- Co zrobić z życiem, cudownie uratowanym? - mówiła Elżbieta Ficowska w czytelni biblioteki w Kadzidle. - Po coś to się stało. mam poczucie długu wobec Boga. Takie spotkania, jak tutaj, z wami, są po to, żeby się tamto nieszczęście nigdy nie powtórzyło. Niestety, ludzkość uczy się z trudem.
Ocalała dzięki "trzem matkom". Pierwsza, młoda Żydówka, nosiła ją ukrytą w plecaku, gdy szła na roboty przymusowe. Wtedy ocalała po raz pierwszy, bo o tym fortelu matek wiedzieli Niemcy, przebijali plecaki. Po raz drugi dostała szansę na życie, gdy współpracownicy Ireny Sendlerowej namówili jej matkę, żeby oddała im półroczne niemowlę. Potem kilka razy zadzwoniła, żeby posłuchać gaworzenia córki - zanim zginęła w obozie.
Mała Elżbieta wyjechała z getta w skrzynce, ukrytej na wozie z cegłami, z łyżeczką z wyrytym z imieniem i datą urodzenia. Druga matka była Polką. Trzecią nazywa Irenę Sendlerową, którą odwiedzała do końca jej życia.
Działa w środowisku "dzieci Holocaustu". Opowiadała, że miewali dylematy, nieznane innym ludziom. Na przykład zgłosił się starszy pan, który powiedział, że po śmierci adopcyjnych rodziców swojego bratanka, jest ostatnim człowiekiem, który wie o tej adopcji oraz o tym, że to było żydowskie dziecko. Chłopiec, inaczej niż ocaleni przez Sendlerową i współpracowników, nie miał żadnych informacji przy sobie, gdy go znaleziono.
- Powiedzieć, czy nie? Głosowaliśmy, wyszło pół na pół. Ja byłam przeciwna. Bo co mu można dać, w zamian za zabranie przekonania, że jest dzieckiem tych rodziców, których znał? Żadnych nazwisk, imion, miejsc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?