Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edward Kubacki: Dawid dopinał sobie skrzydła z kartonów i biegał, próbując latać. No i to mu zostało [rozmowa]

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Edward Kubacki odbiera statuetkę Asa Małopolski w imieniu syna Dawida podczas gali w Karcher Hali Cracovii
Edward Kubacki odbiera statuetkę Asa Małopolski w imieniu syna Dawida podczas gali w Karcher Hali Cracovii Anna Kaczmarz
Dawid Kubacki został zwycięzcą 28. edycji plebiscytu „Dziennika Polskiego” na 10 Asów Małopolski. Tym samym dołączył do grona wybitnych sportowców, którzy zdobywali to trofeum przed nim, m.in. Roberta Korzeniowskiego, Justyny Kowalczyk, Agnieszki Radwańskiej, Rafała Majki, czy Kamila Stocha, z którym rywalizuje na skoczni. Nagrodę za rok 2019 podczas gali w Karcher Hali Cracovii odebrał w jego imieniu ojciec, Edward Kubacki.

2019 rok był szalonym rokiem dla rodziny Kubackich?

Edward Kubacki: O, tak! Dawid zawarł związek małżeński, miał wspaniałe lato, bo wygrał Letnie Grand Prix, mimo iż startował tylko w kilku zawodach. Wprawdzie zima zaczęła się nieco sennie, ale koniec końców na przełomie tamtego i obecnego roku Dawid pokazał, że ma wielką moc i potrafi wygrywać.

Nie zapominajmy o tytule mistrza świata z ubiegłego roku!
Rzeczywiście, to było bardzo nieoczekiwane. Wygrał, więc też mu się należą duże brawa. Dodam, że syn sam stawia sobie wysokie cele.

Czy ten tytuł zdobyty w Seefeld wpłynął na Dawida?
Na pewno uwierzył w siebie. To znaczy jeszcze mocniej uwierzył, bo on tę wiarę miał. Teraz wszystko zmierza do tego, że będzie osiągał wielkie wyniki. Zdobycie złotego medalu utwierdziło go w przekonaniu, że jednak można.

U syna zdecydował talent czy praca?
Na pewno trochę talentu musiał mieć. Ale wykonał ogromną pracę. Jako dziecko był drugi, trzeci, piąty, pierwszy od czasu do czasu. Był w czołówce, ale to praca zdecydowała, że zaistniał w niej na dłużej. Duże znaczenie miała też praca z psychologiem i uspokojenie nerwów. Teraz są tego efekty.

Półka w domu na Złotego Orła z Turnieju Czterech Skoczni jest już gotowa?

Jeszcze nie, bo syn nie miał czasu, by zdecydować, gdzie go postawić. Dla mnie to dobrze, bo chcąc się tym Orłem nacieszyć trzymam go blisko siebie, na stoliku.

Zdaje się, że ciężki on jest!

Oj, ciężki. Bardzo ciężki.

Ochłonęliście jako rodzina po Turnieju Czterech Skoczni?

Tak, w poniedziałek, wtorek były jeszcze i nerwy, i radość, ale teraz już spokojnie podchodzimy do tego sukcesu.

Podobno pojechaliście na ostatnie zawody do Bischofshofen, nic nie mówiąc Dawidowi?

Tak, to był trochę spontan. Żonka Dawida – Marta, była po odebranie nagrody w plebiscycie w Warszawie, wróciła w niedzielę pod wieczór. Wsiedliśmy więc w samochód dopiero o czwartej nad ranem i ruszyliśmy. O czym Dawid miał nie wiedzieć.

10 Asów Małopolski. Dawid Kubacki zwycięzcą plebiscytu. Mich...

No właśnie, słyszeliśmy, że ukrywaliście się przed nim na miejscu!

Chcieliśmy mu zrobić niespodziankę, więc nawet bilety załatwialiśmy w taki sposób, by o niczym nie wiedział. Tak się jednak złożyło, że Ewa, żona Kamila Stocha, zostawiła nam miejsce obok jej samochodu. I traf chciał, że akurat skoczkowie przejeżdżali na skocznię tą ulicą, na której zaparkowaliśmy. I moje auto rzuciło się Dawidowi w oczy, więc pomysł spalił na panewce. Chociaż nie do końca, bo on wciąż nie był pewien. No i nie wiedział, że jest też jego żona. Potem jeszcze podczas konkursu się przed nim chowaliśmy i dopiero po finałowym skoku Marta podeszła, by się z nim przywitać.

Czy w rodzinnym gronie, gdy już pierwsze emocje opadły, Dawid bardzo odreagowywał stres, jaki mu towarzyszył na skoczni?

Raczej nie, był totalny spokój. Przywitaliśmy się, gdy wyszedł po kontroli na skoczni, i wtedy zawołał: „To jednak jesteś! To było twoje auto!”. Po wybiegu chodził jeszcze do 22.30, tylu wywiadów nigdy wcześniej nie udzielił. Cały czas chodził z tym bardzo ciężkim Złotym Orłem, ręce mu już odmawiały posłuszeństwa, ale dzielnie wytrzymał do końca.

W tym roku nie ma ani igrzysk, ani mistrzostw świata, ale można zdobyć Puchar Świata. Czy to będzie celem Dawida?

Sądzę, że to cel każdego z zawodników, który czuje, że jest w formie i na fali. Na pewno nasi skoczkowie będą walczyć i dla siebie, i wspólnie jako drużyna o Puchar Narodów. Sądzę, że walka będzie trwała do końca sezonu.

Dawid ma 29 lat, co oznacza, że do największych sukcesów – ubiegłorocznego tytułu mistrza świata i wygrania Turnieju Czterech Skoczni zdążył dojrzeć, dzięki czemu pewnie teraz łatwiej mu znieść presję oczekiwań niż nastolatkom, na których to spada nagle.

Dawid oczywiście miał wcześniej swoje sukcesy, bywał w pierwszej „10”, zwyciężał wraz z drużyną, ale nie było takiego „bum”, jak np. miał Kamil Stoch, który będąc bardzo młodym skoczkiem wygrywał wszystko co chciał. Już wtedy było widać, że jest zawodnikiem wysokiej klasy. A Dawid szedł powoli, spokojnie dorastając do tego sukcesu. Miał małe zahamowanie we wczesnych latach…

Wtedy, gdy został cofnięty przez Łukasza Kruczka do kadry B?

Jeszcze wcześniej. Gdy dorastał, miał bardzo duży przyrost tkanki kostnej. Ta tkanka była bardzo miękka, wtedy miał wielkie problemy, bo nogi zaczęły go bardzo boleć, nie można go było dotykać, wszystko go denerwowało. Lekarze zadecydowali, że może trenować, ale bez wielkiego wysiłku, bo tkanka musi stwardnieć, zamienić się w kość. I wraz z trenerami wyprowadzili go na dobrą drogę. Dzięki temu nie ma zniszczonych stawów i może daleko skakać.

Czy to zapowiada, że będzie mógł jeszcze długo skakać?

Życzę mu tego, także pozostałym zawodnikom z naszego teamu, bo ten zespół jest świetny, bardzo dobrze się ze sobą dogadują.

Niech skaczą długo, bo zaplecze na razie za nimi nie nadąża…

Pewnie ktoś się za jakiś czas pojawi, choć rzeczywiście trochę z tym obecnie ciężko.

Ponoć jest taka rodzinna legenda, że mały Dawid oglądał w telewizji zawody, w których świetnie skakał Japończyk Kazuyoshi Funaki i obserwując go wyszedł na środek pokoju, po czym kategorycznie stwierdził: „Ja też tak chcę!” No i nie było wyjścia, trzeba go było zawieść na skocznię...

Dokładnie sobie tej sceny nie przypominam, ale faktem jest, że był pod wrażeniem skoków Funakiego, który wtedy szalał na skoczniach. Jego lot był niespotkany, nawet do tej pory. Wbijał się głęboko między narty tak, że aż mu prawie za głowę szły. To było coś pięknego. Dawid próbował naśladować skoczków, w lecie dopinał sobie skrzydła z kartonów i biegał, próbując „latać”. No i to mu zostało, gdy dorastał.

Był czas, gdy Dawid wybijał się bardzo wysoko, ale przez to tracił na długości lotu. I dopiero trener Maciusiak mu pomógł zmienić technikę lotu.

Rzeczywiście wybicie się z progu szło za bardzo w górę, popełniał błędy przy najeździe i pupsko opadało, a nogi wyjeżdżały pierwsze, więc się musiał otwierać. I to był błąd, nad którego wyeliminowaniem musiał długo pracować. I tu chcę podziękować i pochwalić Maćka Maciusiaka, bo rzeczywiście, gdy Dawid został oddelegowany do drugiej kadry, to świetnie pracowali. To oddelegowanie nie było żadną ujmą, tam też była ciężka praca, tyle że inny trener mógł popatrzeć na jego błędy z nowej perspektywy. I to dało bardzo duży progres. Po kilku miesiącach pracy z Maciusiakiem i najazd się zmienił, i końcówka lotu zaczęła być lepiej wykorzystywana. Wcześniej dolatywał do pewnego momentu i szybko ziemia go przyciągała, trzeba było lądować. Po zmianach okazało się, że może jeszcze pociągnąć w końcówce pięć, a nawet dziesięć metrów dalej. To bardzo dużo pomogło w rozwoju Dawida.

Słuchając pana widzimy, że przy synu stał się pan ekspertem od skoków…

Nie chciałbym się porównywać z fachowcami. Na pewno lata spędzone z Dawidem, oglądanie treningów i zawodów na skoczniach, udział w spotkaniach z trenerami, podglądanie skoków z wieżyczki, rozmawianie z ekspertami - to wszystko może sprawiło, że wiem nieco więcej niż zwykły kibic.

Bo sam pan skoków nie uprawiał?

Nie, u mnie w rodzinie nie było tradycji sportowych. Tylko hobbystycznie jazda na nartach od dziecka. W Nowym Targu blisko są wyciągi, więc jeździmy z żonką. A jak pojawił się syn, to braliśmy go ze sobą i się uczył. Spodobało mu się to, więc co sobota, niedziela byliśmy na górze i jeździliśmy na nartach.

A modelarstwo to też, tak jak skoki, wyłącznie wymysł Dawida, czy ktoś go na tę pasję naprowadził?
Z tym było trochę inaczej. Mam kolegów na lotnisku w Nowym Targu i raz zajechaliśmy tam, bo chciał pooglądać sobie samoloty: jaka, wilgę, dwupłatowca antonowa. Dotykał, wsiadał do szybowców. A z tyłu byli modelarze, którzy latali swoimi modelami. No to ja mówię: „Dawid, dawaj, idziemy tak jeszcze zobaczyć, jak tam się bawią”. Tam też był syn, dziś już nieżyjącego, bo zginął w wypadku lotniczym, Tadzia Śwista. Zaczęliśmy z nim rozmawiać i tak się Dawidowi spodobało, że potem sam zaczął się modelarstwem zajmować.

Sportowiec Małopolski 2019. Uroczysta gala rozdania nagród w...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Edward Kubacki: Dawid dopinał sobie skrzydła z kartonów i biegał, próbując latać. No i to mu zostało [rozmowa] - Gazeta Krakowska

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki