Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy są tacy sami jak ich rodzice?

Anna Suchcicka
Dzieci potrzebujące opieki przychodzą do tego budynku
Dzieci potrzebujące opieki przychodzą do tego budynku M. Chrzanowski
Grupa mieszkańców przasnyskiego osiedla protestuje przeciw świetlicy dla dzieci w swoim sąsiedztwie. Mieszkańcy ulicy Dąbrowskiej w Przasnyszu nie chcą mieć w sąsiedztwie świetlicy dla dzieci z rodzin patologicznych. Protestują przeciw planowanej przeprowadzce świetlicy socjotepauetrycznej, która nosi nazwę "Powrót z u". Świetlica od lat szuka nowego lokum. Bez rezultatu, nadal mieści się w chylącym się ze starości poniemieckim baraku przy ul. Makowskiej.
Świetlica mogłaby przenieść się do tego budynku ale protestują mieszkańcy osiedla
Świetlica mogłaby przenieść się do tego budynku ale protestują mieszkańcy osiedla A. Suchcicka

Świetlica mogłaby przenieść się do tego budynku ale protestują mieszkańcy osiedla
(fot. A. Suchcicka)

Mieszkańcy obawiają się, że w świetlicy tej znajdą się osoby uzależnione. Miasto tymczasem twierdzi, że do świetlicy przychodzą dzieci, które z uzależnieniami mają tyle wspólnego, że jest to problem ich rodziców.
"My niżej podpisani mieszkańcy bloku, członkowie Spółdzielni Mieszkaniowej w Przasnyszu zamieszkali w Przasnyszu przy ul. Dąbrowskiej oświadczamy, że nie wyrażamy zgody na przesiedlenie osób uzależnionych do budynku szkoły nr 1 bezpośrednio graniczącym z terenem spółdzielni i naszych rodzin" - pod pismem tej treści podpisało się 48 mieszkańców ulicy Dąbrowskiej z bloków: nr 2, 4 i 6. Nie pierwszy już raz przeprowadzka przasnyskiej świetlicy socjoterapuetycznej nie może dojść do skutku. Obecnie świetlica mieści się od lat 70. w zmurszałym poniemieckim baraku przy ul. Makowskiej. W świetlicy znajduje fachową opiekę i posiłek około sześćdziesięciorga dzieci z rodzin patologicznych z całego miasta, także z osiedla Starzyńskiego, na którm znajduje się ulica Dąbrowskiej. Oprócz "Powrotu z u" w poniemieckiej budowli mieszka kilka rodzin. Budynek w przyszłości ma zniknąć. Teren pod barakiem ma się zamienić w ulicę dojazdową do stadionu. Nim jednak drogowcy przystąpią do niwelacji terenu i wyburzenia baraku, lokatorzy muszą się wynieść. Mieszkańcy baraku prawdopodobnie zostaną przesiedleni do budynku po starej komendzie policji, ale małych lokatorów nikt z sąsiedztwa nie chce.
- Co najmniej od lat pięciu pojawiały się wciąż nowe pomysły - wspomina Andrzej Dołęga, przewodniczący miejskiej komisji rozwiązywana problemów alkoholowych. - Myśleliśmy o pomieszczeniach po starym ośrodku zdrowia przy miejskim rynku, ale starostwo nie wyraziło zgody. Toczyliśmy rozmowy o młodszym o 30 lat od baraku przy ul. Makowskiej, baraku przy Biedronce, ale nie pozwoliła spółdzielnia mieszkaniowa. Były też propozycje, by świetlicę wyprowadzić za miasto: na lotnisko, na Szosę Ciechanowską, albo na Mirowo. Można oczywiście tak zrobić, ale przecież żadne dziecko nie będzie szło trzy kilometry do świetlicy.
Ostatni pomysł dotyczy pomieszczeń, które powstały kilka lat temu, jako zaplecze budowy Przasnyskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego. Gdy budowało się osiedle Starzyńskiego z murowanego baraku korzystali budowlańcy. Osiedle się pobudowało, zaplecze zlokalizowane w Zespole Szkół nr 1 zostało. Na początku stało puste, potem szkoła zaadaptowała część pomieszczeń na sale lekcyjne. Druga połowa wciąż stoi pusta - czeka na remont i przystosowanie do potrzeb nowych lokatorów. Zdaniem Andrzeja Dołęgi świetnie nadaje się właśnie na potrzeby świetlicy socjoterapuetycznej.
- Było kilka spotkań z radą osiedla, która ostatecznie zatwierdziła ten pomysł pozytywnie - opowiada przewodniczący. - Ale państwo K. poszli do spółdzielni i zaczęli krzyczeć. Dla mnie jest to pewne wynaturzenie demokracji, gdy paru krzykaczy jest w stanie zablokować wiele bardzo słusznych inicjatyw nie mając elementarnej wiedzy - denerwuje się Dołęga, ale zaraz potem przyznaje, że nie dziwią go protesty mieszkańców Dąbrowskiej, skoro wcześniej nie można było się dogadać także z innymi osobami.
Działacze "Powrotu z u" i osoby wspomagające działania świetlicy poświęcili wiele godzin, by wytłumaczyć mieszkańcom osiedla Starzyńskiego wagę istnienia takiego miejsca i by wyjaśnić, że "Powrót z u" nie stwarza żadnego zagrożenia dla najbliższych sąsiadów.
- Problemem pojawi się, gdy świetlicy nie będzie. Teraz te dzieci są pod opieką terapeutów i ojców pasjonistów, i nic złego nie robią. Problem zacznie się, gdy te dzieci nie będą miały gdzie iść. Jeśli świetlica zostanie zlikwidowana, to młodzież przestanie być kontrolowana, a coś ze swoim czasem będzie musiała zrobić - tłumaczy Dołęga i podkreśla, że terapeuci robią naprawdę wielką rzecz, a w dodatku zajmują dzieciakami w sposób charytatywny przy minimalnym wsparciu od miasta. - Dajemy im tylko na ogrzewanie, drobne remonty i energię elektryczną. Natomiast wszystkie inne sprawy są pokrywane przez wolontariuszy, bo etatowych pracowników tam nie ma - podkreśla Dołęga.
Wiceburmistrz miasta Leszek Soja twierdzi, że od pomysłu do przeprowadzki daleka droga i nie ma co się tak emocjonować. Wprawdzie rada osiedla ostatecznie zatwierdziła pozytywnie pomysł, ale zanim do pomieszczeń ktoś się wprowadzi, potrzeba wiele pozwoleń, projektów i pieniędzy.
Działacze "Powrotu z u" nie chcieli wypowiadać się w swojej sprawie, by nie zaostrzać konfliktu. Poszliśmy więc wysłuchać argumentów strony protestującej. Kroki skierowaliśmy do wskazanych nam przez Dołęgę organizatorów protestu - państwa K. Państwo K. to wypielęgnowani emeryci, których dzieci dawno dorosły i się wyprowadziły.
- Proszę nie nagrywać, bo nic nie powiem, i proszę nie zamieszczać naszych nazwisk - od razu rozmowę ustawił pan K. i zaczął argumentować swoje stanowisko w imieniu wszystkich podpisanych. - Oni są tacy sami, jak ich rodzice - mówił, mając na myśli podopiecznych "Powrotu z u". - Pojawią się, a wraz z nimi patologie i bałagan. Zieleń (rzeczywiście wypielęgnowana - przyp. AS) zostanie połamana i zdeptana, a samochodu nikt nie zostawi pod blokiem, bo będzie się bał.
Po chwili na klatce schodowej pojawiła się pani K. - Ty tu nic nie mów - pouczyła męża, a nas poinformowała, że z nami to i tak się rozmawia, bo jak tu przyszedł taki inny dziennikarz, to został pogoniony, bo się mądrzył. Na wszelki wypadek więc się nie mądrzyliśmy i czekaliśmy na rozwój wypadków, a zwłaszcza na argumenty, które mogłyby nas przekonać, że umieszczenie świetlicy w bezpośrednim sąsiedztwie bloków mieszkalnych jest niemądrym pomysłem.
- Dlaczego miasto nie umieści ich w starej komendzie, w pomieszczeniach Caritasu, starym erdecie albo w pomieszczeniach sanepidu przy ul. Gołymińskiej? Dlaczego przez tyle lat nikt wychował rodziców? - pyta pani K. zastanawiając się czemu patologia z całego miasta ma zakłócać życie spokojnych obywateli. Na koniec rozmowy pani K. zmieniła nieco front i okazała troskę: - Zresztą ten barak jest gorszy niż niejeden wychodek, jak tak można postępować z dziećmi? - zapytała.
Chcieliśmy porozmawiać także z innymi mieszkańcami osiedla. Jednak wszyscy, których zapytaliśmy o protest, odsyłali nas do państwa K.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki