Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekstraliga rugby. Remis w derbach Trójmiasta Arka Gdynia - Lechia Gdańsk

Grzegorz Wrzalik
W XIV kolejce Ekstraligi było kilka powrotów do składów drużyn. W Orkanie po półrocznej przerwie do gry wrócił Kamil Zieliński z piłką. Jego drużyna wygrała aż 52:28 z Posnanią i wciąż zajmuje drugie miejsce w tabeli (57 pkt). Liderem pozostaje sopockie Ogniwo (60 pkt)
W XIV kolejce Ekstraligi było kilka powrotów do składów drużyn. W Orkanie po półrocznej przerwie do gry wrócił Kamil Zieliński z piłką. Jego drużyna wygrała aż 52:28 z Posnanią i wciąż zajmuje drugie miejsce w tabeli (57 pkt). Liderem pozostaje sopockie Ogniwo (60 pkt) Bartłomiej Zborowski
Arka Gdynia zremisowała z Lechią Gdańsk 22:22. Up Fitness Skra Warszawa niespodziewanie przegrała 29:30 z Master Pharm Rugby Łódź. Edach Budowlani Lublin wygrali, ale… mogą przegrać walkowerem z Juvenią Kraków. Znów działo się w Ekstralidze rugby.

Derby Arka – Lechia odbyły się po raz 65. 33 razy wygrywała do tej pory Lechia, 30 Arka. I tylko raz padł remis. W niedzielę w Gdyni kibice obejrzeli bardzo dobre, niezwykle zacięte spotkanie, które skończyło się remisem numer dwa.

W pierwszej połowie lepiej prezentowała się Arka. Wygrała tę część 15:10. W drugiej rządziła Lechia. Tempo akcji było szybkie – zwłaszcza ze strony Arki. Lechia miała kłopoty w młynie dyktowanym, Arka w aucie. Zwłaszcza w drugiej połowie gospodarze przegrali większość swoich wrzutów w tej formacji, co bardzo mocno ograniczyło szanse gry ataku prowadzonego przez Antona Szaszero.

W Lechii błyszczał Robert Wójtowicz, robotę robili gracze z RPA. Bohaterem meczu mógł zostać Kevin Bracik. Doświadczony środkowy ataku gdańszczan w 45 minucie nakrył kop Dawida Banaszka na linii pola punktowego. Piłka potoczyła się na to pole. Ruszyli do niej Bracik i Karol Lipski z Arki (obaj są wychowankami klubu Czarni Pruszcz Gdański). Obaj praktycznie w tym samym momencie dopadli do toczącego się po polu punktowym jaja. Obaj podnieśli ręce, że byli pierwsi.

Sędzia Dominik Jastrzębski po konsultacji z asystentem uznał, że pierwszy był jednak zawodnik Arki, a to oznaczało, że nie ma przyłożenia dla Lechii. Kibice pewnie będą spierać się przez kolejny rok, czy miał rację. Sytuację można obejrzeć na powtórkach – mecz jest dostępny w serwisie sport.tvp.pl, który transmitował derby Trójmiasta. Warto to zrobić, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Naszym zdaniem sędzia miał rację, ale pewności 100% brak. I tak pewnie pozostanie na zawsze, ale liczy się oczywiście to, co zagwizdał arbiter. Bracikowi pozostaje trochę cierpka satysfakcja, z faktu, że to on zdobył ostatnie przyłożenie Lechii w tym meczu, które wyprowadziło jego zespół na prowadzenie 22:15, ale nie dało zwycięstwa.

„Antybohater” opisanej powyżej akcji – czyli Dawid Banaszek – ostatecznie okazał się bowiem bohaterem Arki. W ostatniej akcji meczu jego drużyna zdobyła przyłożenie i było już tylko 22:20 dla Lechii. Znów były spore wątpliwości. Gdańszczanie pokazywali, że jeden z zawodników Arki, będący w raku, rozgrywanym na linii pola punktowego Lechii, potoczył piłkę do przodu (chyba mieli rację), co oznaczałoby błąd, młyn i zapewne koniec meczu. Ale sędzia puścił grę, Piotr Bojke przedarł się na pole punktowe. Znów konsultacja z bocznym i znów decyzja korzystna dla Arki. Wtedy właśnie zrobiło się 22:20 dla Lechii, ale gospodarze mieli jeszcze szansę na podwyższenie.

Pozycja nie była trudna dla kopacza. Ok. 20 metrów od bramki, pod niewielkim kątem. Ale to była ostatnia sekunda meczu. Celny kop oznaczał remis, pudło – porażkę. Do piłki podszedł Dawid Banaszek – jeden z najskuteczniejszych zawodników w historii polskiego rugby. Przez lata najlepszy kopacz w lidze. Banaszek dziesiątki razy dawał takimi kopami zwycięstwo swoim drużynom klubowym (Orkan, a potem Arka) i reprezentacji. Ale najlepsze lata ma już za sobą, na dodatek do gry wrócił ledwie kilka tygodni temu… po trzyletniej przerwie.

„Szatan” postawił piłkę na podstawce, długo się nie zastanawiał. Trafił bez problemu, zapewniając Arce remis i cenne dwa punkty. Gdynianie są w dolnej strefie tabeli i wciąż muszą martwić się o utrzymanie. Dla Lechii ten remis to jednak strata. Bo gdańszczanie marzą, by zagrać o medal w tym sezonie. Na razie są na trzeciej pozycji z 49 punktami, ale teraz czeka ich mordercza seria. Grają kolejno z sopockim Ogniwem (lider, mistrz Polski), potem jadą do Łodzi na mecz z Master Pharm (wicemistrz Polski), podejmą Orkan Sochaczew (wicelider, brązowy medalista MP) i na koniec jadą do Warszawy, by zmierzyć się z Up Fitness Skrą Warszawa.

- Jak się chce grać o medale, nie można bać się takich spotkań. Jesteśmy w stanie wygrywać, ale musimy grać o wiele lepiej niż w meczu z Arką – mówi trener Lechii, Tomasz Rokicki, ale zapewne zdaje sobie sprawę, że utrzymanie się na trzeciej pozycji nie będzie łatwe.

- Walka o miejsce w małym finale będzie pasjonująca – uważa trener Skry, Łukasz Nowosz.

- Moim zdaniem tylko sprawa finału jest w zasadzie rozstrzygnięta, spotkają się w nim Ogniwo i Orkan. Reszta jest otwarta i w górze i na dole tabeli. Liga jest pasjonująca – dodaje szkoleniowiec Juvenii Kraków, Łukasz Kościelniak.

Obaj ci trenerzy nie mieli po tej kolejce powodów do zadowolenia. Skra dość niespodziewanie przegrała w Łodzi z Master Pharm 29:30. Ten wynik sprawia, że wicemistrzowie Polski wracają do gry o medale. Dwa tygodnie temu Master Pharm o mało co nie pokonał w Sochaczewie faworyzowanego Orkana (22:20 dla gospodarzy). Teraz dotrwał z prowadzeniem w starciu ze Skrą do końca meczu.

Łodzianie wyraźnie zbudowani dobrym wynikiem w Sochaczewie, prowadzili w pewnym momencie z warszawską ekipą 27:12. Z żelazną konsekwencją wykorzystywali swą przewagę w młynie oraz aucie. Skra z kolei popełniała błędy, gubiła piłkę pod polem rywala – oczywiście mocno naciskana przez dobrze zorganizowaną i zdeterminowaną obronę wicemistrzów Polski.

Mimo to zespół Nowosza mógł wygrać ten mecz. Ba miał wręcz obowiązek to zrobić. W 79. minucie meczu na pole punktowe gospodarzy przedarł się Bercho Botha. Piłkę położył w „słupach”, co oznaczało, że podwyższenie będzie dziecinnie proste. W zasadzie każdy junior powinien poradzić sobie z tym zadaniem. Skra od początku sezonu ma jednak kłopot z pozycją kopacza. Wprawdzie w Warszawie przebywa Paul Walters – jeden z najlepszych specjalistów w tym zakresie w ostatnich latach w naszej lidze, ale z powodu zakazu transferowego za brak szkolenia młodzieży – Skra wciąż nie może korzystać z jego usług. Co ciekawe klub wygrał sprawę przed Trybunałem Arbitrażowym przy PKOL, ale Polski Związek Rugby wciąż nie chce wykonać wyroku, zasłaniając się konsultacjami w Ministerstwie Sportu i Walters nie może grać.

Jak skończy się ta sprawa nie wiadomo, wiadomo jednak, że Skra potrzebuje kopacza jak tlenu. Bo Palu Fihaki, który w tym meczu pełnił tę rolę, spudłował, co wydawało się niemożliwe. A jednak się stało. Skra nie podwyższyła i przegrała mecz 29:30, który powinna wygrać 31:30.

- Kop był niecelny – przyznaje Łukasz Nowosz. – Ale to nie ten kop był decydujący, choć oczywiście, gdybyśmy go trafili, byłoby zwycięstwo. – Potem jeszcze mieliśmy szanse, o wcześniejszych błędach nawet nie chce mi się wspominać. Łodzianie kolejny raz pokazali, że takie drużyny, które przez lata biły się o złoto, nie zapominają jak się gra, mają też w sobie gen zwycięzcy. Walka do końca jest w ich sportowym DNA, my wciąż musimy się tego uczyć. Na szczęście ta porażka wciąż nie wyklucza nas z gry o medal. Inni zagrali dla nas. Lechia straciła punkty w meczu z Arką, a Lublin choć wysoko wygrał z Juvenią, pewnie przegra walkowerem, bo zrobił za dużo zmian. Zwycięstwo Łodzi sprawia, że Master Pharm dołącza do nas, Lechii i Edach Budowlanych w walce o miejsce w małym finale. Liga robi się pasjonująca. My za tydzień walczymy w Wielkich Derbach Mazowsza z Orkanem. Oczywiście o zwycięstwo – zapowiada Nowosz.

- Protestu meczowego nie będziemy chyba składać, bo jest niepotrzebny. Sędzia wpisał do protokołu, że rywale przeprowadzili ósmą zmianę, choć nie zrobili kompletu zmian w pierwszej linii młyna. Tego robić nie wolno i za to jest walkower – przypomina trener Juvenii, Łukasz Kościelniak. Jego drużyna przegrała w Lublinie z Edach Budowlanymi 14:40, ale czy wynik się utrzyma, czy zostanie zmieniony na 25:0 dla Juvenii zdecyduje Komisja Gier i Dyscypliny.

Ten dyscyplinarny organ PZR powinien też w końcu zająć stanowisko co do meczu z początku kwietnia: Skra – Lublin. Przypomnijmy, że nie doszedł on do skutku, bo warszawianie nie zdążyli odśnieżyć boiska. Nad stolicą, jak nad większą częścią kraju, przeszła dzień wcześniej burza śnieżna. Do końca rundy zasadniczej już tylko cztery kolejki – werdykt w tej sprawie mocno będzie rzutował na układ tabeli.

A w niej wciąż prowadzi Ogniwo, które w sobotę pokonało na własnym boisku ostatnią w tabeli Pogoń Awenta Siedlce 48:14. Jeszcze wyższy wynik padł w meczu wicelidera tabeli Orkana Sochaczew z beniaminkiem z Poznania. Na boisku Posnanii Orkan zdobył aż 52 punkty. Stracił jednak 28, co dało bonus ofensywny za cztery przyłożenia gospodarzom. Dla nich to bardzo ważny punkt.

- Jeśli za tydzień chcemy pokonać Skrę, nie możemy grać tak niefrasobliwie w obronie – denerwował się po meczu szkoleniowiec gości Maciej Brażuk.

Mecz Skra – Orkan będzie hitem XV kolejki, ale nie będą to jedyne derby w tej serii gier. W Gdańsku Lechia podejmie Ogniwo – ten mecz od lat nazywany jest „świętą wojną”. Juvenia podejmie z kolei Arkę w meczu „wagi ciężkiej” drużyn walczących o utrzymanie. Słowem – znów będzie się działo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ekstraliga rugby. Remis w derbach Trójmiasta Arka Gdynia - Lechia Gdańsk - Sportowy24

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki