Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Deficyt "zawodowców"

Jarosław Sender
Socjologom, politologom, marketingowcom na razie dziękujemy!

Reforma oświaty sprzed lat robudziła ambicje na magistrów. Nieprzydatnych, lecz z tytułem. A do życia potrzebni są murarze, ślusarze, spawacze, lakiernicy i mechanicy samochodowi. Dziś jednak kształcenie zawodowe jest w zaniku. Nie możemy wyzbyć się parcia na magistra, choć bardziej poszukiwany na całym świecie jest czeladnik czy mistrz.

Kilkunastu zaledwie przedsiębiorców, spośród ponad 70 zaproszonych, skorzystało z propozycji starostwa - dyskusji na temat kierunków kształcenia zawodowego w szkołach ponadgimnazjalnych powiatu oraz możliwości zatrudniania młodocianych na praktykach i stażach w ramach refundacji.

Szkoda. Bo wobec panującego w powiecie bezrobocia ważnym wydaje się dostosowanie kierunków kształcenia do lokalnych możliwości zatrudnienia. A korelacji wciąż nie ma.

- Trudno od wielu lat przełamać ten ambicjonalny pęd ku kształceniu ogólnemu - mówił starosta Deptuła. - W związku z tym mamy takie paradoksy: w powiecie, w którym jest chyba najwięcej w województwie mazowieckim zakładów przetwórstwa mięsnego, trudno znaleźć pracowników w tym zawodzie. Do zawodowej klasy masarskiej zgłosił się w tym roku jeden uczeń. Tłumy młodych ludzi natomiast "przewalają" się do pracy w urzędzie - absolwentów prywatnych szkół: socjologów, marketingowców, politologów, fachowców od zarządzania i administracji. A ilu ich można zatrudnić w dziesięciotysięcznym Makowie czy w niewielkim makowskim powiecie. Nam dzisiaj ślusarzy, inżynierów, mechaników potrzeba.

- Z takim problemem spotyka się firma Auto-Hit, która uruchamia produkcję mechaniczno-samochodową w Makowie - dopowiadał starosta Janusz Gójski. - Firma chce zatrudnić docelowo, acz stopniowo, 100 fachowców - od inżynierów po spawaczy i innych zawodowców tej branży. Nie mamy takich fachowców, jak się okazuje. Fachowców na poziomie. Spośród 13 spawaczy, którzy zgłosili się na sprawdzian zawodowy, pięciu obroniło swoje umiejętności. Firma - jeżeli nie znajdzie ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami w naszym powiecie, będzie zatrudniać pracowników spoza naszego terenu.

Deficyt zawodowców bierze się nie tylko ze zmian w nawykach ostatnich lat i pędu do magistra , ale także z ciągłych zmian ustawodawczych, które nie sprzyjają zawodowemu kształceniu.

- Od czerwca tego roku będą obowiązywały nowe zasady zatrudniania młodocianych pracowników - informowała pracodawców Urszula Cheł-stowska z Centrum Edukacji i Pracy Młodzieży OHP w Ostro-łęce. - Odwrotnie niż dotychczas - najpierw pracodawca będzie musiał złożyć do nas zapotrzebowanie na pracowników, na ich liczbę i kierunek zawodowy. Nie może nikogo zatrudnić wcześniej, bo nie otrzyma refundacji. Dopiero po zakwalifikowaniu przez nas zapotrzebowania będzie mógł mieć refundowane praktyki zawodowe. Lepiej zgłosić więcej miejsc pracy, żeby mieć pole manewru. Znów jest niestety znacznie więcej biurokracji i formalności.

Magdalena Godlewska z Powiato-wego Urzędu Pracy powiadomiła, że staże pracy pozostały bez zmian (dla ludzi do 25. roku życia, a dla absolwentów szkół wyższych do 27 lat). Nie jest natomiast wskazane, by te same osoby były kilkakrotnie zatrudniane u tego samego pracodawcy. Pracodawca natomiast ma obowiązek - po każdym stażu - zatrudnić stażystę na co najmniej trzy miesiące. Jest to o tyle krzywdzące dla pracodawcy, że nigdy nie można zrealizować maksymalnego, czyli rocznego stażu, bo tak długie i niesprawne są procedury - mówi Joanna Chrzanowska, współwłaścicielka gospody "Pazibroda" w Chrzano-wie. - Stażyści przychodzą do nas w czerwcu, po pokonaniu wszelkiej biurokracji, a do końca roku trzeba się rozliczyć z refundacji. I potem na trzy miesiące - już na własny koszt zatrudnić stażystę. To absurd, w którym traci i stażysta - pół roku zatrudnienia, i pracodawca - pół roku refundacji. Pracodawcy tracą także na praktykach uczniowskich - dopowiadał Piotr Zygmunt, właściciel cukierni z Makowa Mazowieckiego, mistr
z egzaminujący w Warszawskiej Izbie Czeladniczej. - Uczniowie w szkołach zawodowych na ogół otrzymują świadectwa przed ukończeniem praktyk w zakładach rzemieślniczych. Wielu z nich nie chce się już zdawać egzaminu czeladniczego. Praktyki są warunkiem nauki w szkole zawodowej, ale egzamin czeladniczy nie jest warunkiem otrzymania świadectwa ze szkoły. Jeżeli uczeń do takiego egzaminu nie przystąpi, jego pracodawca traci około 8 tys. złotych za trzyletnie przysposabianie praktyczne ucznia do zawodu.

Janusz Otłowski, właściciel Zakładu Mechaniki Pojazdów w Makowie od 15 lat zatrudnia uczniów na praktykach. Praktyka, prowadzona wespół z warsztatami szkolnymi trwa trzy lata.

- Praktykanci to taka połowiczna korzyść - uważa Otłowski. - Mamy niby bezpłatną pomoc (choć nigdy nie jest ona bezpłatna). Ale z drugiej strony - klienci mniej chętnie korzystają z usług zakładów, które zatrudniają uczniów, bo boją się, że uczniowie będą im naprawiać samochody. A uczniowie są przecież tylko do pomocy fachowcom, przy których muszą się nauczyć jak najwięcej. Ale tak: ja szkoliłem w ubiegłym roku pięciu uczniów klasy pierwszej. Trzech nie zdało w szkole, więc mi z praktyk automatycznie odpadło. Jednego chciałem zatrzymać mimo to, poza szkołą, ale okazało się, że ma "lepkie ręce". Różnie dziś bywa z młodymi. A biurokracji przy nich powyżej głowy. Ręce opadają wśród tych papierów.

Tak więc niełatwe są perspektywy zawodowego kształcenia. Choć w powiecie dominują właśnie szkoły zawodowe. Ale ich rozwój zależy także od przychylności lokalnych przedsiębiorców. Niespecjalnie, niestety, zachęcanych przez coraz to nowe ustawowe przepisy. n

Aldona Rusinek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki