Janina Filochowska ma 81 lat. Razem z synem mieszka w małym domku jednorodzinnym pod Ostrołęką. Kobieta ma problemy ze słuchem i wzrokiem.
Chciała pomóc córce
Jej problemy zaczęły się 23 grudnia 2009 roku. Tego dnia do drzwi starszej pani zapukał pewien mężczyzna.
- Mówił, że moja córka ma długi i straszył, że jak nie zacznę ich spłacać, to ją aresztują - wspomina kobieta.
Córka, o której mowa, była zameldowana w domu swojej matki. Od kilku lat przebywa jednak za granicą i nie utrzymuje kontaktu z rodziną.
- Listonosz przynosił listy adresowane do mojej córki. Wynikało z nich, że jest zadłużona na około 4 tysiące złotych. Chciałam jej pomóc i spłacić ten dług. Nie wiedziałam, że będę miała z tego powodu tyle problemów.
23 grudnia 2009 roku w domu pani Janiny nie było syna, który się nią opiekuje. Niedowidząca i niedosłysząca kobieta podpisała umowę dotyczącą spłaty długów córki.
- Myślałam, że wpłacę 4 tysiące złotych i będzie po sprawie. Po jakimś czasie zorientowałam się, że spłaciłam już tę kwotę, a pieniądze są nadal pobierane z mojej renty - tłumaczy pani Janina.
Sprawą zainteresowała się rodzina staruszki. Okazało się, że na umowie z 2009 roku widnieją nie cztery a prawie 30 tys. zł!
- Nie byłam tego świadoma, a mężczyzna, który przyszedł do mojego domu nie poinformował mnie o tym - twierdzi zdenerwowana kobieta.
Poszli do sądu
Ze względu na trudną sytuację finansową (kobieta utrzymuje się z renty w wysokości 640 zł, z czego 360 co miesiąc ściągała firma windykacyjna), Janina Filochowska przestała spłacać dług, który przejęła po córce. Niedługo po tym otrzymała zawiadomienie, że windykator skierował przeciwko niej pozew do sądu.
- Ja już nie wiem co mam robić! Teraz mnie po sądach będą ciągać? Ja ledwo z łóżka mogę wstać, a co dopiero do sądu na drugi koniec Polski jechać - mówi ze łzami w oczach.
Rodzina pani Janiny niejednokrotnie próbowała rozmawiać w jej imieniu z pracownikami firmy windykacyjnej. Bezskutecznie.
Oddajcie pieniądze
By wyjaśnić sprawę skontaktowaliśmy się z Łukaszem Narożnym, specjalistą ds. public relations marketing i PR w owej firmie windykacyjnej.
"Działania negocjatorów podlegają przepisom powszechnie obowiązującego prawa, a nasi przedstawiciele działają zgodnie ze standardami branżowymi, wewnętrznym kodeksem etycznym i Zasadami Dobrych Praktyk KPF. Wszystkie działania w naszej spółce podlegają skrupulatnej kontroli i są cyklicznie audytowane. Według naszych ustaleń wszelkie czynności związane z tą sprawą były podejmowane przez naszych pracowników zgodnie z powszechnie obowiązującym prawem" - poinformował nas w mailu.
W tym samym czasie przedstawiciele firmy windykacyjnej wystosowali pismo do pani Janiny. Po naszej interwencji udało się anulować umowę, którą podpisała kobieta.
- Powiedzieli, że wszystko było zgodnie z prawem, ale ze względu na moją trudną sytuację finansową i stan zdrowia wycofają pozew sądowy i odstąpią od dochodzenia kwoty, która została do spłacenia - powiedziała nam kobieta.
Pani Janina nie jest jednak w pełni usatysfakcjonowana. Uważa, że przedstawiciel, z którym podpisywała umowę, postąpił nieuczciwie. W związku z tym kobieta domaga się zwrotu 7 tysięcy złotych, które przez 20 miesięcy pobrano z jej konta na spłatę długów córki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?