.
W sumie nie ma się czemu dziwić - spod jej rąk wyszły setki rzeźb. Słowo "ulepiłam" jakoś jednak nie pasuje do wybitnej rzeźbiarki, laureatki wielu nagród w konkursach sztuki, autorki dziesiątek wystaw w Polsce, Europie i USA. Ale taka właśnie jest pani Anna.
Leśna Galeria
Mało kto, jadąc z Wyszkowa w stronę Warszawy, zdaje sobie sprawę, że niedaleko głównej drogi, w lesie, znajduje się prawdziwa galeria sztuki przez wielkie S. To gospodarstwo Anny Dębskiej. Stary drewniany dom, dwie pracownie, stajnia - wszystko zatopione w starym lesie. I tylko ktoś ciekawski może zadać sobie pytanie: czego w tym lesie jest więcej - drzew czy rzeźb. Te drugie stoją wszędzie - na pniach ściętych drzew, na kamieniach, na trawie. Część z nich to projekty lub formy odlewów prac, które zdobią galerie sztuki, parki i place na całym świecie. Część to dzieła nieskończone, bądź - jak twierdzi autorka - nieudane.
- Tego niech pan nie fotografuje - mówi do mnie pani Anna, kiedy oglądam rzeźby w jej lesie. Naturalnej wielkości klacz ze źrebakiem jest "nie do pokazywania". Dlaczego?
- Jest nieudana. Poza tym jeden ogier ją zniszczył. Chodził koło tej klaczy, chodził, aż w końcu spróbował się do niej dobrać - mówi artystka. I mówi to z absolutną powagą. Cóż w tym bowiem dziwnego, że ogier zakochał się w betonowej klaczy stojącej na skraju lasu? Jest wprawdzie zimna i betonowa, lecz przecież nie to jest najważniejsze. Ogier zobaczył w niej to, co w rzeźbach Anny Dębskiej widzą też ludzie - duszę.
Zwierzęta rzeźbi od zawsze
- Już w akademii chciałam robić coś innego. Ludzie są już strasznie obrzeźbieni - mówi. - Nic nowego nie da się wymyślić. Mój profesor powiedział mi: "to rób zwierzęta".
I tak zostało. Najczęstszym motywem prac Anny Dębskiej są konie. Ale w twórczości artystki odnajdziemy cały zwierzyniec: egzotyczne słonie, gazele, antylopy, bizony, lisy, wilki, ptaki. Są też ryby. Całe ławice z brązu czy żelazobetonu. Czy komuś przed nią udało się zamknąć coś tak nieuchwytnego jak ławica ryb w takiej formie?
Już pierwsze prace Anny Dębskiej zachwyciły krytyków.
- Pamiętam swoją pierwszą, zbiorową wystawę w Zachęcie. To były lata 50. W całej Zachęcie postacie - w większości socrealistyczne. A na środku sali moja mała rzeźba wilczka. Po wystawie przeczytałam w "Życiu Warszawy" recenzję jednego z najważniejszych ówczesnych krytyków sztuki. Zachwycił go właśnie ten wilczek. Napisał, że to było jak wytchnienie w otoczeniu tych wszystkich ciężkich socrealnych rzeźb.
I tak już zostało. Od połowy lat 50., kiedy Dębska obroniła dyplom na warszawskiej ASP, do dziś, pozostała wierna zwierzętom. Bo je po prostu kocha. "U siebie w lesie" mieszka z dwoma wielkimi psami, udomowionym kogutem i czterema końmi. Jest zresztą doskonałą amazonką.
Nawet dziś, mimo że już jakiś czas temu skończyła 70 lat, wsiada na konia i galopuje po podwyszkowskich lasach i błoniach. A na koniach zna się jak mało kto. W czasach PRL-u, była jednym z pierwszych w Polsce właścicieli prywatnej hodowli arabów. Jej konie biegały na Służewcu.
- Konie kochałam od dziecka. Sama nie wiem skąd się to wzięło. Nie pochodzę z ziemiańskiej rodziny, urodziłam się i wychowałam w Warszawie - opowiada. I przytacza anegdotę, która może tłumaczyć jej fascynację. - Podobno, kiedy jako roczne dziecko byłam z mamą w parku, zobaczyłam jakiegoś chłopca z drewnianym koniem zabawką. Podeszłam do niego, zabrałam tego konika i narobiłam strasznego wrzasku, kiedy mi go odebrano. Mama opowiadała, że to były moje pierwsze kroki w życiu.
Wkrótce poskończeniu ASP, Dębska wiedziała już, że uprawianie sztuki chce łączyć z hodowlą koni. Szukała jakiegoś miejsca niedaleko Warszawy, w którym mogłaby realizować te plany.
"To nie jest kraj dla starych ludzi"
- Szukałam najpierw takiego miejsca jak najbliżej Warszawy. Ale jakoś się nie udawało. I tak, zataczając coraz szersze kręgi, znalazłam w końcu to siedlisko pod Wyszkowem - mówi.
I tak między podwyszkowskim lasem i stolicą kursowała pani Anna przez lata. Lata przerwane kilkunastoletnim pobytem w Stanach Zjednoczonych. Wyjechała tam w 1979 roku, tuż przed przemianami w Polsce.
- To nie była ucieczka. Wyjechałam tam z wystawą. To był jednak zupełnie inny świat. A moje rzeźby znalazły uznanie. Byłam w stanie utrzymać się i jednocześnie wysyłać pieniądze do Polski.
Anna Dębska osiadła w Kalifornii. Realizowała mnóstwo zamówień. Jej rzeźby zdobią wiele prywatnych rezydencji i galerii sztuki w Stanach. Ciemne czasy stanu wojennego tym bardziej nie zachęcały do powrotu. Ten jednak nastąpił. W 1995 roku. Anna Dębska zostawiła Amerykę, bo…
- To nie jest kraj dla starych ludzi - mówi. - Tam po pięćdziesiątce twój telefon milknie, kontakty się urywają, a zaczynają cię nachodzić ludzie proponujący, za mniejszą lub większą opłatę, atrakcyjne miejsce w domu spokojnej starości, kolorowej jesieni czy jakiejś innej głupoty.
Po powrocie Anna Dębska już na stałe osiadła w Łazach.
- Mam mieszkanie w Warszawie, ale nawet nie mam czasu go wyremontować. Teraz moim miejscem, jest ten las pod Wyszkowem - mówi.
Czasu brakuje jej zresztą nie tylko na remont mieszkania. W ogóle to jej największy problem.
Zawsze niezależna
- Jakichś specjalnych artystycznych marzeń nie mam, czuję się spełniona. Ale planów, owszem, wiele. Tylko ciągle brakuje mi czasu - mówi.
I nie przeszkadza jej, że nie mieści się w głównym nurcie dzisiejszej sztuki współczesnej, o której nie ma zreszta najlepszego zdania.
- Te wszystkie Nieznalskie i inne, to jest po prostu chamstwo - mówi krótko co myśli o próbującej szokować i bulwersować sztuce młodego pokolenia. Mówi mi to tuż przed wernisażem jej wystawy w ostrołęckim muzeum. I wyciąga nieodłącznego papierosa.
- Tu chyba nie wolno palić - oponuję nieśmiało.
- Jak w Zachęcie można wieszać genitalia na krzyżach czy pokazywać zarodki w słoiku, to ja mogę sobie zapalić w muzeum - kwituje pani Anna. I zapala papierosa. Niezależna i oryginalna. Jak zawsze. Jak jej rzeźby.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?