje pedagogikę kulturoznawczą, Martyna to tegoroczna maturzystka. Jesteśmy świetnie zorganizowane, w miarę możliwości dzielimy między siebie obowiązki, chociaż ja w nawale różnych zajęć muszę pamiętać, że one są jeszcze dziećmi i czasem bardzo im potrzebna matczyna ręka - uśmiecha się pani Jolanta.
Docenia też wsparcie miejskich władz - i tych obecnych i tych poprzednich. Trudniej natomiast o sponsorów, choć są tacy, którzy wspierają klub niezależnie od wszystkiego, czasem anonimowo. Tymczasem to bardzo kosztowny sport, jeśli chce się go traktować profesjonalnie. Sprzęt, stroje, treningi, wyjazdy - to wszystko kosztuje i to niemało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki