Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciał zgwałcić Anitę Z. w obecności jej synka! Uratował ją oficer straży pożarnej

Mieczyslaw Bubrzycki
sxc.hu
- Dogonił mnie, chwycił z tyłu mocno za szyję i ramiona. Synek zaczął krzyczeć. On cały czas powtarzał, żebym go pocałowała - zeznawała Anita Z. Gdy prowadziła synka do przedszkola, chciał ją zgwałcić Mariusz B.

Noc z 13 na 14 czerwca 2013 r. Mariusz B. spędził na działce kolegi niedaleko fabryki mebli. Był sam, choć towarzyszyła mu cała bateria piw. Kilkanaście godzin później zeznał, że przez tę noc wlał w siebie osiem półlitrowych "browarów".

O godzinie siódmej rano opuścił działkę i skierował się do domu. Trasa jego marszu wiodła ulicą 3 Maja, przy której mieszka. Tym samym chodnikiem o tej samej porze - tyle, że w przeciwną stronę - szła Anita Z. z synkiem. Prowadziła go do przedszkola.

Na ulicy było niewielu ludzi, więc bez trudu zauważyła młodego zataczającego się mężczyznę, który szedł z przeciwka. Gdy była na jego wysokości, nieznajomy zatrzymał się.

- Nie spodziewałam się zupełnie tego - mówiła potem Anita Z. - Mężczyzna powiedział, żebym… go pocałowała. Potem wyciągnął ręce w moją stronę, bo chciał, żebym go uścisnęła. Odepchnęłam go. Wtedy chwycił mnie za ramiona, ale znów go odepchnęłam.

Mężczyzna zrezygnował i ruszył w swoją stronę. Synek pani Anity zapytał mamę, co to za dziwny pan. Miała mu odpowiedzieć, że nie zna go i nie wie, o co mu chodzi, ale na wszelki wypadek obejrzała się. Zobaczyła, że nieznajomy zawraca i zmierza w jej stronę.

- Przyśpieszyłam kroku, bo on zaczął biec - mówi Anita Z. - Dogonił mnie, chwycił z tyłu mocno za szyję i ramiona. Synek zaczął krzyczeć. On cały czas powtarzał, żebym go pocałowała. Synek próbował mnie odciągnąć od niego, chwytając mnie za nogawkę spodni. Mężczyzna jednak nie reagował.

Dalej było już tylko gorzej. Kobieta musiała cały czas trzymać synka za rękę, więc miała ograniczoną możliwość obrony. Mężczyzna przylgnął do niej i zaczął ją obmacywać. Jego ruchliwe ręce dotykały różnych części ciała zszokowanej kobiety. Potem zaczął szarpać za jej spodnie próbując je zdjąć. Nie udało się, więc wepchnął w spodnie swoją dłoń. Kobieta krzyczała, ale nikogo w pobliżu nie było. Napastnik zatykał jej usta.

Po kilku minutach ulicą 3 Maja nadjechał na rowerze mężczyzna. To oficer straży pożarnej, który jechał do pracy. Spieszył się, ale zobaczywszy, co się dzieje, odstawił rower i ruszył w kierunku napastnika. Kiedy nie pomogły słowa, użył rąk. Oderwał napastnika od kobiety, który uciekł w stronę banku po drugiej stronie ulicy i znikł między budynkami.

Strażak zapytał, czy kobieta nie wymaga pomocy. Usłyszał, że nie. Roztrzęsiona Anita Z. odprowadziła synka do przedszkola. Gdy wyszła z budynku, przechodziła obok ulicznego stoiska z truskawkami. Sprzedawczyni, która była świadkiem zdarzenia, zawiozła Anitę Z. do firmy, w której pracuje. Szef zwolnił ją do domu, gdzie wykąpała się, przebrała, a potem poszła na komendę policji.

Mariusza B. zatrzymano około godziny 13. Miał wtedy w wydechu około półtora promila alkoholu. Został rozpoznany przez Anitę Z. Przesłuchany przyznał się do napaści. Potem, gdy przedstawiono mu zarzuty, nie przyznawał się. Utrzymywał, że pomylił Anitę Z. z kim innym.

- Zdawało mi się, że to moja koleżanka ze szkoły - tłumaczył. - Ona twierdziła, że nie i na tym się skończyło.

Mariusz B. trafił pod dozór policji, a kilka miesięcy później akt oskarżenia trafił do sądu. Prokurator oskarżył go o to, że używając przemocy usiłował doprowadzić Anitę Z. do obcowania płciowego oraz do poddania się innej czynności seksualnej, ale zamierzonego celu nie osiągną z uwagi na opór pokrzywdzonej oraz interwencję osób trzecich. Wskutek tego zdarzenia Anita Z. doznała obrażeń ciała w postaci 4-centymetrowego zadrapania na szyi.

Przed sądem Mariusz B. także nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów, a Anita Z. podczas składania zeznań wciąż nie mogła opanować emocji, mimo że od tego szokującego zdarzenia minęło już kilka miesięcy.

Sąd Rejonowy w Ostrowi Mazowieckiej uznał Mariusza B. za winnego zarzucanych mu czynów i skazał na 3 lata pozbawienia wolności. Orzekł także 5-letni zakaz kontaktowania się z pokrzywdzoną oraz zakaz zbliżania się do niej.

Wskutek apelacji Sąd Okręgowy w Ostrołęce obniżył wyrok do 2 lat pozbawienia wolności, zawiesił karę warunkowo na 5 lat i skierował Mariusza B. pod dozór kuratora. Z wyroku "wypadł" też 5-letni zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej.

Wyrok jest prawomocny.

PS. Imię i inicjał poszkodowanej zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki