Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autor listu: To tragedia zwykłych ludzi

Mieczysław Bubrzycki
Adam Zyśk: - Była umowa, ale potem przyszedł i powiedział, że nie będzie się dzielił z nami
Adam Zyśk: - Była umowa, ale potem przyszedł i powiedział, że nie będzie się dzielił z nami
Do naszej redakcji napisał Adam Zyśk, właściciel studia fotograficznego. Z listu dowiadujemy się, że to jest tragedia zwykłych ludzi i „wy jesteście dla nas ostatnią deską ratunku”.

Większą jego część zajmuje sklep z artykułami przemysłowymi. W pomieszczeniach na skraju usługi świadczy fryzjer męski, a po sąsiedzku niewielkie studio fotograficzne. Nie wiadomo jednak, czy to się nie zmieni.

W tej sprawie do naszej redakcji napisał Adam Zyśk, właściciel studia fotograficznego. Z listu dowiadujemy się, że to jest tragedia zwykłych ludzi i „wy jesteście dla nas ostatnią deską ratunku”.

Niezbyt reprezentacyjny budynek do niedawna należał do Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”, a właściciele sklepu i studia fotograficznego oraz fryzjer wynajmowali zajmowane pomieszczenia. Najdłużej jest tu Eugeniusz Kaliś - fryzjer (prawie 40 lat), sklep działa od kilkunastu lat, a studio fotograficzne od czterech.

Kilka miesięcy temu najemcy dowiedzieli się od prezesa GS-u, że cały budynek będzie wystawiony na sprzedaż.

- Ponieważ chcę nadal prowadzić swoją firmę, więc byłoby najlepiej, gdybym był właścicielem części, którą zajmuję - opowiada Adam Zyśk. - Wraz z najemcami pozostałych lokali rozmawialiśmy z prezesem GS-u, żeby podzielił budynek na trzy części i sprzedał go nam jako najemcom. Niestety, nie zgodził się.

Jak mówi Adam Zyśk, a potwierdza Eugeniusz Kaliś, wszyscy trzej najemcy postanowili nie rezygnować.

- Zawarliśmy ustną umowę, że budynek wykupi właściciel sklepu, który zajmuje większą część budynku, a potem dokonamy podziału posesji i on sprzeda nam nasze części - twierdzi Adam Zyśk. - Pan Mirosław, właściciel sklepu, mierzył nawet ten budynek i wiemy, że dwa lokale na końcu, czyli mój i pana Eugeniusza, zajmują jedną czwartą całego budynku i taką część należności zwrócimy mu. Żyliśmy ze sobą jak rodzina, więc nie przyszło nam nawet do głowy, żeby tę przedwstępną umowę spisywać.

Do przetargu zgłosiło się dwóch chętnych, w tym pan Mirosław - właściciel sklepu przemysłowego.

- Na przetargu byłem także ja, był też pan Eugeniusz - mówi Adam Zyśk. - Przetarg nie doszedł do skutku, bo cena wywoławcza była zbyt wysoka.

Cena w drugim przetargu też okazała się zaporowa, ale niedługo potem pan Mirosław stał się właścicielem budynku z działką.

- Okazało się, że potajemnie przed nami dogadał się z prezesem GS-u i wykupił cały budynek - twierdzi Adam Zyśk.

- To nie było żadne potajemne dogadywanie, tylko złożyłem ofertę zakupu i komisyjnie postanowiono, żeby mi to sprzedać - mówi pan Mirosław.

Tak czy siak, na początku sierpnia pan Mirosław stał się właścicielem budynku przy Nurskiej.

- Przyszedł potem do nas i powiedział, że nie będzie żadnego dzielenia się budynkiem, ale on może nadal nam wynajmować nasze części, tylko że drożej niż do tej pory - mówi Adam Zyśk. - Byliśmy zszokowani. Zdaniem pana Mirosława, sprzedaż części budynku jest niemożliwa, bo nie można dokonać jego geodezyjnego podziału. To nieprawda, bo rozmawialiśmy ze znajomym architektem, który stwierdził, że geodeta bez problemu może dokonać takiego podziału.

Adam Zyśk z Eugeniuszem Kalisiem byli u prawnika, który poradził im, aby wysłali do pana Mirosława pisma z żądaniem wywiązania się z ustnej umowy, którą ze sobą zawarli. Tak zrobili, ale nie otrzymali odpowiedzi.

Pan Mirosław mówi, że sąsiedzi prawie wszystko wymyślili.

- Nie umawiałem się z nimi na wspólny zakup tego budynku - twierdzi. - Każdy z nich też mógł przystąpić do przetargu, a wpierw wpłacić wadium. Mówiłem im to w przeddzień przetargu. Wiem, że jeździli po różnych adwokatach, przysłali mi nawet jakieś pismo, ale to wszystko, co mówią, jest nieprawdą. Oni to sobie wszystko ubzdurali. Nie było między nami żadnej rozmowy na ten temat. Chcą wydrzeć mi coś, co należy do mnie. Pytał mnie nawet o to przed przetargiem prezes GS-u, któremu też mówili o tym rzekomym planie, ale ja odpowiedziałem mu, że nic o tym nie wiem. Już po zakupie przyszedł do mnie fotograf i zaproponował, że zwrócą mi z panem Kalisiem po 12,5 procent tego, co zapłaciłem. Nie ma jednak o czym rozmawiać. Nawet gdybym chciał to odsprzedać, to nie jest to możliwe, bo na zakup budynku wziąłem kredyt, który obciąża hipotekę tej nieruchomości. Ale im nigdy tego nie sprzedam, bo nie tak się sprawy załatwia. A czynsz, który im proponuję, jest wyższy od tego poprzedniego, bo oni ponieśli pewne nakłady na te lokale i dlatego płacili GS-owi mniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki