Do zdarzenia doszło podczas rozmów pomiędzy protestującymi i prezydentem miasta. W pewnym momencie jeden z mieszkańców zaatakował pielęgniarkę, która nie popiera protestu.
- Byłam bita pięściami i szarpana, wyzywano mnie. Na szczęście uniknęłam ciosów w twarz. Wstawił się za mną jedynie pan prezydent. Powiedział, że jest świadkiem jawnej agresji wobec kobiety i w takich warunkach rozmawiał nie będzie - mówi ze łzami w oczach Karolina.
Inni pracownicy nie pozwolili wyjść pobitej pielęgniarce poza teren DPS, grożąc, że jeżeli to zrobi, nie wejdzie z powrotem. Rozmawialiśmy z nią przy bramie. Na miejsce przyjechała policja, wezwana przez grupę pielęgniarek, które są w konflikcie z byłym dyrektorem. Policjantów również nie chciano wpuścić, weszli dopiero po rozmowie z mężczyzną pilnującym bramy.
Pielęgniarki, które nie zgadzają się z protestującymi, są zatrudnione w DPS od grudnia 2008 r. Kobiety zawiązały spółkę, która podpisała kontrakt z NFZ na świadczenie usług w Domu Pomocy Społecznej.
- Sytuacja zmieniła się niedługo po tym jak rozpoczęłyśmy pracę. Dyrektor Miłoński chyba uznał, że nie jesteśmy mu potrzebne, choć wcześniej sam nas do współpracy zaprosił - mówi pielęgniarka. - Nawet sobie trudno wyobrazić jak się nas tutaj traktuje. Jesteśmy wyzywane i poniewierane, to jest straszne. Personel medyczny jest nastawiony przeciwko nam, dostali przykaz, żeby w żadnym razie z nami nie współpracować - dodaje kobieta.
Pielęgniarki twierdzą, że protestujący mieszkańcy DPS to w dużej części osoby chore psychicznie, zmanipulowane przez pracowników sprzyjających odwołanemu dyrektorowi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?