Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bili, kradli, oszukiwali. Przeczytaj historie więźniów

Robert Majkowski
Robert, Artur i Jacek mają na sumieniu wiele grzechów, przestępstw i ludzką krzywdę. Zmarnowali najlepsze lata swojego życia. Dziś, w więzieniu w Przytułach śnią o wolności

Robert Idasiak, 42 lata. Mieszkaniec Warszawy. Ale w stolicy od jedenastu lat jest tylko gościem. Teraz jego domem jest Zakład Karny w Przytułach Starych. I tak będzie jeszcze przez najbliższe dwa lata. Pobicie ze skutkiem śmiertelnym, handel narkotykami, napady, rozboje. Lista jego grzechów jest długa.

- Nie ma się czym chwalić - mówi krótko. - To był dość łatwy pomysł na życie, na zarabianie pieniędzy. Na handlu heroiną dziennie można było zarobić najwięcej, od 500 do 2 tys. zł. Żyłem na wyższym poziomie. Lepszy alkohol, zabawa w klubach, wszędzie jeździłem taksówką. Człowiekowi wydało się, że złapał Pana Boga za nogi. Ale tak nie było. Miesięcznie zarabiałem 15-20 tys. zł, ale nic nie zostawiałem, wszystko wydawałem od razu. Teraz wiem, że to się nie opłacało. Gdyby zarobione pieniądze podzielić na odsiedziane przeze mnie lata, to wyszłaby z tego bardzo nędzna dniówka. Pobicie ze skutkiem śmiertelnym? To była kwestia długów.

W Przytułach Starych jest już cztery lata. Codziennie sięga za gitarę i gra. Od 6 do nawet 10 godzin. Jest członkiem znanego w regionie i nie tylko zespołu Przytuły Boys. Jednak zanim na dobre wciągnęła go muzyka, przeżył przemianę duchową. Na tyle, że przyjął chrzest od adwentystów dnia siódmego. Dogłębnie studiował "Biblię". W ciągu roku przerobił materiał pierwszego roku studiów teologicznych. Uczył się też języka hebrajskiego i greki.

Artur Kapp, 30 lat. Z Mazur. A na sumieniu kradzieże. Właściwie całe ich mnóstwo.
- Okradało się wszystko, sklepy, mieszkania - opowiada. - Najłatwiej w Sylwestra, o północy. W końcu wszyscy są zaaferowani wystrzelanymi fajerwerkami.

Swoją niechlubną historię zaczął pisać odkąd miał 14 lat. Śmierć ojca, pierwsze wagary, drobne kradzieże. A później poważniejsze skoki. I tak poleciało.

- Gram na basie - mówi. Oczywiście w Przytułach Boys. - Nauczyłem się tego w zakładzie poprawczym. Gram i robię szkatułki, ozdoby, kartki dla zabicia czasu. Co po wyjściu? Na razie o tym nie myślę. Straciłem mieszkanie, straciłem wszystko. Ale będę miał gdzie się przespać. Zakazałem sobie powrotu w rodzinne strony. Może spróbuję w Warszawie.

Jacek Witkowski, 34 lata. Wychował się na niesławnym białostockim osiedlu Bema. Osiedlu, w którym tętni życie przestępcze.

- Od dzieciństwa przebywałem z osobami, które były przestępcami - opowiada. - Pochodzę z rozbitej rodziny. Do 15. roku życia nie pamiętam widoku trzeźwej matki. Ojca nie było. Opiekowała się mną babcia.
Która dawała duże luzy wnuczkowi. Teraz pan Jacek ma na karku dziesięcioletni wyrok za kradzieże, handel narkotykami, oszustwa z wyłudzeniami kredytu włącznie.
-Miałem okres, że chciałem sobie odebrać życie.

Z powodu kolejnego pobytu w więzieniu stracił dziewczynę, z którą był osiem lat. Od starych kumpli chce się na dobre odciąć. Na nowych, tych z więzienia, raczej nie liczy.
- Trwałe znajomości z więzienia są śladowe - opowiada. - Tutaj snuje się wielkie plany z innymi. Rzeczywistość wszystko weryfikuje. Zostały mi trzy lata w więzieniu. Tu jestem od około miesiąca. I bardzo się cieszę, że akurat tutaj trafiłem. Po raz pierwszy potraktowano mnie jak człowieka.

A zespół Przytuły Boys zyskał wyrazistego, z niezłym głosem wokalistę i gitarzystę.
- Gdyby po wyjściu na wolność były jakieś pieniądze z muzyki, byłoby to spełnienie moich marzeń - mówi. - Będę mieć około 37 lat, a wszystko będę zaczynał od początku. A chcę mieć jeszcze rodzinę, dzieci.

Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki