Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

600-lecie Bitwy pod Grunwaldem. Rycerze, popcorn i… disco polo

Dziennik Wschodni
Inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem.
Inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem. Fot. Artur Stasiewicz
"W jeden z niewielu wolnych weekendów w te upalne wakacje postanowiłem wybrać się z moimi znajomymi na wydarzenie, które od dawna uważałem za ważne, czyli na Bitwę pod Grunwaldem" - recenzja imprezy naszego Internauty.

Cała podróż obfitowała oczywiście w wiele przygód - jak to w Polsce gdy się podróżuje PKP… a dziś tekst nie o tym. Dziś chciałem o czymś zupełnie innym, a mianowicie o ludzkiej mentalności.

Długo zastanawiałem się, w jakiej kolejności napisać ten artykuł - czy najpierw pochwały dla rycerstwa, za klasę i rozmach całego przedsięwzięcia czy może najpierw ruganie gawiedzi. Postanowiłem ostatecznie opisać tak pół na pół.

Przybyliśmy na miejsce w piątek późnym po południem - chcieliśmy być rano ale los chciał inaczej… niemniej jednak udało nam się mimo późnej pory znaleźć jakieś porządne miejsce na rozbicie obozowiska. Ciężko było o lokację z dala od kurzu i zgiełku, ale udało się nam ją znaleźć na skraju niewielkiego lasku nieopodal jednej z trzech scen rozlokowanych na terenie całego festiwalu.

Gdy rozbijaliśmy namioty dochodziły do nas skoczne rytmy wiejskiej muzyki i śpiewów z przytupem - co tu dużo mówić, było "klimatycznie". Ruszyliśmy na rekonesans po okolicy, aby zobaczyć co się dzieje ciekawego tu i ówdzie.

Wesołe miasteczko nie raziło tak bardzo ponieważ nasz wzrok od razu skierował się na monumentalny pomnik Bitwy oraz coś co można by nazwać "tarasem widokowym" - ludzi było dużo - ale ich obecność w zasadzie nie przeszkadzała w niczym.

Po zasięgnięciu języka od służb informacyjnych udaliśmy się od razu do części rycerskiej - gdzie automaty do lodów i popcornu zastąpiły stragany rzemieślników oraz namioty rycerzy. Mieliśmy okazję posłuchać niesamowitej, folkowej muzyki - wykonywanie jej w takich warunkach, potęgowała jeszcze jej brzmienie, oraz obejrzeć niemal cały turniej rycerskich walk.

Rycerze z Białorusi, Litwy, Rosji oraz Polski ścierali się w walkach czterech na czterech, na specjalnej przygotowanej arenie - nie było litości! Oczywiście była to zabawa w duchu fairplay ale ciosy, które spadały na dzielnych wojowników były jak najbardziej prawdziwe! Dwóch z nich odwieziono do szpitala, a wielu musiało wesprzeć się na ramionach giermków i niewiast aby zejść z pola. Do późnych godzin nocnych klimat średniowiecza unosił się nad tą częścią festiwalu i nie było chyba osoby, której nie podobał się ten pokaz umiejętności oraz prezentacja kultury średniowiecza.

Czar prysł gdy ruszyliśmy w stronę naszego obozowiska i tuż przy głównym pomniku upamiętniających wydarzenia z 1410 roku, jakaś banda pijanych turystów rozbijała butelki o kamienną podłogę, wykrzykując jakieś bełkotliwe przekleństwa i zaczepki do przechodzących ludzi - ochrony ani policji nie było nigdzie widać…

Jakież było nasze kolejne zdziwienie, gdy powróciliśmy do namiotów koło północy, a tam na "naszej małej folkowej scenie" zamiast fujarek i tamburyn, rozbrzmiewały w najlepsze dzięki elektronicznego pianina i Disco Polo! "Usia siusia! Żono moja, serce moje! Chodźmy za stodołę!" mimo tego "zgrzytu" udało nam się jakoś zasnąć - ale nikt nie przypuszczał, że to tylko zapowiedź "buractwa" jakie miało nastać już za parę godzin - w dzień bitwy.

Wstaliśmy skoro świt - gdy w namiotach zaczęło robić się nie znośnie gorąco. Po szybkim śniadaniu zaczęliśmy planować z jakiego miejsca najlepiej będzie nam obejrzeć bitwę aby widzieć jak najwięcej.

Po kilku chwilach stało się jasne, że nasze plany już poszły na manowce ponieważ tłum ludzi parł zewsząd, zewsząd końca jego nie było widać. Już za parę chwil wszystkie dobre miejsca miały być zajęte, a ludzie nadal nadchodzili… gdy piszę ten tekst to nie wiem ile osób tam ostatecznie było - parę dzieciąt, paręset tysięcy? Jedno jest pewne było ich stanowczo za dużo… żar lał się z nieba a do inscenizacji bitwy było jeszcze dwie godziny.

Nie było szans na znalezienie miejsca dla całej naszej grupy, więc rozdzieliliśmy się i każdy szukał sobie dogodnego miejsca indywidualnie - i wtedy dopiero dostrzegłem w jakie "bagno" wdepnąłem.

Szedłem przez tłum w kierunku siedzących, gdy w pewnym momencie jakaś starsza kobieta zagrodziła mi drogę parasolką - ja do nie kulturalnie "przepraszam proszę Pani", a ona na to "jakie przepraszam? Dalej k... nie przejdziesz, wynocha!"… a dalej było już tylko gorzej - ludzie przepychali się bluzgali na siebie, krzyczeli takie wiązanki, że aż więdły uszy. "Niech pan siada k...! Nie ma żadnego stania", "Siadaj pan k.... bo pana posadzę!" , "Zabieraj tego dzieciaka!" , "Wynocha!", "Wy.......ć z tymi aparatami!" powiedziała kobieta z nadwagą koło 50-siątki robiąc zdjęcia. Mały chłopiec parę metrów przede mną wstał - miał na oko około 5-6 lat - momentalnie został obrzucony inwektywami "siadaj smarkaczu, k....!".

Należy tu dodać, że na tych opornych co "siadać, k...., nie chcieli", poza przekleństwa poleciały butelki po napojach, puszki po piwie, a nawet kamienie!

Strach było na to wszystko patrzeć! Aby dopełnić rozmiaru tego buractwa, muszę nadmienić, że klęli na siebie zarówno starzy, jak i młodzi, grubi i chudzi, ogoleni na łyso i emeryci… festiwal warcholstwa w najgorszym wydaniu trwał niemal do zakończenia całej inscenizacji! Co gorsza gdy w końcu przedarłem się przez nienawistny tłum buraków i pieniaczy i dołączyłem do moich znajomych, okazało się, że wszyscy oni doświadczyli niemal takiej samej porcji buractwa i nienawiści jak i ja… naprawdę nie wiem jak to wszystko podsumować, to po prostu smutne.

Smutne, że takie wielkie historyczne wydarzenie zamieniło się w najgorszej klasy festiwal dla gawiedzi, która nie widzi różnicy pomiędzy wiejską potańcówką w remizie, rozróbą w dyskotece, a inscenizacją bitwy, która zmieniła obliczę średniowiecznego świata tej części Europy.

Na domiar złego, gdy opadał kurz, a rycerze odchodzili w chwale, rozpoczęła się kolejna bitwa - o wodę. Ludzie rzucili się na licznie rozlokowane punkty z napojami i zaczęli wykupywać wszystko jak leci - a niewiele już pozostało. Kupcy wszelacy wietrząc interes zaczęli podnosić ceny napojów! W konsekwencji za półlitrową butelkę wody trzeba było zapłacić, uwaga, 10 złotych!

Jako puentę to mojego przydługiego tekstu zacytuję dialog ze sklepu spożywczego z pobliskiego Sanina, przez który przechodziliśmy jakiś czas potem: "- Kaśka idziesz na Grunwald?" "- aa nooo miałam iść podobno jacyś rycerze się tam biją", "- rycerze już się nap.....li, nudne było, ale teraz mają grać Bojsi, idziesz?". A więc popcorn, lody, balony, średniowieczne chaty, rycerze, burdy i disco polo - czyli Bitwa pod Grunwaldem. Wszyscy, którzy w niej polegli w grobach się przewracają.

Źródło: Bitwa pod Grunwaldem, czyli popcorn, rycerze i disco polo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki