Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrew Basso: "Umysł musi wiedzieć, że niemożliwe nie istnieje"

Anita Czupryn
Andrew Basso: "Umysł musi wiedzieć, że niemożliwe nie istnieje"
Andrew Basso: "Umysł musi wiedzieć, że niemożliwe nie istnieje" Bartek Syta/polska press
„Iluzjoniści: Prosto z Broadwayu”, czyli ośmiu magików należących do światowej czołówki już w przyszłym roku pojawi się w Polsce. Odwiedzą Warszawę, Gdańsk i Kraków, dając show na najwyższym poziomie. „Polska” rozmawia z jednym z nich - Andrew Basso, mistrzem ucieczek.

Wśród wyznawców teorii spiskowych panuje pogląd, że iluzjonista to nie jest człowiek. To kosmita.
(Śmiech). Jestem normalnym chłopakiem. Urodziłem się w Borgo Valsugana, małym miasteczku we Włoszech, w zupełnie normalnej rodzinie. Mama nie pracowała zawodowo, zajęta była domem, wychowywaniem dzieci. Tata był przedstawicielem jednej z firm. Ot, zwyczajna, przeciętna rodzina. Ale kiedy miałem 7 lat wydarzyło się coś,co zmieniło moje życie. Zobaczyłem po raz pierwszy iluzjonistę i w tym momencie zrozumiałem, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Pomyślałem wtedy, że ja też chcę to robić.

Ale co było tym impulsem? Co Ciebie zafascynowało? Szczególny pokaz, niezwykły trik, jaki wykonał magik na scenie?
Nic z tych rzeczy. Na przedstawienie zabrała mnie mama. Moja mama jest piękną kobietą, z długimi czarnymi włosami, ale o jasnej karnacji. Zawsze ubierała się na czarno. Przypomina Morticię Addams, wiesz, tę matkę dwójki dzieci z piekła rodem i żonę Gomeza; bohaterkę filmu „Rodzina Addamsów”. Magik stał na scenie, przed swoim stoliczkiem, na którym w szklanym naczyniu miał kulki. Zręcznie je przekładał. A ja spojrzałem na mamę. Na jej twarzy malowało się zdumienie i zachwyt zarazem. Bardzo mnie to dotknęło. To, że iluzjonista potrafił tak wzruszyć moją mamę. Pomyślałem wtedy, że skoro on to potrafi, to ja również tak bym chciał. Od tej chwili to stało się celem w moim życiu: nieść ludziom radość i zachwyt.

Rok później, czyli jako ośmiolatek po raz pierwszy wystąpiłeś na scenie.
Zanim to się stało, siedziałem w bibliotece i połykałem wszystkie książki, jakie tylko znalazłem na ten interesujący mnie temat. Na Boże Narodzenie tata kupił mi radio z mikrofonem. Wychodziłem z tym sprzętem na plac w centrum miasta i dawałem przedstawienia.

Są rzeczy, których jeszcze dzisiaj nie potrafię zrobić, ale nie są niemożliwe. Po prostu potrzebuję na to więcej czasu

Wiem, że miałeś wspaniałych nauczycieli. Jednym z nich jest Polak - podróżnik i eksplorator Jacek Pałkiewicz. Jak to się stało, że go spotkałeś? I czego się od niego nauczyłeś?
Od dzieciństwa potrzebowałem mieć w życiu idola. Pierwszym był oczywiście Houdini, ale on zmarł w 1926 roku, nie miałem szans go spotkać. Mogłem poznać jego historię jedynie dzięki książkom. A jak było z Jackiem Pałkiewiczem? Któregoś dnia byłem w Mediolanie, zostałem zaproszony jako gość do programu telewizyjnego i tam poznałem chłopaka,który zajmował się grafiką komputerową. Chłopak nazywał się Konrad Pałkiewicz i okazało się, że jest synem Jacka. Zostaliśmy przyjaciółmi. Spotykamy się i współpracujemy razem - robimy zdjęcia, wideo,które wrzucamy do internetu. I raz, podczas naszej wspólnej pracy przyszedł Jacek Pałkiewicz. Wiedziałem już o nim sporo, czytałem jedną z jego książek, więc kiedy w końcu się poznaliśmy, miałem do niego tysiące pytań. I w taki oto sposób urzeczywistnił się mój mit idola - poznałem go na żywo. Zawsze mnie fascynowali ludzie, którzy robią rzeczy niemożliwe. I oto spotykam człowieka, który samotnie przepłynął Atlantyk, który był w takich miejscach, gdzie inni na jego miejscu by zginęli, umarli, a on wrócił żywy. Podczas naszego spotkania pokazałem mu trochę magicznych sztuczek, ale ponieważ Jacek jest bardzo racjonalny, próbował na rozum wziąć to,co zobaczył. Były momenty, kiedy jego głowa była o krok od eksplodowania (śmiech. Ale, że jest to facet który wszystko robi z pasją, to i z pasją podszedł do mojej działalności. Pokazałem mu filmiki wideo i to,w jaki sposób uwalniam się z kajdan, będąc zanurzonym w wodzie, a on wtedy powiedział: „Mógłbyś wielu rzeczy nauczyć policjantów”.

I tak się stało. W 2000 roku byłeś w Polsce i w jednym z warszawskich komisariatów nie dość, że pokazałeś policjantom, jak się uwolnić z kajdanek, które ci założyli, to jeszcze udało ci się jednemu z nich wyciągnąć zegarek z kieszeni tak, że tego nawet nie zauważył.
To prawda (śmiech). Ale wracając do Jacka Pałkiewicza, nasz kontakt się zacieśnił, zbudowała się relacja,jaka rodzi się między mistrzem a uczniem. Jacek przekazał mi umiejętności, jakie sam posiadał.

Co najbardziej cenisz sobie z tej wiedzy, jaką Ci przekazał Jacek Pałkiewicz?
Mówiąc w telegraficznym skrócie, najważniejsze, co włożył mi do głowy, to wiara w to, że zawsze jest jakieś wyjście. Czyli - umysł musi wiedzieć, że niemożliwe nie istnieje. Że na pustyni też zawsze można znaleźć wodę, a na Syberii, w krainie zimna, znajdzie się coś ciepłego. Ta filozofia i doświadczenia Jacka bardzo mi się przydają w mojej pracy, a nawet powiedziałbym, że są niezbędne.

Czy to znaczy, że dla Ciebie wszystko jest możliwe?
Są rzeczy, których jeszcze dzisiaj nie potrafię zrobić, ale to nie znaczy, że one są niemożliwe do zrobienia. Po prostu potrzebuję na to więcej czasu. Na przykład korków w Warszawie, jakie zobaczyłem po tym, jak wylądowałem na Okęciu, jeszcze nie umiałem ani zlikwidować, ani przeskoczyć (śmiech).

Jak myślisz, jakie cechy powinien mieć dobry iluzjonista?
Po pierwsze trzeba zrozumieć, na czym w istocie polega to zdumienie i zachwyt ludzi, którzy oglądają sztukę iluzji. Przede wszystkim to powinien poczuć iluzjonista. Powinien mieć świeże, dziecięce spojrzenie. A kiedy się już to poczuje, wtedy dopiero można budzić zachwyt w obserwatorach.

A co z intuicją, wytrwałością, cierpliwością w ćwiczeniu i dochodzeniu do perfekcji?
Jasne. Ale to wszystko zawiera się w słowie pasja, determinacja. To, co robię i ludzie oglądają w ciągu dwóch minut, wymaga poświęcenia pięciu lat uporczywych treningów. Potem wszystko zależy od tego, w jakim kierunku zdecydujesz się skierować w świecie iluzji. Jeśli, dajmy na to, mam odczytywać twoje myśli, to muszę mieć wyostrzoną intuicję i nauczyć się zasad psychologii. Jeśli zaś chcę ćwiczyć uwalnianie się z więzów, będąc zanurzonym w wodzie, to muszę się nauczyć koncentracji umysłu i tak wytrenować moje ciało, aby uwolnienie było możliwe. Do tego dochodzi również znajomość otwierania wszelkich zamków. A zatem, to wszystko, co robią iluzjoniści, potrzebuje tych umiejętności. Efekty tego będą mogli zobaczyć Polacy już w przyszłym roku, bo od lutego do kwietnia 2019 roku będę w Polsce z grupą najlepszych na świecie iluzjonistów, a swoje występy będziemy kierować do osób od najmłodszych do najstarszych, zarówno do dzieci, ich rodziców i dziadków. Każdy z nas, ośmiu iluzjonistów jest mistrzem świata w swojej specjalności. Na przykład Koreańczyk Yo Hu Jin przez 12 lat dzień i noc trenował karciane sztuczki, żeby pokazać w Polsce, to, co potrafi. Osiągnął perfekcyjność i artyzm na najwyższym poziomie. Ja przedstawię najbardziej niebezpieczny numer, jaki wykonywał Harry Houdini, najsłynniejszy iluzjonista świata, mistrz ucieczek i akrobacji - będę związany kajdanami, zanurzony w wodzie głową w dół, ale po raz pierwszy na świecie pojemnik, w którym zostanę uwięziony, nie będzie zasłonięty kotarą, więc będzie można zobaczyć, w jaki sposób się uwalniam i jak sobie radzę. Słowem, każdy z nas pokaże coś wyjątkowego. Świat iluzji jest bardzo pojemny, wszystko zależy od tego, jaką specjalizację się wybierze. Ale każda specjalizacja wymaga innych umiejętności.

Mówią o Tobie, że jesteś następcą Houdiniego, ale do świata iluzji wciąż trafiają młodzi ludzie, tak samo zafascynowani magią, jak Ty w dzieciństwie. Czujesz na plecach oddech konkurencji?
Jestem bardzo szczęśliwy, że rośnie młoda gwardia, że młodzi ludzie chcą poznawać tajniki tej sztuki. To naturalny, wymienny cykl, a także jedyny sposób na to,aby ta magia przetrwała i była kontynuowana poprzez praktykę i wiedzę.

Doczekałeś się już własnych uczniów i wyjawiasz im własne sekrety,dzielisz się doświadczeniami?
Jestem przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będę miał swoich uczniów, w przyszłości. Na razie muszę być skupiony na rozwijaniu własnej kariery, mam dopiero 33 lata. Kiedy przyjdzie czas, abym zszedł ze sceny, to któremuś z młodych adeptów powiem: „Teraz twoja kolej” i wszystkiego go nauczę.

Jesteś za tym, aby iluzjoniści pisali książki, w których ujawniają sekrety swojej sztuki?
W naszym świadku istnieje takie stare powiedzenie: „Jeśli chcesz zachować tajemnicę, to umieść ją w książce, bo nikt jej nie przeczyta” (śmiech). Dziś głównym źródłem wiedzy jest internet i YouTube, książki przestały być popularne, jeśli oto chodzi.

Jakie pytania najczęściej zadają iluzjonistom widzowie?
Najczęściej pytają: “Jak ty to robisz?” A w moim przypadku, kiedy ryzykuję życiem - “Dlaczego to robisz?”

Co wtedy odpowiadasz?
Nie ma na to jednej odpowiedzi, bo tajemnica musi pozostać tajemnicą. Nie chodzi mi o to, aby publiczność rozumiała, jak to robię, ale zobaczyła, na ile jestem sprawny w tym, co pokazuję. Kiedy jestem zanurzony w wodzie, to nie ma w tym żadnej tajemnicy - widać, że nie mam powietrza, jestem uwięziony i muszę uwolnić się z więzów. A dlaczego to robię? Mam wiele powodów. Przede wszystkim w dzisiejszym świecie przyzwyczailiśmy się do wirtualnej rzeczywistości. To, co ja robię, jest pozbawione tego internetowego filtru, tej ściany, jaka jest między ludźmi, którzy funkcjonują w cyberprzestrzeni. Wszystko odbywa się w sposób bezpośredni, na żywo. Wówczas emocje również pojawiają się w sposób bezpośredni. I mam nadzieję, że to wciąż jest to,co czułem, kiedy byłem dzieckiem i ujrzałem zachwyt na twarzy i w oczach mojej mamy.

Skąd dziś czerpiesz inspiracje do tego, żeby pokazywać najtrudniejsze sztuki?
Inspiracją wciąż są wielkie nazwiska iluzjonistów z przeszłości. Ale też z całą pewnością i dzisiejsze sławy, jak David Copperfield, czy Dynamo - oni uczą czegoś nowego, wchodzą na wyższe szczeble tej sztuki, przekraczają kolejne granice niemożliwego. Publiczność widząc te kolejne szczeble, pozostaje z otwartą buzią. Widzę, że ta poprzeczka, którą oni ustawili, jest również dla mnie, że publiczność czuje, abym ja również pokazał coś na tym najwyższym poziomie, jaki oni podnieśli. Muszę się więc inspirować ich poczynaniami, a jako artysta wciąż muszę myśleć o tym, aby zrobić coś nowego, oryginalnego. Impuls przychodzi czasem z kina, pomysł rodzi się pod wpływem obejrzanego filmu, przeczytanej książki, albo ze spotkania z ludźmi, jakich poznaję w swoim życiu. Tak, jak było to z Jackiem Pałkiewiczem, który zainspirował mnie elementami survivalu, a survival jest wyzwaniem rzuconym dla ciała, dla organizmu. To jeden z bardziej fascynujących mnie tematów. Uważam, że nasze ciało pełne jest magii, zupełnie niezwykłych i niesamowitych zdolności, tylko że my często w ogóle nie myślimy o tym, aby próbować to odkryć. Rodzimy się, rośniemy, dojrzewamy i nie wykorzystujemy w pełni tego, co zostało nam dane.

Co dzisiaj jest dla Ciebie największym wyzwaniem? Czy planujesz taki numer, którym przekroczysz wszystko to, co zrobiłeś do tej pory?
W tym momencie otwieram wszelkie zamki, kłódki, łańcuchy, aby się uwolnić. Ale szukam sposobu na to, żeby móc przechodzić przez ściany. Wtedy nie będę już musiał otwierać zamków (śmiech).

Wierzysz w magię?
Oczywiście.

To jakie nadzwyczajne, magiczne, cudowne rzeczy zdarzyły się w Twoim życiu?
Trudno to ubrać w słowa, bo to nie ma nic wspólnego z latającymi talerzami, ponieważ bardziej dotyka tego, co czuję w środku. Nie jestem w stanie zwerbalizować tego wszystkiego, co zdarzyło się w moim życiu.

Czy nowe technologie pomagają w pracy iluzjonisty, czy wręcz przeciwnie?
Mnie osobiście nie pomagają. Nie korzystam z nich. Mnie interesuje, żeby zadziwić ludzi, tym co sam zrobię i pokażę. Chciałbym, żeby ludzie widzieli mnie, byli zaskakiwani i oklaskiwali mnie za jakość mojego wykonania, a nie dlatego, że nowe technologie, czy sprzęt mi w tym pomogły. Ale z drugiej strony technologia bardzo wspomaga cały spektakl. Światła, kamery, muzyka, wielkie ekrany, które pozwalają zobaczyć nawet włosek, czy inne drobne szczegóły. Technologia pomaga rozkręcić show do wielkich rozmiarów. Ale jednak istotą jest wykonanie, a ono polega na wiedzy i umiejętnościach, jakie nabył iluzjonista.

A jeśli podczas takiego wielkiego show coś pójdzie nie tak? Zdarzyło Ci się, że Twój numer się nie udał?
Pewnie. Wiele rzeczy, które przygotowuję, długo trenując mogą nie wyjść. Nie zawsze jest tak, że wszystko na scenie musi się udać za wszelką cenę. Liczy się też interakcja z publicznością, a ona musi być. Zarówno trening, jak i potem rezultat zależy od tego, jak wygląda ta interakcja z widownią. A to daje większą lub mniejszą przestrzeń na przekazanie tego, co chce się pokazać. W 2012 roku na inauguracji spektaklu Sydney Opera House, na którą przyszło 3 tysiące widzów; był to bardzo ważny wieczór, pojawili się najwięksi producenci, miałem po raz pierwszy pokazać, jak uwalniam się z więzów zanurzony w szklanej kabinie z wodą. Żeby móc to zrobić, muszę być bardzo spokojny, muszę spowolnić bicie serca. Ale tego wieczoru emocje sięgały zenitu i moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej. Wszedłem pod wodę. Byłem wytrenowany, żeby wytrzymać tam dwie i pół minuty, tymczasem okazało się, że miałem kłopoty już po kilku sekundach. Moi asystenci zauważyli, że się spóźniam z uwolnieniem z więzów, a ja zacząłem już tracić świadomość. Musieli wstrzymać spektakl i wyciągnąć mnie z kabiny.

Twoja praca jest bardzo wyczerpująca, Twoje życie jest intensywne, a nawet szalone, bo ciągle podróżujesz. W jaki sposób odpoczywasz? Jak wygląda Twoje życie, kiedy schodzisz ze sceny?
Jestem w takim wieku, w którym moja kariera bardzo się rozwija, jestem w ten rozwój bardzo zaangażowany. Przez 10 miesięcy w roku jestem w drodze, na tournee, podróżując po całym świecie. Jeśli nie spektakl, to wywiady, programy telewizyjne. Jeśli nie wywiady, to zaproszenia na prywatne pokazy z okazji różnych uroczystości w domach bogatych ludzi. Niewiele czasu zostaje mi na normalne życie. Wczoraj byłem w Kuwejcie, dziś przyleciałem do Polski zapowiedzieć nasze tournee, a pojutrze będę w Nowym Jorku. Ale kiedy tylko pojawia się kilka dni wolnego, nawet z drugiego końca świata jadę do Włoch, żeby odwiedzić moich rodziców i razem z nimi zjeść obiad.

Czy oprócz iluzji masz jeszcze jakieś inne hobby, pasję?
Od małego śniłem o tym,aby mieć niezwykłe zdolności, a zatem moja uwaga zawsze była skierowana na rzeczy dziwne. Teraz, będąc mężczyzną po trzydziestce potrafię otworzyć wszystkie zamki i kłódki, jakie istnieją na świecie. Potrafię długo przebywać pod wodą, zamknięty w ciasnym pomieszczeniu. Ale nigdy nie zastanawiałem się nad takimi banalnymi rzeczami, jak złożenie ubrania i tego nie potrafię (śmiech).

Czy teraz jesteś w takim momencie życia, że osiągnąłeś sukces, na który czekałeś? I czym dla Ciebie jest sukces?
Z pewnością poziom, który dziś reprezentuję to coś, o czym od małego śniłem: robić magię podróżując po całym świecie. I teraz to właśnie robię. Ale wraz z upływem czasu, marzenia rosną. Mam już za sobą Broadway i największe teatry świata. Ale to wcale nie znaczy, że teraz usiądę sobie spokojnie i powiem: „Doszedłem do szczytu”. W trakcie kończenia jednego tournee już myślę nad tym, co będę robić w kolejnym, co pokażę, w jaki sposób podbić publiczność czymś jeszcze bardziej spektakularnym, większym. Kreatywność musi być żywa nieustannie,aby nieustannie podnosić poziom. Na tym polega moje życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Andrew Basso: "Umysł musi wiedzieć, że niemożliwe nie istnieje" - Portal i.pl

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki