Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eksperci od gospodarki ostrzegają: rząd będzie (pozornie) na zero, za to więcej firm na minusie i możemy stracić najlepszych pracowników

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
W lud poszła wieść, że przyszłoroczny budżet Polski będzie absolutnie wyjątkowy nie tylko w tym stuleciu, ale w ogóle od początku przemian: po raz pierwszy wydatki mają się zbilansować z wpływami, czyli – dołączymy do grona krajów nie mających deficytu. Organizacje biznesu mają jednak kilka „ale”.

- Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że plany rządu w dużej mierze sfinansują przedsiębiorcy i ich pracownicy. Pojawią się bowiem nowe obciążenia – komentuje dr Sonia Buchholtz, ekspertka Konfederacji Lewiatan. Nie tylko jej zdaniem „założenia przyszłorocznego budżetu są sprzeczne z celami Strategii Zrównoważonego Rozwoju, czyli Planu Morawieckiego”.

W czołowych gospodarkach świata obowiązuje zasada, że w okresach dobrej koniunktury inwestuje się na przyszłość oraz – oszczędza, by w gorszych czasach, o kryzysie nie wspominając, było co wydawać (w tym regulować na bieżąco sztywne zobowiązania rządu, jak emerytury czy płace budżetówki). Dlatego budżety najlepiej rozwiniętych lub rozwijających się krajów są na plusie – bez deficytu, ;przy relatywnie wysokim poziomie inwestycji.

W Polsce przez dwa pierwsze lata rządów PiS inwestycje leżały, a ruszyły dopiero w drugiej połowie zeszłego roku – i nie jest pewne, czy ten trend się utrzyma. Niebezpieczeństwo kolejnego załamania związane jest z nowymi obawami przedsiębiorców - dotyczącymi kolejnych obciążeń i innych, niekorzystnych w ich opinii, zmian przepisów wpływających bezpośrednio na opłacalność działalności gospodarczej .

- Duża część przyszłorocznych wpływów budżetu państwa będzie jednorazowa! Będą pochodziły z m.in. z opłaty przekształceniowej OFE, sprzedaży częstotliwości dla operatorów telekomunikacyjnych, aukcji praw emisji CO2 oraz niepewnych wpływów z zysku NBP czy opłaty od torebek foliowych – wylicza dr Sonia Buchholtz.

W zgodnej opinii wszystkich organizacji gospodarczych, zniesienie limitu składek na ZUS zaszkodzi gospodarce. W otwartych listach przekonywały one najpierw Sejm, a potem prezydenta, by nie iść tą drogą. Bezskutecznie. Teraz eksperci zwracają uwagę, że z jednej strony pieniądze - zabrane głównie wysoko wykwalifikowanym menedżerom i specjalistom – trzeba będzie kiedyś zwrócić z nawiązką, w postaci astronomicznie wysokich emerytur (co już dziś winno być zmartwieniem kolejnych rządów), a z drugiej – krok ten pogorszy pozycję polskich pracodawców na coraz trudniejszym, europejskim i globalnym, rynku pracy.

- Trudniej będzie nam rywalizować z innymi krajami zarówno o inwestycje, jak i wykształconych oraz młodych pracowników, których już dziś dotkliwie nam brakuje. Szybki postęp technologiczny wymaga wykwalifikowanej kadry. Skąd ją weźmiemy? – pyta Robert Lisicki, radca prawny, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan. Jego zdaniem, utrzymanie limitu składek ma z tego powodu kluczowe znaczenie dla tworzenia wartościowych miejsc pracy oraz zachęcania pracowników do powrotu do Polski.

Eksperci ostrzegają, że jeśli limit składek na ZUS zostanie zniesiony, firmy zmniejszą nakłady na inwestycje. - A to inwestycje są podstawą długookresowego rozwoju i to one mogą ochronić nas przed skutkami nadchodzącego spowolnienia. Takie działania rządu są sprzeczne ze Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju! Nie można przecież zwiększać przychodów budżetu kosztem inwestycji – podkreśla Lisicki.

Z kolei BCC wskazuje na zagrożenia związane z wysokim tempem wzrostu płacy minimalnej: rząd zaproponował jej podniesienie do 2450 zł, czyli o ponad 100 zł więcej, niż wskazywałyby wymogi ustawowe. – To silnie uderzy w konkurencyjność dwóch milionów najmniejszych firm w Polsce, zwłaszcza tych z dala od metropolii i w mało rentownych branżach – przekonuje Witold Michałek, ekspert BCC ds. makroekonomii.

Z najnowszego badania „Portfel należności polskich przedsiębiorstw” przeprowadzanego regularnie przez Krajowy Rejestr Długów i Konferencję Przedsiębiorstw Finansowych w Polsce, wynika, że już dziś wydłuża się w Polsce średni czas oczekiwania na zapłatę – w tej chwili wynosi on grubo ponad 4 miesiące. Rośnie skala zatorów płatniczych.

- 89 procent firm ma problem z nieterminowym opłacaniem należności przez swoich klientów. Wydłużył się także czas oczekiwania na płatności. Co ósma niezapłacona faktura jest przeterminowana od sześciu miesięcy do roku. Jeszcze trzy miesiące temu była to co dziesiąta faktura – opisuje Adam Łącki, prezes KRD Biura Informacji Gospodarczej SA.

Wszystko to wpływa na nastroje wśród przedsiębiorców, a więc także ich skłonność do inwestowania. A ta zdecyduje o wzroście gospodarczym.

FLESZ - Polska żywność nie jest eko. A wszystko przez węgiel

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki