Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem w partii… i nie wstydzę się tego

Elwira Czechowska
"Zmieniają się władze i ustroje, a oni trwają" - napisał kiedyś na naszym forum internauta. Kogo miał na myśli? Ludzi, którzy pełnili funkcje publiczne w poprzednim ustroju i sprawują je dzisiaj. W Wyszkowie - i oczywiście nie tylko - jest wiele takich osób. Ich nazwiska w gazecie czy na forum internetowym wywołują natychmiastowe skojarzenia… z PZPR-em.
Byłem w partii… i nie wstydzę się tego

Ludzie pamiętają i wypominają. Czy to bardziej plama na honorze, czy "łatka", która gdy raz przylgnęła, już się od niej nie uwolnią - zapytaliśmy byłych partyjnych działaczy z okresu komunizmu - Marka Owsiankę, Józefa Biernackiego, Janusza Jastrzębskiego i Zbigniewa Wiśniewskiego.

Od zmiany ustroju w Polsce minęło równo dwadzieścia lat. Nastąpiła naturalna pokoleniowa wymiana, a społeczeństwo - poza oswajaniem się z wolnością i demokracją - zasmakowało w prawie do prywatności. Jest jednak w debacie publicznej wciąż sfera, która zdaje się nie podlegać temu prawu. Zwłaszcza w małych społecznościach tabu nie jest dawna przynależność partyjna. Zapewne dlatego, że ludzie się tu znają i wszystko o sobie nawzajem wiedzą, więc trudno byłoby ukryć swoją przeszłość. Zaskakujące jest jednak, że dla wielu osób ma ona - mimo zachodzących przemian - wciąż tak ogromne znaczenie. Osoby, które ponad 20 lat temu działały w PZPR, są wciąż postrzegane i oceniane przez ten właśnie pryzmat. I mimo, że w demokratycznych i wolnych wyborach społeczeństwo nie raz dało im mandat zaufania, przy każdej możliwej okazji to samo społeczeństwo wytyka im partyjną legitymację i przeszłość. Jak im się z tym dzisiaj żyje? Chyba nienajgorzej…

"Obyś nie musiał jej zjeść…"

- Pochodzę z rodziny patriotycznej. Gdy mój dziadek zmazał z naszego płotu napis "Tu mieszka kułak, wróg Polski", to zbili go pałami. Dlatego te słowa dziadka zapamiętam do końca życia. Gdy przyniosłem do domu legitymację partyjną, on zapytał czy aby nie jest w twardej oprawie. Nie rozumiałem o co chodzi, a on mi odparł: "Zobaczysz, przyjdą takie czasy, że obyś nie musiał jej zjeść" - wspomina początki swojej partyjnej działalności Janusz Jastrzębski, dzisiaj szef wyszkowskiej Platformy Obywatelskiej. Był wtedy rok '75. Zambrów.

- Skończyłem studia, Gerek miał przyjechać do Zambrowa. W pracy powiedzieli mi, że będę majstrem do końca życia, jeśli nie zapiszę się do partii. Założyłem rodzinę, urodził mi się syn. Zapisałem się, ale gdy powstała "Solidarność", to z kolegami zaczęliśmy tam działać. Potem wyjechałem na wiele lat do USA - opowiada Janusz Jastrzębski.

W jego dalszej politycznej karierze przynależność do PZPR najwyraźniej nie miała znaczenia, gdyż od wielu lat jest aktywnym działaczem centroprawicy.

- W mojej partii nie mam z tym żadnego problemu, rozmawiałem o tym z Donaldem Tuskiem i oni o wszystkim wiedzą. Nie ma to znaczenia. Ja osobiście też nie mam z tego powodu jakichś problemów. Po prostu na takie czasy trafiłem, w Zambrowie były niesamowite naciski. Taka była Polska. Ale ja nikomu nie szkodziłem, nie działałem tak naprawdę w partii, nawet na zebrania nie chodziłem. Niczego sobie nie wyrzucam i nie wstydzę się niczego - mówi Janusz Jastrzębski.

"W partii nie miało się ochrony"
- Nawet gdyby ktoś wytykał mi działalność partyjną, nie czuję, że to nie ujma - przyznaje Józef Biernacki. - Wiem, że skoro byłem w partii, to co bym teraz nie powiedział, będzie źle. Ale nie wstydzę się tego. Byłem w partii, ale byłem też w "Solidarności".

Jego początki partyjnej działalności także wiążą się z miejscem pracy. "Zaciągnął" go wysoko postawiony w strukturach partii przełożony z WCMB, Jan Kozon (dzisiaj wójt Rząśnika). Były lata 80.

- Właściwie ja nie wstępowałem do partii, dowiedziałem się, że jestem jej członkiem, gdy powiedzieli mi: "Jesteś z nami". Choć nie powiem, że stało się to nieświadomie - mówi Józef Biernacki.

Zapewnia, że był szeregowym członkiem partii i nie docierały do niego informacje o prześladowaniach, o łamaniu praw człowieka.

- Wyszków był raczej cichy. Powiem szczerze, że bardziej nie zgadzałem się z późniejszymi postulatami, które padały na zebraniach związkowych niż partyjnych. Pamiętam, że opozycjoniści chcieli zburzyć budynek partii, ale ktoś rozsądnie powiedział im: Po co burzyć? Lepiej przekształcić w przedszkole - opowiada Biernacki.

Podobnie jak inni byli działacze partyjni twierdzi, że z przynależności do PZPR nie czerpał żadnych korzyści.

- Nawet w partii nie miało się ochrony. Pamiętam sfingowane włamanie do biura, żeby mieć podstawy do odwołania mnie z funkcji dyrektora - wspomina Józef Biernacki.

"Nawet w PZPR było mnóstwo uczciwych ludzi"

- Co Zbyszek skorzystał? Nic. Tyle samo co i ja - mówi Marek Owsianka o Zbigniewie Wiśniewskim, ostatnim pierwszym sekretarzu partii w Wyszkowie. Owsianka twierdzi, że przynależność do partii nie wiązała się z żadnymi przywilejami. Nie jest dziś także dla niego powodem do wstydu.

- Nie odczuwam piętna przynależności do partii, choć wiele osób próbuje mi to imputować. Wiem, że wielu ludzi chce ukryć, nie przyznaje się do bycia członkiem PZPR. Myślę, że właśnie ze wstydu. Ja tego tak nie odczuwam. W każdej organizacji były i są różnego typu ludzie. Jedni wchodzili w konflikt z prawem, ale nawet w PZPR było mnóstwo solidnych, uczciwych ludzi. Mówi się - wszyscy kradli. Wszyscy? Ja nie. nigdy niczego nie ukradłem, przywilejów nie miałem - opowiada Marek Owsianka.

"Przynajmniej logicznie skończysz"

W kategoriach wstydu swojej przynależności do partii nie rozpatruje również wspomniany już Zbigniew Wiśniewski.

- Dziś traktuję to w kategoriach szukania własnej drogi i doświadczania oraz ukierunkowania swojej aktywności. Na dziś te doświadczenia oczywiście na nic się nie przydają, ale to też wniosek i doświadczenie na przyszłość - mówi Zbigniew Wiśniewski.

Do partii wstąpił w '78 roku - jako młody pracownik Fabryki Mebli. Należał ponad 10 lat. Był ostatnim I sekretarzem komitetu miejskiego PZPR w Wyszkowie.

- Powiedzieli mi: "Weźmiesz, to przynajmniej to logicznie skończysz" - śmieje się dzisiaj wiceprezes PWiK, były wiceburmistrz Wyszkowa, z ówczesnego "awansu".

Zdaje sobie sprawę, że jak ktoś był w partii, to w świadomości ludzi - będzie nim do końca.

- Dyskomfort czuję w tym sensie, że moim zdaniem nie ma potrzeby wypominania ludziom życiorysu i zastanawiania się, co ja dzisiaj robię na stanowiskach publicznych. Bo co zrobić? Zabić mnie? Utopić? Ja się zawsze przyznawałem do partii, ale nikt nigdy nie powie mi, że zniszczyłem mu zdrowie, życie. Nie znam przypadków niszczenia, nacisków, chyba że dużo wcześniej - mówi Zbigniew Wiśniewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki