Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Damiany. Jechali do chorego, utknęli w zaspie. Relacja ratownika

Robert Majkowski
R. Majkowski
W nocy w Damianach, gm. Czerwin, karetka jechała do chorego na serce. Prawie kilometr przed domem utknęła w zaspie. Ratownicy nie zdążyli uratować pacjenta, choć jeden z nich dotarł do niego pieszo przez zaspy. Przeczytaj relację Bartosza Białobłockiego

31 stycznia, około godz. 0.25 w nocy. Meditrans otrzymuje zgłoszenie o tym, że w Damianach pilnej pomocy potrzebuje chory na serce 70-letni mężczyzna. Ponieważ jedna z karetek stacjonuje w Czerwinie, natychmiast wysyła się ją do pacjenta. Miała do przejechania ponad 4 km.

- Pojechaliśmy w zespole podstawowym, czyli ja i kolega ratownik medyczny - mówi Bartosz Białobłocki, ratownik medyczny, w Meditransie od około 7 lat. - Domyślaliśmy się, że dojazd będzie ciężki, choć nie mieliśmy informacji o znaczących utrudnieniach. Można było jechać dłuższą trasą przez Malinowo (około 9 km - red.), ale zawsze w tego typu wypadkach staramy się wybierać najkrótszą drogę. A od Czerwina do Damian jest blisko.

Karetka nie rozwijała dużej prędkości. Nie pozwalały warunki na drodze. Ta była niezwykle śliska, usłana na całej długości zaspami. Podróż nie trwała długo. Zakończyła się na znaku informującym o wjeździe do Damian.

- Utknęliśmy w zaspie - opowiada ratownik. - Samochód ani wprzód, ani w tył nie chciał jechać. Chwyciłem za łopatę i próbowałem uwolnić go, kolega kierował ambulansem. Gdy dostałem informację z centrum dyspozytorskiego o tym, że pacjent jest w stanie krytycznym, poczułem niesamowitą złość. Byliśmy blisko, a jednocześnie tak daleko. Wezwano natychmiast Ochotniczą Straż Pożarną z Czerwina z prośbą o uwolnienie karetki.

Pomoc była potrzebna jednak od zaraz. Dlatego Bartosz Białobłocki sięgnął po plecak ratunkowy i defibrylator, czyli najważniejsze sprzęty, które ważą łącznie około 25 kg. Z nimi i z latarką poszedł na ratunek pacjentowi.

- Wszędzie było ciemno, wiał porywisty, mroźny wiatr, a ja szedłem przez zaspy - opowiada. - Najpierw zaszedłem do jednego z domów, w którym świeciło się światło. To nie był ten. Wróciłem na drogę i w końcu doszedłem do właściwego. Mieszkańcy wsi już jechali z ciągnikami na ratunek karetce.

Na miejscu członkowie rodziny próbowali ratować 70-latka. Zastąpił ich przy tym pan Bartosz, wykonując podstawowe czynności ratujące życie, później pomógł mu w tym jego kolega, ponieważ mieszkańcy wsi traktorami w końcu uwolnili karetkę. Potrzebny był jednak przyjazd specjalistycznego ambulansu z Ostrowi Mazowieckiej. Ten przyjechał z lekarzem, który stwierdził zgon mężczyzny.

- Nie chcę na ten temat rozmawiać - powiedziała nam ze smutkiem w głosie żona zmarłego.
- Po wszystkim myślałem, że płuca wypluję, tyle się nawdychałem tego mroźnego powietrza - mówi pan Bartosz.

Czy gdyby karetka nie ugrzęzła na dobre w zaspie udałoby się uratować mężczyznę? Tego nigdy się nie dowiemy. Wiadomo, czas dojazdu w tego typu sprawach odgrywa niemałą rolę.
- Jaka jest pogoda, każdy widzi - tłumaczy pan Bartosz. - Gdyby godzinę przed naszym wyjazdem drogę odśnieżono, to i tak wiatr przeniósłby z powrotem śnieg na trasę.

Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki