Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edward K. zarzucił żonie sznurek na szyję i zaczął zaciskać. "Zabiję cię, ty k…" - krzyczał

Aldona Rusinek
Aldona Rusinek
Ta historia zdarzyła się naprawdę. Świadkiem była wnuczka ofiary i kata...

Edward K. zarzucił żonie sznurek na szyję i zaczął zaciskać. "Zabiję cię, ty k… i wreszcie będę miał pieniądze" - krzyczał. Nie pierwszy raz tak się odgrażał. Irenie K. udało się jakoś wyswobodzić prawą rękę przyciśniętą plecami do ściany. Z całej siły odepchnęła męża. Upadł na kuchenną szafkę.

Dziadek dusił babcię
- Łapiąc powietrze, pobiegłam do pięcioletniej wnuczki, Dominiki, która, wystraszona, z krzykiem uciekła do pokoju - opowiada kobieta doświadczenia sprzed dwóch tygodni.
- Gdy wróciłam do domu córka zaczęła krzyczeć, że dziadek dusił babcię - mówi Justyna, matka Dominiki, córka Ireny. - Myślałam, że żartuje, albo że oni po prostu się prze_pychali, szturchali. Często tak się zdarzało. Ale mama rzeczywiście miała ślad na szyi. Jak zwykle nie chciała dzwonić na policję.

- Tego dnia miałam wizytę u dentysty - mówi Irena K. - Zawiązałam chustkę na szyi i wsiadłam na rower. W przychodni pielęgniarka zauważyła ślady po sznurku. Na szczęście przychodnia pusta była w tym momencie, rozpłakałam się i powiedziałam, co stało się w domu. Na to weszła doktor Zalewska. Obejrzała i opatrzyła mi szyję. Wypytała o wszystko, wystawiła zaświadczenie i zadzwoniła na policję. Ale na posterunku nie było dzielnicowego.

Doktor przykazała mi zadzwonić do nich. Zadzwoniłam następnego dnia. Skoro inni chcieli mi pomóc, wstyd było się wycofać. Z drugiej strony wstyd opowiadać o tych awanturach. Ale zadzwoniłam. Mąż nic sobie z tego nie robił. On nigdy z niczego nic sobie nie robił.

Robotą się nie hańbił
Mają po 68 lat. Urodzili się w jednym roku i jednym miesiącu, w sąsiedzkich wioskach gminy Czarnia.
- Przed ślubem na rok go zostawiłam, ale potem się przeprosiliśmy i znów zeszliśmy. Mieliśmy po 22 lata, gdy się pobraliśmy. Zamieszkaliśmy u teściów. Nie było mi źle na początku, nie mogę powiedzieć. Teść był bardzo pracowity i dobry człowiek. Szkoda, że Edek w niego się nie wdał. Jego robota nigdy nie obchodziła. Ani rodzina - wspomina kobieta. - Gospodarka była mała, ja chowałam dzieci, trzy córki. Nie przelewało się. To teść męża pogonił do roboty. Pojechał w Polskę szukać pracy. Ciągle był gdzie indziej - a to na budowie, a to w drogownictwie, a to w melioracji. Nigdzie nie mógł się utrzymać. Nie zarobił, za to się rozpił. Wrócił do domu, nic nie robił, ale pił dalej. Wtedy też zaczęło się bicie. Wiele razy z małymi dziećmi uciekałam do stodoły, albo w maliny za domem.

Ona pracowała w szkole jako woźna. Przez 15 lat.
- Nie starczało mi siły na pracę w szkole, w domu przy dzieciach i jeszcze w polu, po śmierci teściów. Do roboty w polu najmowałam ludzi. Ale to było zupełnie nieopłacalne, więc oddałam je siostrzenicy w dzierżawę. Mąż nadal nic nie robił, nie opłacał też KRUS-u. Ja mu płaciłam, póki miałam z czego. Dziś nie ma żadnych dochodów. Ani renty, ani emerytury. Z opieki społecznej dostawał dotychczas jakieś grosze - 70 zł zasiłku stałego wyrównawczego. Ja to odbierałam, bojąc się, że przepije, choć od dwóch czy trzech lat nie pije tak jak kiedyś.

On siedział w domu, a ja z lasem walczyłam
Nie ma za co. Nie ma z kim. Nie stawia, to inni też nie stawiają. Kupowała mu papierosy, gdy były tańsze. Teraz nie kupuje, bo jej nie stać.

- Mam córkę i troje wnuków na głowie - wzdycha. - Musimy się razem wspierać. My pracujemy, on też powinien. Chciał palić, mógł sobie na papierosy zarobić jagodami czy grzybami. Tu niejedna rodzina z tego całe lato się utrzymuje. Ale on wolał na ławce pod domem przesiedzieć i prosić każdego, kto przejeżdżał o papierosa. Albo wynieść co się da z domu i sprzedać. Na flaszkę, na papierosy. Miałam grodzić dom, połowę sztachet, które kupiłam, sprzedał. Nie będzie płotu. Drzewa na zimę w życiu nie naciął. On w domu siedział, a ja z lasem walczyłam. Ludzie we wsi się śmieli ze mnie.

- Nic nam nie pomaga - potwierdza córka, Justyna. - Wręcz łazi, jakby specjalnie i przeszkadza we wszystkim co robimy. Nigdy się nami nie interesował, nie opiekował. Zawsze wszystko było na mamy głowie. Sama nie wiem, jak dawała sobie z tym wszystkim radę. Często w domu dochodziło do kłótni. Odkąd pamiętam. Chodziło głównie o pieniądze. Ojciec przeważnie wychodził z domu w trakcie awantury. Trzaskał drzwiami. Ale co jakiś czas ta złość nagromadzona mu wybuchała. I wtedy leciał z rękami do mamy.

Co niektórzy we wsi powiadają, że Edward K. głodny chodził, skarżył się, że żona mu jeść nie daje. Irena aż trzęsie się na to z oburzenia.

- Jadł to, co my. Tylko więcej. Jasne, że obiad nie zawsze jest z dwóch dań, bo nie stać mnie na luksusy z 600 złotych emerytury. A czasem tylko na chleb z masłem starczało, albo nawet z margaryną. Ale nikt mu niczego nie żałował. A on zawsze pierwszy był przy stole. Nie oglądał się ani na mnie, ani na dzieci - mówi z rozdrażnieniem kobieta.

Areszt za okrucieństwo
Śledztwo w sprawie znęcania się psychicznego i fizycznego ze szczególnym okrucieństwem nad Ireną K. prowadzi Prokuratura Rejonowa w Ostrołęce. 22 września zarzuciła Edwardowi K., że od lipca 1994 r. znęcał się psychicznie i fizycznie ze szczególnym okrucieństwem nad żoną Ireną K. 20 września 2010 r. naraził ją na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
23 września Sąd Rejonowy w Ostrołęce zastosował wobec podejrzanego tymczasowy areszt na trzy miesiące.

Cały reportaż tylko w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki