Ewa Cichocka zabrała dwójkę swoich małych dzieci, Tomka i Gabrysię i odeszła od męża, z którym mieszkała w Drochówce (powiat Płoński). Wróciła do Przasnysza i w sierpniu 2009 roku wprowadziła się do mieszkania matki, Grażyny Głodkowskiej na ul. Szpitalną. Afera rozpoczęła się z początkiem roku kiedy to postanowiła samowolnie zająć opuszczone dzień wcześniej sąsiednie mieszkanie należące do Hanny Sawczenko.
Z pozoru to jedno duże mieszkanie, jest kilka pokoi, jedna łazienka. Jednak dowiaduję się, że jest ono podzielone na dwa osobne mieszkania, a łazienka jest wspólna. Takie budownictwo. Jeszcze w ubiegłym roku oprócz Grażyny Głodkowskiej, która mieszka tu z mężem i synem, mieszkała tu również Hanna Sawczenko. Mieszkanie, które obecnie zajmuje pani Ewa jest duże, ma dwa pokoje. Jest tu kran z wodą, kuchenka, stół i krzesła. Wszystkie meble, których jest niewiele, należą do pani Ewy.
- Sytuacja życiowa zmusiła mnie do wprowadzenia się do mieszkania rodziców- rozpoczyna opowiadać pani Ewa.- Ale w jednym mieszkaniu było nam ciasno. Wspólnie z mamą szukaliśmy jakiegoś rozwiązania.
- Staraliśmy się o mieszkanie na parterze, jest większe, a lokatorzy, którzy tam mieszkali zostali przeniesieni. Jednak nie udało się- wyjaśnia pani Grażyna.
Pani Ewa, widząc więc puste mieszkanie tuż pod nosem, wpadła na pomysł, że się do niego wprowadzi. Jak pomyślała, tak zrobiła- dokładnie 3 stycznia.
- Drzwi były otwarte, a mieszkanie stało puste- tłumaczy jakby fakt wprowadzenia się do czyjegoś mieszkania był najnormalniejszą sprawą.
- Jestem pewna, że zamknęłam drzwi- przedstawia swoją wersję Hanna Sawczenko. Jest oburzona zachowaniem sąsiadów.- W sobotę 2 stycznia przewoziłam swoje rzeczy z mieszkania na Szpitalnej do nowego na ul. Szosa Ciechanowska. W poniedziałek planowałam oddać klucze od starego mieszkania administratorowi czyli Miejskiemu Zakładowi Gospodarki Komunalnej. Około godz. 16.00 zamknęłam mieszkanie i pojechałam do nowego. Teraz żałuję, bo gdybym pilnowała mieszkania dzień i noc nie doszłoby do tej sytuacji. Ale przecież w normalnym świecie nie trzeba siedzieć cały czas w mieszkaniu w strachu, że sąsiad się do niego wprowadzi. To nie mieści się w głowie!
Pani Hanna wróciła na Szpitalną w niedzielę, 4 stycznia. Zastała zamknięte drzwi do wspólnego korytarza.
- Musieli zmienić zamki. Zaczęłam pukać i otworzyła mi pani Głodkowska. Wtedy zobaczyłam, że na korytarzu leżą moje rzeczy pozostawione jeszcze w mieszkaniu: karnisze, żyrandole. Dopiero po chwili zobaczyłam, że pani Cichocka wniosła swoje meble do mojego mieszkania. Byłam w szoku.
Pani Hanna zadzwoniła na policję podając, że doszło do włamania.
- Zgłoszenie miało miejsce w niedzielę, 3 stycznia. Policja pojechała na interwencję, jednak nie stwierdzono śladów włamania- poinformowała nas mł. asp. Ewa Śniadowska z Komendy Powiatowej Policji w Przasnyszu.
- Musieli dorobić sobie wcześniej klucze- domyśla się pani Hanna, jednak tej wersji nie potwierdza pani Ewa.
Potem policja interweniowała jeszcze dwa razy. Ostatni raz we wtorek, 5 stycznia, kiedy sprawą zainteresował się Urząd Miasta jako właściciel bloku socjalnego oraz Miejski Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej jako jego administrator. Doszło do konfrontacji obu pań: pani Hanny i pani Ewy. Nie obyło się bez wyzwisk, pretensji, jednak do rozwiązania problemu nie doszło.
- Nie będę komentował tego, co zrobiła pani Cichocka. Jest to po prostu bezprawne zajęcie lokalu i sprawa została skierowana do sądu- mówi nam burmistrz, Waldemar Trochimiuk..
Cały artykuł w papierowym wydaniu TO.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?