Jednym z najbardziej stresujących momentów w życiu codziennym kierowcy jest cisza po przy próbie uruchomienia rozrusznika silnika. Z reguły oznacza problem z akumulatorem i brak możliwości kontynuowania jazdy. Niestety, sytuacja taka może przydarzyć się każdemu, a złośliwość losu powoduje, że w najmniej odpowiednim momencie.
O ile zaskoczenia nie będzie w trakcie zimy i mroźnych nocy czy poranków, to latem i owszem. Niewielu bowiem kierowców zdaje sobie sprawę, że głównym czynnikiem jest zakres temperatur pracy akumulatora. Optymalna wynosi 20 st. C, każda wartość poniżej i powyżej przekłada się na jego sprawność. A dokładniej zachodzące w nim - bez względu na użytą technologię - procesy chemiczne. Przyjmuje się średnio, że każde 10 st. C podwaja tę reakcję.
W czasie słonecznej pogody, poza faktyczną temperaturą powietrza, dodatkowym czynnikiem jest nagrzewanie się karoserii pojazdu. W praktyce w zabudowanej komorze silnika - w której najczęściej umieszczony jest akumulator - jest o wiele gorącej niż na zewnątrz. Wystarczy więc, że auto pozostaje zaparkowane na otwartej przestrzeni przez kilka godzin. Co więcej, w okresie wakacji niejednokrotnie jest pozostawiane nawet przez kilka dni.
Boostery. Awaryjny pomocnik
Rozwiązanie takiej sytuacji wydaje się banalnie proste. Do awaryjnego rozruchu wystarczy podpiąć kable i znaleźć dawcę, czyli pojazd ze sprawnym akumulatorem. Tak to wygląda w teorii, w praktyce po pierwsze trzeba takie przewody posiadać, po drugie liczyć na życzliwość innego kierowcy, a po trzecie bateria powinna mieć co najmniej zbliżone parametry. Warto przy tym pamiętać, że metoda na tzw. pych może być wręcz zabójcza dla układu napędowego współczesnych modeli samochodów.