Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filip Surdel ma 15 lat. Nie chodzi, nie mówi, od 10 miesięcy leży w łóżku.

Beata Modzelewska
Beata Modzelewska
Po tragicznym wypadku jego ciało przestało słuchać właściciela

Na łóżku leży wychudzony nastolatek. Spod kołdry wystaje rurka, przez którą dostaje pożywienie. Z uwagi na tę rurkę właśnie, chłopak może leżeć tylko na plecach lub na lewym boku. Nie chodzi, nie mówi, choć jeszcze 10 miesięcy temu był żywiołowym chłopcem. Mama - Barbara - troskliwie poprawia mu pościel i czujnie zerka na pierworodnego.

- Synku, uśmiechnij się - zachęca. Chłopak lekko porusza ustami. - Brawo, dzielny chłopak - chwali mama.

- Filip, ty łobuzie - żartem rzuca tata chłopca. Filip Surdel ma 15 lat. Z całych sił walczy o powrót do zdrowia po tragicznym wypadku.

We wtorkowe popołudnie, 3 kwietnia, państwa Surdelów zastaję przy łóżku Filipa. Układają go wygodnie, poprawiają ortopedyczne poduszki. Za chwilę ma przyjść rehabilitant. Kiedy witam się z Filipem, chłopiec na chwilę zatrzymuje na mnie wzrok. Kiedy robię zdjęcia, odwraca się, jakby nie miał na to ochoty. Odnoszę wrażenie, że jest uwięziony w ciele, które nie wypełnia jego rozkazów.

- Zaczął się uśmiechać, myślę, że świadomie. Jak poproszę, żeby ruszył palcem, to on rusza, zaczął też kręcić głową. Jeszcze nie umie jej utrzymać, ale stara się. Bardzo wolno to idzie, ale są postępy i pewnie rehabilitacja potrwa jeszcze długo, ale… będzie dobrze. Na pewno - matka nie traci nadziei, że ujrzy syna w dobrym zdrowiu. Ona jest z nim niemal przez całą dobę. Opatruje, pielęgnuje, rozmawia, czule przytula. Czuwa przy nim podczas hospitalizacji. Niejednej w ostatnich miesiącach. Drobna kobieta dźwiga ciężar choroby syna. Dla matki to największy ciężar.

Tylko ręka wystawała z wody
Życie rodziny Surdelów z Dylewa w pow. ostrołęckim zmieniło się 27 czerwca 2011 roku. Wieczorem, tego właśnie dnia, Filip wraz z trzema kolegami poszedł na tzw. starą plażę w Ostrołęce. Brodzili w rzece. Nagle zaczęli wzywać pomocy. Na krzyki chłopców zareagowała ostrołęczanka Anna Kacperowicz (pisaliśmy o tym w TO 27/2011). Filip stracił grunt pod nogami.

- Widziałam jak jeden z chłopców próbował złapać tego, który stracił grunt pod nogami. Nie udało mu się - relacjonowała wówczas na łamach TO kobieta.

Pani Anna zerwała się z ławki, szybko zrzuciła ubranie i ruszyła do wody. Widziała jak tonący chłopak, to wynurza się, to chowa pod wodą.

- Płynęłam do niego i krzyczałam, żeby się trzymał, że już jestem - mówiła. - Kiedy byłam już blisko, zniknął mi z oczu. Próbowałam wyczuć go nogami w miejscu gdzie widziałam go ostatni raz. Bez skutku. Nagle, tuż obok mnie, zobaczyłam jego rękę. Tylko ręka wystawała z wody. Tak jakby ostatkiem sił chciał mi pokazać gdzie jest. To był chyba jego ostatni świadomy ruch, bo kiedy go złapałam był już nieprzytomny.

Pani Anna chwyciła chłopca i zaczęła holować do brzegu.

Tam natychmiast wraz z kolegą Filipa, Kamilem, zaczęli go reanimować.

- Właściwie to akcję reanimacyjną podjął ten chłopak. On zaczął robić sztuczne oddychanie. Ja masowałam serce. Chłopak na chwilę otworzył oczy. Wydawało mi się, że już jest dobrze. Potem jednak znowu stracił przytomność.

Walczyli aż do przyjazdu pogotowia. Wezwała je koleżanka pani Anny, która została na brzegu. Ratownicy kontynuowali reanimację. Na miejsce wypadku dotarł ojciec Filipa. O zdarzeniu powiadomili rodzinę dwaj chłopcy, którzy tego feralnego wieczoru towarzyszyli Filipowi nad Narwią.

List doszedł, ale Filip nie wrócił
- Nie wiem czemu on tam poszedł - mama Filipa rozpamiętuje dramatyczne wydarzenia. Niechętnie o tym rozmawia. To wciąż świeża rana. - Byłam tego dnia dłużej w pracy. Wiem, że syn zjadł obiad, a moja teściowa dała mu list do wysłania. List doszedł, ale Filip już nie wrócił… - zawiesza głos. Przez chwilę milczy, tłumiąc łzy. - Stało się, jak się stało. Moja wdzięczność wobec Ani Kacperowicz nie zna granic. Dzięki niej mój syn żyje. I dzięki Kamilowi Kruczykowi - koledze. Jest rok starszy od Filipa.

Barbara Surdel nie dopytywała o szczegóły wypadku. Mówi, że nie ma na to sił.

- Ania - bo jesteśmy na ty - kiedyś coś mówiła, ale ja nie mogłam tego słuchać. I wciąż nie jestem na to gotowa. Nawet nie chce mi się myśleć o tym, co tam się działo - mówi. - Nie pamiętam też, co było bezpośrednio po tym, jak dowiedziałam się o wypadku.

Filip trafił na OIOM ostrołęckiego szpitala w bardzo ciężkim stanie. Doszło do zatrzymania krążenia, wymagającego długotrwałej reanimacji. Skutkiem tego powstały rozległe zmiany w mózgu, w części potylicznej.

- Boże, co te dzieci przeżyły - Barbara Surdel martwi się o kolegów, z którymi Filip był wtedy na plaży. - One na to wszystko patrzyły. I ta Ania. Jestem pełna podziwu. Nie każdego byłoby na to stać. Ja nie umiem pływać. Nie wiem, jak bym się zachowała. Myślę, że nie weszłabym do wody. Choć na pewno nie zostawiłabym potrzebujących bez pomocy - krzyczałabym, wzywała pogotowie. Nigdy w takiej sytuacji nie byłam i mam nadzieję, że nie będę, bo to jest… to jest straszne.

Zrozumiałam, że bez pomocy nie dam rady
Filip urodził się w Przasnyszu. Sur_delowie z trojgiem dzieci mieszkali tam 11 lat. Potem przez rok byli w Anglii.

- Dzieciom się nie podobało, mnie się nie podobało, więc wróciliśmy - opowiada Barbara Surdel.

Nie do Przasnysza jednak, a do Ostrołęki. Wynajęli mieszkanie, znaleźli pracę, dzieci poszły do szkoły. Filip przez rok uczęszczał do SP nr 6, potem do Gimnazjum nr 2. W sierpniu ub. roku przeprowadzili się do Dylewa.

- Jak się w życiu zacznie układać, to coś się musi wydarzyć złego. I wydarzyło się. I uderzyło w najczulszy punkt - mówi. - Najchętniej bym o tym nie mówiła, zamknęła się w domu. To mój problem, nie chcę nikogo nim obarczać. Ale tak się nie da. Zrozumiałam, że bez pomocy innych ludzi nie dam rady. Nie podołam finansowo.

Koszty leczenia Filipa są duże. Miesięcznie na leki, środki opatrunkowe i rehabilitację państwo Surdelowie wydają ponad 4 tys. zł. Pani Barbara nie pracuje - musi być przy synu. Z opieki społecznej dostają pielęgnacyjny zasiłek - ok. 700 zł miesięcznie.

- Tak naprawdę gdyby nie pomoc rodziny, znajomych i nieznajomych, trudno byłoby nam funkcjonować - mówi.

Po wypadku Filip spędził trzy miesiące w ostrołęckim szpitalu: dwa na OIOM, miesiąc na pediatrii. W ciągu ośmiu tygodni stracił ponad 30 kg! Przy wzroście 180 cm ważył niespełna 32 kg. Po krótkim pobycie w domu, 5 października trafił do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Wrócił stamtąd na początku stycznia. Karmiony jest dojelitowo, specjalną dietą przemysłową. Już przytył, waży 47 kg. Lekarze uważają, że powinien ważyć jeszcze kilka kilogramów więcej. Poważny problem stanowią przykurcze rąk i nóg. Filip wymaga stałej rehabilitacji.

- Nie możemy wyjechać na turnus rehabilitacyjny, bo Filip jest 16 godzin na dobę pod specjalną pompą - mówi mama (pompa dozuje jedzenie - red.).

5 kwietnia minęły trzy miesiące, odkąd są w domu. Codziennie, także w soboty i niedziele, przyjeżdża do Filipa rehabilitant. Prywatnie. Na rehabilitację w ramach NFZ, czyli bezpłatną, czekają od trzech miesięcy - tylu jest chętnych. A Filipowi ćwiczenia są bardzo potrzebne Teraz ćwiczy trzy godziny dziennie.

Dziękuję, dziękuję…
- Próbuję znaleźć jakieś dobre strony w tym nieszczęściu. Poznałam wielu wspaniałych ludzi. Anię Kacperowicz, Magdalenę Jaworowską, także Mirkę Winnicką - mamę Kamila. Ona daje mi wsparcie psychiczne. Martwi się o Filipa, przyjeżdżała do mnie do CZD, dzwoni. Przed Bożym Narodzeniem zorganizowała zbiórkę pieniędzy w Urzędzie Miasta w Ostrołęce. Chciałabym podziękować urzędnikom ratusza, prezydentowi Kotowskiemu, wiceprezydentowi Płosze. Jak wyszłam stamtąd, to się popłakałam. Pieniądze są ważne, ale życzliwość ludzka jest jeszcze ważniejsza. Bo przecież ci ludzie nas nie znają. A zbierali pieniądze. Mojej wdzięczności nie da się ubrać w słowa, naprawdę.

W akcję pomocy Filipowi zaangażowali się też uczniowie i nauczyciele Szkoły Podstawowej nr 6 i Gimnazjum nr 2 w Ostrołęce. Organizowali akcje charytatywne (ta w "Szóstce" odbyła się 29 marca - red.).

- Bardzo, bardzo, bardzo wam wszystkim dziękuję - ze wzruszeniem mówi Barbara Surdel. - Oglądałam w Internecie zdjęcia z akcji w SP nr 6. Potrafię sobie wyobrazić, jak wiele pracy uczniowie i nauczyciele włożyli w przygotowania. Bardzo dziękuję. Wszystkim, którzy nam pomagają. Rodzinie, znajomym, Barbarze Olczak, Iwonie Erwin i dyrektor Szeremecie ze SP nr 2 w Przasnyszu. Dobrze, że są ludzie, którzy chcą pomagać.

Filip wymaga intensywnej, specjalistycznej opieki polegającej na regularnej rehabilitacji, codziennej i całodobowej pielęgnacji oraz częstych kontroli neurologicznych i żywieniowych. Chłopiec dzielnie znosi codzienne zabiegi i bolesną rehabilitację, dzięki której ma szansę na powrót do normalnego życia. To wiąże się jednak z bardzo wysokimi kosztami: środków pielęgnacyjnych, sprzętu rehabilitacyjnego, leków i codziennej rehabilitacji. Filipowi można pomóc, przekazując 1 proc. podatku na jego subkonto.
KRS 0000037904 z dopiskiem w polu "Cel szczegółowy 1%: 15914 SURDEL FILIP.
Konto Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" ul. Łomiańska 5 01-685 Warszawa, nr 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615, tytułem: 15914 SURDEL FILIP - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia.
- Te pieniądze są naprawdę przeznaczone tylko dla Filipa. Na nic więcej - zaznacza Barbara Surdel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki