Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ania Kubaszewska w reprezentacji Polski: Zastanawiałam się, co ja tu robię

Renata Jasińska
Anna Kubaszewska z Makowa Mazowieckiego cierpi na porażenie nerwowe. Nie przeszkadza to jej w podnoszeniu ciężarów. Niedawno została oficjalnie zawodniczką kadry narodowej.

Ania wróciła ze zgrupowania, które odbyło się w Wiśle, w Ośrodku Przygotowań Paraolimpijskich.

- To był tydzień bardzo ciężkiej pracy - mówi Ania - Dziennie mieliśmy po dwa treningi. Wyglądało to tak, iż o 7 rano była pobudka, pierwszy trening o godzinie 10, potem następny o godz. 16. Każdy trwał około dwóch godzin, więc naprawdę można się było zmęczyć.

Decyzja o powołaniu do reprezentacji bardzo zaskoczyła Anię, ale i niezwykle ucieszyła. W zgrupowaniu kadry narodowej wzięła udział po raz pierwszy i wspomina je bardzo dobrze.

- Na początku, wiadomo, czułam się trochę zmieszana i zagubiona. Zastanawiałam się, co ja tu robię, bo miałam wrażenie, że wszyscy wkoło wszystko wiedzą, tylko ja nic. Ciężko było się wdrożyć w trening i zorganizować sobie czas. Ale takie były może pierwsze dwa dni. Z każdym kolejnym było już coraz lepiej - śmieje się nasza rozmówczyni.

Na zgrupowaniu zawodniczka trenowała pod okiem Mariusza Oliwy.

- W większości były to nowe ćwiczenia. Nie wiedziałam jak się niektóre wykonuje. Było dużo ćwiczeń typowo technicznych, jak przenoszenie ciężarków, rzuty piłką lekarską, takie ćwiczenia ogólnorozwojowe. W sumie wszystkiego sporo - opowiada.

Ania po powrocie ze zgrupowania nie miała wiele czasu na odpoczynek. Już tydzień później bowiem wystartowała w Mistrzostwach Polski, które odbyły się w Bydgoszczy.

- Nawet nie było czasu porządnie odpocząć, bo za chwilę trzeba było się, że tak powiem, roztrenować. Jak mówi mój trener - podokręcać śruby, żeby było jak najlepiej - wspomina.

Ania Kubaszewska z mistrzostw przywiozła dwa złote medale: za pierwsze miejsce w kategorii juniorek do lat 23 oraz w kategorii seniorek do 60 kg.

Ania podniosła 80 kg. Jak skromnie mówi, choć wynik dał jej podwójne mistrzostwo Polski, do końca nie jest z niego zadowolona.

- Ze startu i z tytułu cieszę się, to jasne, natomiast wynik nie jest dla mnie do końca zadowalający. Wiem, że byłam w stanie dać z siebie dużo więcej.

- Ania cierpi na porażenie nerwowe, więc wystarczy jakiś mały impuls, który sprawi, że w mięśniach coś nie zagra i niestety nie wyjdzie. Taka to jest choroba - dodaje jej największy kibic, tata.

Ania Kubaszewska należy do klubu Ludowego Stowarzyszenia Sportów Siłowych „Start” i obecnie trenuje pod okiem Piotra Przyłęckiego. Treningi ma pięć razy w tygodniu. I choć na poważne zajmuje się tym sportem zaledwie od dwóch lat, to na koncie ma już duże sukcesy. Jak mówi jej tata, Jan Kubaszewski, od pierwszego startu nie udało się jej przegrać. Na puchary, medale i dyplomy powoli w jej pokoju zaczyna brakować miejsca. Zdobywa je bowiem zarówno na największych imprezach, jak i tych mniejszej wagi, na tzw. zawodach odpustowych - jak je określa tata Ani.

- Tata zawsze żartuje z tych zawodów - śmieje się Ania. - Ale dla mnie medale, które na nich uzyskuję też są ważne. Często w takich zawodach mogę startować w kategorii open razem ze zdrowymi zawodniczkami i wtedy wygrane dają mi satysfakcję.

Przygoda Ani z podnoszeniem ciężarów zaczęła się przypadkiem.

- Jak Ania chodziła do Zespołu Szkół Zawodowych, to nie ćwiczyła na WF. Ale tam była też siłownia i któregoś dnia, kiedy Ania tamtędy przechodziła, roześmiała się z jednego chłopaka i stwierdziła, że tyle to ona jedną ręką podniesie. I on oczywiście odparował: To przyjdź na siłownię i pokaż. To w jakiś sposób dotarło do pana Pepłowskiego, a ten zaproponował jej żeby spróbowała - opowiada pan Jan.

Zaś Ania dodaje: - I tak zostałam i siedzę w tym od dwóch lat.

Ania wspomina jeszcze jedno wydarzenie, które stale motywuje ją do ciężkiej pracy.

- To było spotkanie z panem Szymonem Kołeckim, który mi powiedział, że powinnam się tym zająć. A kiedy osoba, którą się ogląda od małego w telewizji, mówi, że się do czegoś nadajesz to naprawdę dużo znaczy - wyznaje Ania.

Dziewczyna uważa że ma szczęście, bo otacza ją mnóstwo dobrych ludzi.

Zarówno ona, jak i jej tata dziękują za wsparcie wszystkim, dzięki którym praca Ani staje się odrobinę łatwiejsza. W sposób szczególny Krzysztofowi Strykierowi, Elżbiecie Dąbrowskiej i Marcinowi Nowotce i całej fundacji Amicus Verus, która działa przy firmie Auto-Hit, a także władzom Makowa oraz wszystkim trenerom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki