Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Saramonowicz: My, jako naród mamy wielkie kompleksy, które chcemy przykryć przekonaniem, że ciągle dzieje się nam krzywda

Piotr Wróblewski
Bartek Syta
Andrzej Saramonowicz napisał książkę o Polsce, ale nie do końca. „Pokraj” to gorzka komedia o fikcyjnym państwie, w którym rządzi przedziwny Pierwszy Obywatel, a Sowietan Maczegewarowicz kieruje wojskiem. Brzmi znajomo? - Chciałbym, żeby „Pokraj” przetrwał w literaturze, a zniknął w rzeczywistości - tłumaczy autor.

To dobry dzień, żeby rozmawiać o „Pokraju” [rozmawialiśmy w poniedziałek 25 czerwca - red.]. Jesteśmy kilka godzin po haniebnej porażce z Kolumbią. Pewne elementy naszej tożsamości, które opisuje Pan w „Pokraju” są teraz niezwykle aktywne.
My, Polacy, mamy ogromną potrzebę mistyfikacji własnej kondycji. Czasami ten przymus autooszukiwania się narasta, tak jak w ostatnich latach. Cały pisowski koncept „wstawania z kolan” został przecież zbudowany na nieprawdzie, bo III Rzeczpospolita przed nikim nie klęczała. Ale my jako naród mamy wielkie kompleksy, które histerycznie chcemy przykryć przekonaniem, że naszej narodowej godności nie dzieje się znikąd krzywda. A ponieważ nie wiemy, czym ta godność w istocie jest, to przynajmniej chcemy poczuć własną wielkość. Obojętnie w czym. Nawet w tym, że śmiertelna dla innych narodów dawka alkoholu, nam, herosom, nie robi krzywdy. Tacy właśnie jesteśmy: pragniemy wielkości za cenę śmieszności.

A jakie ma to przełożenie na piłkę nożną?
Przecież my tą piłką nożną - jak słomianym misiem z „Misia” Barei - chcieliśmy załatwić zupełnie inne rzeczy. Dlatego dzisiejszy żal Polaków po klęsce mundialowej jest pozasportowy. Nie mając ani trochę w sobie własnej wielkości, chcieliśmy choć przez trochę pooddychać wielkością Lewandowskiego, Milika, Piszczka i trenera Nawałki. A oni okazali się bezradni i słabi. Jak my na co dzień. I tego nie możemy im darować: że okazali się nami i zniszczyli nam iluzje.

Traktuje Pan „Pokraj” jako antidotum dla ludzi, którzy próbują poradzić sobie z tożsamością narodową?
Owszem, choć nie zapominajmy, że jest to przede wszystkim książka komediowa, idealna wręcz rozrywka na wakacje…

… ale koniec końców gorzka i smutna.
Bo to także - poza sferą komedii - analiza naszych społeczno-narodowych pogubień. Nie wiemy, kim mamy być w XXI wieku. I jak być Polakami w nowoczesności. Umiemy być tylko Polakami w starodawności, więc choć żyjemy tu i teraz, to jesteśmy imitacją pokoleń minionych. I dlatego, zamiast żyć we współczesności, usiłujemy ją przemienić w świat, który już dawno przeminął. A rządzący nas do tego jeszcze popychają, wmawiając, że nie ma dla nas innego życia sarmacki skansen. Bo oni nie chcą kierować wolnymi obywatelami w nowoczesnym świecie. To trudne. Dlatego chcą nas zmienić w narodowe zombie, które myśli, że ciągle trwa wiek XIX, a Polska jest pod zaborami.

W „Wyborczej” mówi Pan, że „Pokraj” to literackie odbicie kraju PiS-u, a w TVP, że skądże, że to nie o dzisiejszej Polsce, że to jedynie metafora.
Literackie odbicie to właśnie metafora. Sprzeczności tu nie ma. Pokraj to Polska, ale i nie-Polska. A z pewnością nie wyłącznie ta dzisiejsza. Tu suma wszystkich Polsk, które nie umiały się powstrzymać, by się nie zmienić we własną karykaturę. Obecnej, peerelowskiej, sanacyjnej, sarmackiej itp.

W „Pokraju” jest sporo elementów rodem z peerelu.
Owszem, ale ja piszę w tej powieści o gębach, które dokładamy Polsce i sobie od kilkuset lat. Przecież te same przywary, które mamy dziś, spowodowały, że nasi przodkowie zmienili mocarstwo w chory twór bez państwowości. Dawniej to było warcholstwo szlachty, która czerpała swoją godność z poniżenia mieszczaństwa i chłopów, dziś jest warcholstwo człowieka masowego, który dowartościowuje się, odurzając się postendeckim nacjonalizmem. To szalenie niebezpieczne, bo łatwo nad tym stracić wszelką kontrolę. A genetyczny nacjonalizm prowadzi zawsze do krzywd i do zbrodni. Przecież w dawnej Jugosławii, przed wojnami bałkańskimi, też ludzie siedzieli w knajpkach i wydawało im się, że z mówienia nienawistnych rzeczy nic złego nie będzie. A zanim się zorientowali, już patrzyli ma zbrodnie lub sami mordowali.

Ale w Jugosławii chodziło jeszcze o konflikt między poszczególnymi narodami.
Politycy PiS zachowują się tak, jakby godność części narodu można było budować jedynie na odebraniu godności części pozostałej. Polski absurd posmoleński polega na tym, że w kraju monoetnicznym partia, która doszła do władzy robi wszystko, by przekonać jedną część narodu, że druga w ogóle nie zasługuje, by być tym narodem. PiS opiera swą propagandę na poniżaniu. Na budowaniu resentymentu. Jego elektoratowi odreagowanie było najwyraźniej bardzo potrzebne, ale narkotyczna polityka tworzy narkotycznych wyborców. Nacjonalizm w wydaniu dzisiejszych propagandystów władzy to uwspólniona wola i atrofia woli indywidualnej. Za chwile nikt nie będzie umiał się przeciwstawić tym, którzy zaproponują, by z rzekomymi nie-Polakami rozprawić się nie tylko słowem, ale i czynem.

W Pańskiej powieści jest mnóstwo odniesień do współczesności: zdradzieckie mordy, jest minister wojny Sowietan Maczegewarowicz, jest Pierwszy Obywatel oraz sporo zapożyczeń z dzisiejszego języka politycznego.
Ja daję tropy i wyznaczam kierunki, ale czytelnik dopełnia moją powieść w zależności od swojego aparatu intelektualnego i duchowego. Interpretacja to proces otwarty i chcę, by tak było. Więc mogę mówić nie o tym, jak kto co rozumie, ale o tym, jakie miałem intencje. A chciałem pokazać współczesną Polskę metaforycznie, bez dosłowności. Bo „Pokraj” to nie jest pamflet polityczny. To w jego wątkach społecznych drwina z wielu gombrowiczowskich gąb, które się Polsce i polskości przykleja. Ja się śmieję z tych, którzy dmą w dudy pseudoemancypacyjnej propagandy narodowej, dmuchają ten balon niby-godności, który - jak każdy balon - jest w środku pusty. Drwię z karykatury, którą się usiłuje sprzedać jako wierny obraz. Ale „Pokraj” nie jest powieścią o roku 2018, albo przynajmniej w niewielkie części, a jego autor miał ambicję, by się ta historia nie zgrała zbyt szybko, jak to często bywa z programami kabaretowymi, odnoszącymi się do dnia, w którym powstają. W tej powieści mierzę się z problemami Polaków z polskością jako taką i chciałbym, żeby Pokraj przetrwał wyłącznie w literaturze, ale by zniknął w rzeczywistości.
Przetrwać w literaturze to marzenie każdego autora.
Pisarz, choć zanurzony w kontekście swoich czasów, zawsze próbuje znaleźć uniwersalny przekaz. Więc i ja chciałem, by przyszłe pokolenia Polaków, które również będą się zmagać z problemem swojej narodowej tożsamości, znalazły w „Pokraju” własne prawdy. To trochę jak z „Karierą Nikodema Dyzmy”. Dołęga-Mostowicz napisał ją w bardzo konkretnym czasie, w gnijącej Polsce sanacyjnej, po śmierci marszałka Piłsudskiego. Wszelako także w peerelu oraz za po 1989 roku ludzie znajdowali w tej książce prawdę o swoich czasach. A dlaczego? Bo mechanizmy polityczno-społeczne są w „Karierze Nikodema Dyzmy” niezwykle prawdziwe. Ale jeszcze raz powtórzę: Pokraj to nie jest Polska, tylko obraz karykatury, którą nam jako Polskę podsunięto. I po to wymyśliłem słowo Pokraj, by słowo Polska uratować. Byśmy rozczarowani tym, co się dziś dzieje, nie pomyśleli, że to jest właśnie Polska, a innej nie ma. Głęboko wierzę, że to, co dziś mamy za oknem, to tylko tymczasowa karykatura, a Polska jest gdzie indziej.

Gdzie?
W literaturze, w kulturze. I tam się trzeba chować przed syfem społeczno-politycznej grandy 2018 roku. Trzeba się schować w kulturze, tak jak się w niej chowali - przez lata i dziesięciolecia - nasi przodkowie, rozczarowani polityczną mizerią, z której przyszło im żyć. Polska przetrwała wyłącznie dzięki kulturze. Nie dzięki przegranym powstaniom, ale dzięki wielkim polskim literackim zwycięstwom: dzięki Mickiewiczowi, Słowackiemu, Sienkiewiczowi, Miłoszowi, Gombrowiczowi, Wyspiańskiemu, Żeromskiemu i wielu, wielu innym. Kultura, ona była przetrwalnikiem. W dziele odzyskania niepodległości szabelka i karabin były dodatkiem do pióra.

Tylko, że zestawiane są dziś dwa kulturowe wzorce. Z jednej strony mit pseudo-romantyczny, tak bardzo widoczny chociażby po katastrofie smoleńskiej; z drugiej mit gombrowiczowski, który opowiada się za Synczyzną, a nie za Ojczyzną. Chce Pan, będąc bliżej Gombrowicza, walczyć z pseudo-romantyzmem?
Chcę walczyć z wszystkim, co jest podróbką, a nie oryginałem. Propaganda PiS-u sprzedaje tombak jako złoto, wmawiając Polakom, że wspólnotowe wzruszenia, oparte na wykrzykiwaniu haseł o etnicznej jedności i niechęci do całej reszty „obcych” to właśnie miłość do ojczyzny. Mit narodowy może mieć w pewnych okolicznościach znaczenie dobroczynne. Wszelako karykatura mitu - a z tym mamy do czynienia dziś - nigdy. Zobaczmy, co się stało z publicznym wizerunkiem tzw. Żołnierzy Wyklętych. Jak najbardziej zasadna chęć przywrócenia pamięci o żołnierzach antykomunistycznego podziemia z przełomu lat 40/50. XX wieku zmieniła się w popkulturową sieczkę, nabijanie kabzy wytwórcom tzw. odzieży patriotycznej i akademie ku czci. Jestem pewien, że kolejne pokolenia młodych Polaków będą wymiotować na samo hasło Żołnierze Wyklęci i że będzie to wina dzisiejszych tępych propagandystów.

Jeżeli, nieco upraszczając, podzielimy Polskę na pół, to z jednej strony mamy tę pod flagą Unii Europejskiej, z drugiej pod flagą kościoła. Panu dorobiona została dorobiona „gęba” krytyka IV RP, przedstawiciela tej pierwszej Polski. Widać to było choćby podczas wywiadu w TVP, gdzie przekonywano Pana, że przecież jest świetnie, więc o co Panu chodzi.
Dla mnie propaganda Telewizji Publicznej, zarządzanej dziś przez pisowskich funkcjonariuszy jest niemal tożsama z propagandą telewizji z czasów stanu wojennego. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś zobaczę coś tak prymitywnego i nikczemnego w mediach publicznych. Ale pomińmy dziennikarzy bez wstydu i ich sumienia, i powiedzmy, że nieszczęściem jest, że polska debata publiczna została nadmiernie spolityzowana. To jest zresztą wielce charakterystyczne dla systemów autorytarnych: spolityzować każdą aktywność, by ją poddać władzy politycznej, czyli również policyjno-kontrolnej. Im więcej spolityzowanych przestrzeni w państwie, tym większy wpływ polityków na wszystko. Stąd właśnie język emocji w debacie publicznej, bo emocje to coś, czym najłatwiej sterować. Politycy próbują ustawić obywateli jako byty ze zwalczających się sfor. Chcą by wszelki dyskurs się spłaszczył do „jestem za” albo „jestem przeciw”. Wymagają deklaracji wierności i nie lubią jednostek myślących.

Czy „Pokraj” jest Pańskim manifestem? Chce Pan pokazać, że balansujemy na krawędzi, że za chwilę może być naprawdę źle?
Pomysł na „Pokraj” powstał kilka lat temu i się zmieniał. Początkowo chciałem napisać wyłącznie powieść w konwencji książek Edmunda Niziurskiego. Ale czasy się zmieniły i uznałem, że bez szerszego kontekstu społeczno-politycznego historia dwóch sympatycznych gamoni, z których jeden chce zdradzić żonę, a drugi go namawia, by udawał reżysera filmowego, będzie miałką zabawą. Jednocześnie nie chciałem, by to była współczesna Polska w skali 1:1. I stąd właśnie wymyśliłem Pokraj jako miejsce uniwersalne, które jest Polską i nią jednocześnie nie jest. I chyba miałem rację, bo po napisaniu „Pokraju” przeczytałem kilka polskich powieści, które próbują zmierzyć się w języku groteski z pisowską Polską i ich dosłowność jest jednak - tak ja to widzę - rażąca. A dla mnie Pokraj jest i tu, i na Węgrzech, i w Turcji, i w Rosji, i gdziekolwiek na świecie, gdzie władza podsuwa obywatelom propagandowe karykatury państwa, patriotyzmu i prawości, a oni to kupują bez żadnej refleksji. I wierzę, że moja powieść może być zrozumiana także poza Polską.

To może być trudne ze względu właśnie na kontekst, a także bardzo specyficzny język.
Oczywiście „Pokraj” jest napisany bogatą polszczyzną, niełatwą do przetłumaczenia. Jest także pełen odniesień do polskiej literatury, które są częścią narracji. Wchodzą jako słowa-klucze, a im bardziej wykształcony czytelnik, tym lepiej się bawi. Ale takie typy jak wystraszony życiem główny bohater powieści, czyli magister inżynier Sebastian Rawa czy chory z ambicji i pełen kompleksów polityk Eligiusz Krumpolc, który - co należy rozumieć metaforycznie - jest karłem i chce zmienić w karłów wszystkich rodaków polityk, są wszędzie na całym świecie.

W polskiej kulturze jest wiele takich postaci jak inżynier Sebastian Rawa, które podążają za głównym nurtem: Piszczyk czy Dyzma. Czy pokazuje Pan „typowego” Polaka, który jest podatny na to, komu bije dzwon?
Piszczyka życie nauczyło, że trzeba iść z główną falą. A Dyzma to przykład uważnego obserwatora, który wykorzystał ciemnotę środowisk, uważających się za elitę. Obaj są jednak ludźmi aktywnymi, choć pierwszy objawia aktywność glisty, a drugi dzika. Główny bohater „Pokraju” czyli Sebastian Rawa jest człowiekiem pasywnym. Indyferentnym na świat zewnętrzny. Chce być przezroczysty. Jego do jakiejkolwiek aktywności - czyli do tego, by udawać reżysera filmowego - przymusza najbliższy przyjaciela Adaś Rembelski. Ale i Sebastian, i Adaś nie są oportunistami w stylu Piszczyka czy Dyzmy, którzy wykorzystywali sytuację polityczną do poprawy własnego losu. Bohaterowie „Pokraju” w ogóle nie widzą tego, co się w ich kraju dzieje. I to właśnie chciałem pokazać: że większość Polaków nie potrafi - albo nie chce - dostrzec, że ich państwo zmienia się w karykaturę.

Codziennie słyszymy przecież o „katastrofie”, „zamachu”. Być może po prostu skończył się język?
Z pewnością w nadmiarze słów i informacji stępiła się wrażliwość współczesnego człowieka na język. Ale to nie znaczy, że nie ma dla nas ratunku. Prywatny do samego końca Sebastian Rawa odkrywa w sobie artystyczną wrażliwość. Chciał udawać reżysera, by zdobyć atrakcyjną kobietę i choć jej nie zdobył, to zdobył coś znacznie ważniejszego: otwierając się na sztukę i pozwalając dojść do głosu własnej wyobraźni, doświadczył własnej głębi duchowej, co uczyniło go człowiekiem lepszym. I to samo chcę „Pokraju” chcę zaproponować swoim czytelnikom: nie myślcie wyłącznie o rzeczach materialnych. Otwórzcie się na duchowość, którą nosicie w sobie. Spróbujcie żyć kulturą, a będzie wam lepiej.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Andrzej Saramonowicz: My, jako naród mamy wielkie kompleksy, które chcemy przykryć przekonaniem, że ciągle dzieje się nam krzywda - Portal i.pl

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki