Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezduszni urzędnicy wbili Bożenie nóż w serce. Odebrali jej dzieci, kiedy rozpaczliwie prosiła o pomoc... (zdjęcia)

Mieczysław Bubrzycki
- To, co zrobiono ze mną i z dziećmi, woła o pomstę do nieba - mówi Bożena Decyk.
- To, co zrobiono ze mną i z dziećmi, woła o pomstę do nieba - mówi Bożena Decyk. Fot. M. Bubrzycki
Kilka lat temu zdecydowała się na założenie rodziny zastępczej. Chciała pomagać dzieciom, których nikt nie chce. I liczyła na pomoc odpowiedzialnych za to urzędników. Zawiodła się. Rodziny, prawdziwej, choć zastępczej, nie udało się stworzyć. Pozostał żal...
Bezduszni urzędnicy wbili Bożenie nóż w serce. Odebrali jej dzieci, kiedy rozpaczliwie prosiła o pomoc... (zdjęcia)

Bożena i Andrzej Decykowie z Ostrowi Mazowieckiej mają troje dzieci: dwie córki (jedną już zamężną, drugą 14-letnią) oraz 19-letniego syna. Po skończeniu kursu dla rodzin zastępczych, zorganizowanego przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, w lutym tego roku do ich domu wprowadziło się czworo nowych lokatorów: dwa rodzeństwa - 8-letni Adrian i 10-letni Daniel oraz 12-letni Maciek i 11-letnia Magda ( imiona dzieci zostały zmienione - red. ).

Nikt nie chciał trudnych dzieci

Wszystkie z taką przeszłością, że włos się na głowie jeży. Decykowie, ale przede wszystkim pani Bożena, w ramach rodziny zastępczej mieli im stworzyć namiastkę prawdziwej rodziny.

- Tych dzieci nikt nie chciał wziąć, bo to tak zwane "trudne dzieci" - mówi Bożena Decyk. - Nie ukrywam, że też myślałam o znacznie młodszych. Czekałam bezskutecznie, dlatego zdecydowałam się. Niektórzy mi to odradzali, a nawet ostrzegali. Mówili: "Weźmiesz dzieci, będziesz miała problemy, a nikt ci nie pomoże".

- Informowaliśmy państwa Decyków o tym, że są to dzieci z dużym bagażem doświadczeń, udostępniliśmy wszystkie posiadane informacje o dzieciach i do rodziny należała decyzja o ich przyjęciu - mówi Katarzyna Błędowska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Ostrowi Mazowieckiej.

Maćka i Magdę przywieziono spod Wyszkowa, Adrian i Daniel trafili do Decyków z pogotowia opiekuńczego w Ostrowi. Przez pierwsze tygodnie było w miarę normalnie. Pani Bożena zaczęła już myśleć, że opowieści o dzieciach były przejaskrawione.

Wkrótce pojawiły się poważne problemy. Największe z Adrianem. O niektórych Bożena Decyk nie miała wcześniej zielonego pojęcia. Adrian zachowywał się fatalnie. Wciąż straszył swego starszego brata, że go zabije. Wpadał w furię, rzucał czym popadnie, walił głową w ścianę.

Chłopiec wymagał specjalistycznej opieki.

Pociąć brata piłą motorową

Bezduszni urzędnicy wbili Bożenie nóż w serce. Odebrali jej dzieci, kiedy rozpaczliwie prosiła o pomoc... (zdjęcia)

W maju Bożena Decyk pisze do PCPR pismo.
- Kiedy telefonowałam do PCPR, mówili mi, że szukają dobrego miejsca dla Adriana i Daniela - mówi Bożena Decyk. - Sugerowałam, że powinno się pomyśleć o ich rozłączeniu. Nikt mnie jednak nie słuchał.

Dzieci znajdowały się pod opieką psychologa, ale to nie wystarczało.

Pewnego razu Adrian znalazł gdzieś na działce nóż kuchenny. Schował go i zaczął opowiadać, ze zabije brata. Opowiadał, że najlepiej by było, żeby miał piłę motorową, bo wtedy poucinałby mu ręce, nogi i głowę, a resztę pokroiłby nożem na kawałki. Przerażona Bożena Decyk nie spała wtedy przez dwie noce. Bała się także o inne dzieci. Psycholog powiedziała, że zrobi wszystko, żeby zawieźć Adriana do specjalisty.

- W PCPR kazali mi jechać do szpitala psychiatrycznego do Józefowa, gdzie załatwili wizytę poza kolejnością - wspomina. - Załatwiłam samochód i pojechaliśmy. Adrian w drodze cały czas dopytywał o nóż. Po badaniach pozostawiono go w szpitalu. Był tam przez miesiąc. Odwiedzałam go dwa razy w tygodniu.

Po powrocie ze szpitala Adrian był trochę spokojniejszy, bo brał cały czas leki. Znów Bożena Decyk zwróciła się z pismem do PCPR, z prośbą o pomoc, tym razem załączyła kartę informacyjną ze szpitala. Przez telefon powiedzieli jej, że szukają rozwiązania.

- Ktoś mi poradził, że może warto w tej sprawie napisać do sądu, do wydziału rodzinnego i nieletnich - mówi Bożena Decyk.

Zrobiła to na początku września. Do dziś nie dostała jednak odpowiedzi, ostatnio od znajomej dowiedziała się, że sąd przekazał jej pismo do ośrodka diagnostycznego.

To hołota

Jakby było mało tych kłopotów, na rodzinę zastępczą u Decyków źle patrzą niektórzy sąsiedzi.
- Słyszałam, jak mówią o naszych dzieciach "hołota", a jeden z sąsiadów zatelefonował na Maćka na policję - mówi Bożena Decyk.

Adrian chodzi do drugiej klasy. Pewnego dnia - jak opowiada Bożena Decyk - przyszedł do domu z taką miną, że od razu wiedziała, że coś się stało. W końcu wydusił, że pani wychowawczyni z nim rozmawiała, ale powiedziała, żeby rozmowa pozostała tajemnicą.

- Jak się okazało, dopytywała Adriana, jak go traktuję w domu - mówi Bożena Decyk. - Bardzo się tym zdenerwowałam. Najpierw zatelefonowałam do nauczycielki, a potem poszłam do szkoły na rozmowę. W tej rozmowie brała udział także dyrektorka szkoły i Adrian. Nauczycielka zachowywała się karygodnie. Mówiła, że Adrian jest bardziej emocjonalnie z nią związany niż ze mną, o czym mają świadczyć jego rysunki. I że ona boi się pozostawić Adriana w moich rękach.

Dyrektorka szkoła powiedziała nam tylko, że sprawa była wyjaśniana w szkole i w PCPR (tam też przeprowadzono rozmowę o tym zdarzeniu) oraz że szkoła wywiązała się z tego, co ustalono w PCPR. Chodzi o przeniesienie Adriana do innej klasy.

Postąpili jak gestapo

8 października, Bożena Decyk udała się do starosty, któremu poskarżyła się na postępowanie dyrekcji i pracowników PCPR. Starosta polecił jej przedstawić to na piśmie. Pani Bożena napisała je i zaniosła do starostwa jeszcze tego samego dnia. Zaraz po tym odebrała telefon. Pracownica PCPR powiedziała, że niedługo przyjeżdżają po Magdę i Maćka.

- Potraktowali mnie jak przestępcę - Bożena Decyk nie może opanować łez. - Po przyjeździe samochodów po dzieci pracownica ostrowskiego PCPR machnęła mi przednosem jakimś pismem mówiąc, że to postanowienie sądu. "Proszę natychmiast oddać dzieci" usłyszałam. Chłopcy byli jeszcze w szkole, to drugi samochód pojechał tam po nich. Na nic zdały się prośby, że może by nam dano parę dni, a przynajmniej dzień, na spakowanie dzieci. Nie było tłumaczenia. Postąpili jak gestapo. Magda strasznie płakała. Nie wiem, co sobie myśleli sąsiedzi, ale pewnie, że zrobiłam dzieciom jakąś krzywdę. Dzieci nie chciały odjeżdżać. Nie było jednak dyskusji.

- Tak postępują zwierzęta, a nie ludzie - Bożena Decyk nie szczędzi ostrych słów pod adresem ostrowskiego PCPR i jego urzędników. - PCPR jest po to, aby działać dla dobra dzieci. Pisałam pisma po to, aby nie doszło do tragedii. Zamiast pomocy, otrzymałam taki cios ze zdwojoną siłą, że nie mogę się po nim podnieść. To, co zrobiono ze mną i z dziećmi, woła o pomstę do nieba. Czy to było dla dobra dzieci? Kiedy prosiłam o pomoc, nie otrzymywałam jej. A na koniec, zamiast pomocy, wsadzono mi nóż w serce. Dzieje się to wszystko w imię jakichś niezrozumiałych rozgrywek. A gdzie w tym wszystkim jest dobro dziecka?

Obszerny materiał na ten temat znajdziecie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki