Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czytelnicy o lustracji

cbrzuzy
Dyskusja o liście Wildsteina trwa. Na apel redaktora naczelnego odpowiedziały trzy osoby, które przkazały nam swoje opinie o tej sprawie.

Gdyby ktoś posądził przy mnie Wandę Rapaczyńską (prezesa konceru "Agora"), o jakiekolwiek sympatie do służb bezpieczeństwa poprzedniego systemu - bez wahania nazwałbym tego osobnika idiotą. Podobnie rzecz się ma z Adamem Michnikiem, jak wiadomo (może nie wszystkim) długoletnim więźniem komunistów. O tym co potrafi dokonać "Gazeta Wyborcza" (organ "Agory") przekonał się boleśnie i na własnej skórze, były premier lewicowego rządu - Leszek Miller.
Dlaczego zatem gazeta krytykuje postępek Bronisława Wildsteina? Przecież nie z sympatii do SB-ków i ich donosicieli. Gdzie więc tkwią pobudki takich postaw? Mimo iż uważam się za sympatyka lewicy - muszę uczciwie przyznać, że ludzie związani z "Gazetą Wyborczą" dali świadctwo wielkiej dojrzałości politycznej i odpowiedzialności za publikowane zasady. Przychylam się do tezy niektórych socjologów, że zjawisko nienawiści stanowi również atrakcyjny towar. "Sprzedając" (głosząc, rozpowszechniając) nienawiść - można na tym wcale dobrzez zarobić. Korzyści bywają różne, od poklasku i popularności, do pieniędzy i władzy.
Stara rzymska zasada "dziel i rządź", to przecież usankcjonowanie odwiecznego procesu manipulowania nienawiścią.
Nie współpracowałem z tajnymi służbami poprzedniego ustroju, więc mam moralny tytuł do tego, aby ocenić, że Wildstein postąpił nieetycznie i wbrew interesowi ludzi, zamieszkujących pomiędzy Bugiem a Odrą. Wszystkich ludzi, nie tylko Polaków.
Jako dziecko wojny widziałem z bliska rozstrzeliwanie Żydów w Siedlcach oraz transporty tych nieszczęśników do Treblinki. Były to straszne efekty nienawiści ideologicznej. Moja zdecydowana wrogość wobec wszelkich objawów szowinizmu i rasizmu, wynika więc z pobudek emocjonalnych. Ale nie tylko, bo opiera się również na przemyśleniach i studiowaniu dzieł historycznych.
Dlatego obawiam się, że wszelkie nieakceptowane społecznie działania osób publicznych (Lwa Rywina, Bronisława Wildsteina) - mogą sprzyjać wszelkim nastrojom szowinistycznym, w tym również antysemityzmowi, przed czym chroń nas dobry Panie Boże. Tę przestrogę kieruję do ludzi młodych, choć nie tylko.
Jerzy Brojek

Korzystając z zaproszenia Redaktora Naczelnego chciałbym zabrać głos w dyskusji na temat tzw. "listy Wildsteina". Jednak, jeśli można, w nieco szerszym kontekście.
Nieoczekiwanie, za sprawą najpierw Małgorzaty Niezabitowskiej a następnie "listy Wildsteina", powróciła jak bumerang kwestia lustracji. Jak przy wszystkich poprzednich okazjach uaktywnili się od razu przeciwnicy dokonywania jakichkolwiek rozliczeń z komunistyczną przeszłością umiejętnie grając kartą "bezpieczeństwa państwa".
Oficjalnie w prasie i telewizji mówi się, że udostępnienie wszystkich akt SB spowoduje krzywdę wielu osób, że nikt nie ma prawa ich osądzać, że to dawne sprawy, których lepiej nie ruszać. Często przywołuje się argument fałszowania notatek służbowych lub niekompletności archiwów, przez co mogą one nie oddawać całej prawdy. Czy tak jest rzeczywiście?
Powiem szczerze - zamiast rozczulać się nad ewentualnymi krzywdami dawnych donosicieli wolę myśleć o krzywdach faktycznych, wyrządzanych przez konfidentów dla pieniędzy, z zemsty, ze strachu. W wyniku działalności wielu donosicieli najuczciwsi ludzie działający na rzecz wolności trafiali do więzień, tracili pracę, czasem życie. Wszyscy, którzy rzeczywiście żałują swojej wątpliwej moralnie działalności, którzy ugięli się pod szantażem bezpieki mieli szansę i naprawdę dużo czasu na ujawnienie się i skruchę. Tego wymaga minimum przyzwoitości. Cóż, indywidualna odpowiedzialność za własne czyny nie jest ostatnio w modzie. Nikt nie lubi się chwalić własnymi grzechami. Ale przecież liczy się to wszystko, co dobrego i co złego uczyniliśmy w życiu. Jakoś nie przypominam sobie takowych aktów skruchy, więc nie wiem czemu oczekuje się ode mnie wielkodusznego wybaczania w ciemno. Co więcej, zamiast prośby o wybaczenie, mamy do czynienia z bezczelnymi próbami narzucenia swojego zdania przez wielu byłych tajnych współpracowników SB! Widać ich w ławach sejmowych, we władzach państwowych, w telewizji.
Zarzut fałszowania notatek przez funkcjonariuszy UB traktuję jedynie jako mit głoszony przez przeciwników lustracji. Przecież ci ludzie nie robili tego z myślą o przyszłej lustracji w III RP, tylko dla siebie, dla własnej wygody pracy. Gdyby je fałszowali, w końcu sami pogubiliby się w tym wszystkim. Poza tym wewnętrzna weryfikacja zasadniczo zapobiegała fałszerstwom. Z kolei zarzut niekompletności akt nie świadczy o ich nieprawdziwości, a jedynie o tym, że o niektórych donosicielach się już nie dowiemy.
Jakiś czas temu w liście do prezesa IPN Frasyniuk, Lis i Bujak utożsamili ujawnienie agentów i współpracowników z próbą rewizji przeszłości, co było, moim zdaniem, dużym nadużyciem. Dlaczego poznanie prawdy ma być szkodliwe? Absurdem jest budowanie czegokolwiek na fikcji. Polacy potrzebują prawdy i na nią zasługują. Nie może być tak, żeby bohaterowie i kanalie w równym stopniu odbierali zaszczyty.
Tomasz Lendo
PS. I na gorąco komentarz odnośnie obecności na "liście Wildsteina" nazwisk ludzi wywiadu i związanego z tym zagrożenia. Moim zdaniem to jest kompletna bzdura. Każdy logicznie myślący człowiek od razu zapyta: czy oficerowie wywiadu i kontrwywiadu podczas operacji występują pod swoimi prawdziwymi nazwiskami? Sami sobie Państwo odpowiedzcie czy nazwisko i jakieś numery mogą im grozić ujawnieniem. Gdyby tak było, to o ile groźniejsza byłaby zwykła książka telefoniczna! Tam są chyba wszyscy oficerowie wywiadu, kontrwywiadu i większość tajnych współpracowników. Zresztą, gdyby jakiekolwiek zagrożenie dla służb specjalnych istniało, to przede wszystkim rząd starałby się tego nie ujawniać. A tu wygłasza się oficjalne komunikaty! Czy robi się to celowo, by pogrążyć ideę lustracji, czy też skłania wojskowych do dokonania "w obronie państwa" (czyli teczek) zamachu stanu, dowiemy się wkrótce.

Chciałbym pogratulować odwagi wyrażenia swoich poglądów panu Wojtkowi Dorobińskiemu. Zgadzam się z nim. Uważam, że dla byłych SB-eków nie ma miejsca ani w urzędach, ani w redakcjach. Natomiast za wątpliwe uważam argumenty podane przez redaktora naczelnego "Tygodnika", pana Sławomira Olzackiego. Uważam, że nasze życie publiczne należy oczyścić z byłych agentów.
Głos z infolinii TO

Od redakcji: nadal czekamy na listy. Nasz adres: "Tygodnik Ostrołęcki", 07-410 Ostrołęka, ul. Goworowska 8a; e-mail [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki