Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gotowi byli zabić, i zabili

Aldona Rusinek
Sąd Okręgowy w Ostrołęce wydał wyrok w sprawie brutalnego mordu Piotra Głębockiego, mieszkańca Kosewa Kolonii w gminie Stary Lubotyń. Trzej mieszkańcy Ostrowi Mazowieckiej - Dariusz G. oraz bracia Artur i Tomasz P. dostali po 25 lat więzienia Józef Kulesza z Kosewa Kolonii 31 lipca 2001 r. przyjechał, jak co rano do sąsiadów Jana i Piotra Głębockich po mleko, by je zabrać do mleczarni. Stwierdził, że obejście jest otwarte, co się raczej nie zdarzało. Zdziwił się, że okna domu zasłonięte są kocami, a drzwi także otwarte. Na podłodze znalazł zmasakrowanego Piotra Głębockiego. Biegiem wrócił do domu. Jego żona zadzwoniła na policję, a on sam do zamieszkałej w pobliskiej wsi Danuty S., siostrzenicy Głębockich, która samotnymi wujami się opiekowała, za co przepisali na nią gospodarstwo. Policja po przyjeździe stwierdziła zgon Piotra Głębockiego, a wszystkie okoliczności wskazywały na zbrodnię. Po dokonaniu oględzin w domu braci Głębockich prokurator rejonowy w Ostrowi Mazowieckiej 1 sierpnia 2001 r. wszczął śledztwo w sprawie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.

Bili, dusili, przypalali

Wszystko - jak wynika z zapisów prowadzonego skrupulatnie śledztwa - zaczęło się od popijawy w lipcowe popołudnie, podczas której trzydziestotrzyletni Dariusz G. zdradził swoim młodszym kumplom - braciom Arturowi i Tomaszowi P., że jest możliwość zdobycia dużych pieniędzy. Opowiedział im o dwóch samotnych, starych gospodarzach - Piotrze i Janie Głębockich, którzy w swojej wsi czyli Kosewie Kolonii uchodzili za ludzi oszczędnych i majętnych. Bracia nie dali się namawiać, cała trójka zgodnie podjęła decyzję o napadzie na dom Głębockich.
Wsiedli do autobusu relacji Ostrów Mazowiecka-Żochowo. Dla niepoznaki wysiedli w Sulęcinie. Pieszo, bocznymi drogami dotarli do Kosewa. Do położonego na uboczu obejścia Głębockich weszli przez płot. Dariusz G. wybijając szybę od pokoju skaleczył się w rękę. W kuchni zastali śpiącego 83-letniego Piotra Głębockiego. Starszy brat Jan przebywał akurat w szpitalu po kolejnym wylewie.
Zrzucili staruszka na podłogę wraz z pierzyną. Na początek bili go i kopali, zasłoniwszy wcześniej okna kocami. Dariusz G. żądał pieniędzy. Piotr Głębocki mówił, że nie ma. Artur P. zaczął więc go bić, a jego młodszy brat z Dariuszem G. przeszukiwali mieszkanie. Nie znaleźli czego szukali, więc znów zaczęli się znęcać nad ofiarą. Artur P. zaczął przypalać Piotra Głębockiego żelazkiem, a Dariusz G. pomagał mu zapalniczką. Jak stwierdzono w śledztwie, stary człowiek poparzony był od stóp do głowy. Miał silne urazy czaszki, uszkodzenie żeber, pęknięcie wątroby, zwichnięcie żuchwy. Piotr Głębocki zamęczony został na śmierć. Sprawcy nie znaleźli pieniędzy, których szukali. Wyszli więc na podwórko, zrabowali z obejścia piłę motorową i szlifierkę oraz telewizor. Zapakowali łupy na ciągnik i około północy odjechali.
Ciągnik porzucili na jednej z peryferyjnych ulic Ostrowi. Zrabowany sprzęt - piłę motorową i telewizor sprzedali następnego ranka ostrowskiemu paserowi. Piłę za 100 niemieckich marek, za 150 marek telewizor.
Ciągnik odnaleziono już 1 sierpnia, dzień później przyczepkę od ciągnika, a jeszcze następnego dnia policja przeszukując piwnice jednego z bloków przy ul. Widnichowskiej (paser widać był organom ścigania znany) odkryła przykryty folią telewizor.
Tym sposobem szybko trafiono na trop przestępców. 6 sierpnia policja zatrzymała Dariusza G. i Tomasza P. Tydzień później do aresztu trafił poszukiwany listem gończym Artur P. Wszyscy trzej, mimo próśb o uchylenie aresztu, (o co zabiegał głównie Artur P. powołując się na konieczność opieki nad dzieckiem konkubiny, co brzmi jak ponura groteska) odrzucanych przez sąd, przebywali w nim do rozprawy głównej, która odbyła się 12 czerwca 2003 roku.

Dostali po 25 lat

Prowadzone w toku śledztwa badania - daktyloskopijne, traseologiczne, biologiczne niezbicie potwierdzały udział podejrzanych w zbrodni. Biegli psychiatrzy nie stwierdzili u żadnego z nich chorób psychicznych ani stanów ograniczenia świadomości. Dokonali więc zabójstwa z pełną premedytacją i w pełni świadomie. Problem polegał na określeniu stopnia winy i zaangażowania w zabójstwo. Tym bardziej, że żaden z oskarżonych do głównego zarzutu się nie przyznawał, wszyscy w trakcie dochodzenia zmieniali zeznania, starając się przerzucić ciężar odpowiedzialności na współwinowajców. Zapewniająli, że uczestniczyli tylko w rozboju.
"Analizując wyjaśnienia oskarżonych sąd uznał, że cała trójka działała świadomie i z pełnym przekonaniem, że dokonuje nie tylko rozboju ale także czynu z art. 148 kk (zabójstwa) i to czynu kwalifikowanego, gdyż połączonego z działaniami ze szczególnym okrucieństwem" - orzekł 12 czerwca Sąd Okręgowy w Ostrołęce pod przewodnictwem sędziego Jerzego Pałki, zasądzając wszystkim sprawcom karę 25 lat pozbawienia wolności.
Sąd stwierdził, że wszyscy trzej działali zgodnie i z premedytacją. Brał też pod uwagę fakt, że wszyscy wcześniej byli wielokrotnie karani za podobne czyny, odbywali kary w zawieszeniu lub siedzieli w więzieniach. Sędziowie orzekli, że "wszyscy sprawcy działali świadomie i z premedytacją, usiłując poprzez zadawanie cierpienia doprowadzić Piotra Głębockiego do ujawnienia miejsca przechowywania pieniędzy. Oskarżeni mieli pełną świadomość, że ich czyny doprowadzą do śmierci. Bicie pokrzywdzonego, straszenie, przyduszanie nie pomagało. Nie pomagało przypalanie płomieniem zapalniczki. Nie pomagało przypalanie całego ciała żelazkiem. Nie pomagało ściskanie za gardło i łamanie całego ciała kolanami. Przestali męczyć ofiarę dopiero wtedy, gdy przestała się ruszać" - czytamy w uzasadnieniu wyroku. I dalej: "Zdaniem sądu oskarżeni nie zasługują na łagodniejsze potraktowanie. (...) Społeczeństwo nie może być narażone na dalsze takie postępowanie, a oskarżeni nie dają żadnej gwarancji, że nie dopuszczą się ponownie takiego samego czynu".
Od powyższego wyroku do Sądu Apelacyjnego w Warszawie odwołali się zarówno adwokaci (z urzędu) wszystkich oskarżonych, jak również prokurator rejonowy, domagający się kary dożywocia.
- Myślę, że prokurator słusznie się domaga dożywocia. Boję się myśleć, co może się zdarzyć, gdy oni wyjdą na wolność, jeszcze przecież w pełni sił - obawia się Danuta S. siostrzenica zamordowanego Piotra Głębockiego. - Nie rozumiem, dlaczego zamęczyli stryjka, skoro znaleźli pieniądze. Z szafy zniknęło 3 tys. dolarów i około 5 tys. złotych. Liczyliśmy je ze stryjem Piotrem dwa dni wcześniej. Widocznie szukali większych pieniędzy. Trudno uwierzyć, że jeden z tych oprawców, to całkiem bliska stryja rodzina, kilka dni wcześniej odwiedził stryjków. Mnie stryj Piotr do dzisiaj się śni. Mam wyrzuty sumienia, że nie zostałam wtedy u niego na noc, jak prosił. Ale zaczęliśmy właśnie sianokosy, trzeba było tego dnia zwieźć siano. Może dzięki temu ja przynajmniej żyję, bo pewnie daliby radę nam obojgu, ale wciąż trudno pogodzić się z tą tragedią - mówi Danuta S., która rok temu pobudowała dom obok starej chałupy po stryjach. Jan zmarł dwa tygodnie po tragicznej śmierci brata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki